— Od roku wisisz u mnie na dwieście złotych, a na wódkę masz, co? — Zydek — rzekł melancholijnie blondyn — już ty się nie skarż. Ładne parę moich litrów przepłynęło ci przez nerki. A forsę dostaniesz po pierwszym. — Papierosa! — odezwał się nagle Meto. — Daj który papierosa! — Rozległ się dzwonek. — To Guła — rzekł Tkaczyk — idź. Moryc, otwórz. — Moryc wyszedł i za chwilę wszedł za Robertem Kruszyną.
Kruszyna podał wszystkim rękę i usiadł obok Tkaczyka na stole.
— Co się stało? — spytał Meta.
— Nie wiem — odparł tępo Meto.
— Jest na bani? — spytał Kruszyna Tkaczyka.
— Cholera go wie — wzruszył ramionami Tkaczyk. — Siedzi tak od godziny.
— Daj mu spokój — rzekł Mechciński. — Wylakierował się gdzieś i załatwili go. Przyjdzie do siebie.
— Lakier i miłość. Te rzeczy gubią człowieka — czknął sentymentalnie blondyn.
— Ale kolekcja — rzekł Kruszyna. — Ty masz, Tkaczyk, modele. Dość tego pajacowania! — dodał ostro — śpiewaj. Meto, co i jak? Gdzie Irys? Gdzie Maniek? Gdzie reszta? Wiem, żeście wczoraj rozrabiali na jakichś imieninach na Mokotowie.
— Co to mnie obchodzi — rzekł Meto i spojrzał przytomnie po obecnych. — Dalej bawicie się beze mnie. Ja wysiadam.
Wstał, podszedł do kranu, odkręcił go, pochylił zmasakrowaną twarz i długo pił. Po czym rzekł:
— Obędzie się bez prasowania. Dawaj spodnie, Tkaczyk!
Wyrwał marynarkę z rąk Tkaczyka i naciągnął ją z wysiłkiem. Stał teraz w marynarce i kąpielówkach, niezdecydowany, okropny, śmieszny.
Kruszyna nie wstając ze stołu pchnął go mocno na łóżko. Meto opadł ciężko i przesunął ręką po czole.
— Opowiadaj — rzekł twardo Kruszyna. — Ale wszystko.
Kiedy Meto skończył, odezwał się dzwonek. Mechciński otworzył i wszedł Guła z wódką. — Piecywo do bawarlki — wyseplenił kładąc na kuchni zawinięte w przemoczoną gazetę kwaszone ogórki. Umył szklanki i rozlał wódkę. Tkaczyk rysował jakieś esy — floresy krawieckim woskiem na ścianie. Zapatrzył się przed siebie i rzekł:
— Sami gwardziści. Irys, Meto, Maniek. Siedmiu ludzi. Lejbgwardia.
— To koniec — powiedział niepewnie blondyn. — Ilu ich było? Dwudziestu? Trzydziestu? Żeby was tak rozprowadzić?
— Ilu? — powtórzył Meto. — tych dwóch na początku, szoferak i ten wielki. A potem? Nie wiem. Może dziesięciu, może stu, a może.
— Może jeden. — uśmiechnął się ironicznie Mechciński, zaciągając się trzymanym w zagłębieniu dłoni ogarkiem papierosa.
— Szoferak i ten wielki już leżeli, już byli pod obcasem — rzekł Meto. — Tylko potem. Jak pragnę zdrowia! — uderzył się żarliwie w pierś — ja nie wiem. Nic nie wiem.:: Zainkasowałem raz w bambuch drugi raz w serce, patrz! — rzucił się do kąta i poderwał płaszcz z podłogi — przez taką grubą jesionę. I koniec. Wysiadka! Ja! Rozumiesz?
Wstał w całej okazałości, przeciągnął muskularny korpus.. Wziął szklankę z wódką w drżące palce i pił wolno jak herbatę.
— Robert — powiedział Mechciński do Kruszyny. — Zastanów się, to duża rzecz. Pamiętasz, opowiadałem wam, jakie baty dostałem kiedyś na Wiejskiej, i tę mowę tego lekarza z.Pogotowia na komisariacie. Potem była historia ze Stryciem.
— Z jakim Stryciem? — spytał blondyn.
— Z tym z Czerniakowskiej ulicy. Nie znasz Strycia, Jaśka Strycia?
— A potem ktoś załatwił Leona i Julka Migdała na rogu Widok i Kruczej — rzekł Tkaczyk. — Też numer nie z tej ziemi, gadało się o tym.
— Jeśli nie liczyć tych wszystkich drobnych rozróbek na mieście i pod miastem. Wiesz, tych małych historii z małymi kozaczkami ze swojej dzielnicy.
Kruszyna wziął szklankę i wypił wódkę, zagryzając kawałkiem ogórka. Obtarł usta ciemną, muskularną dłonią.
— No i co z tego? — powiedział obojętnie.
— W tym coś jest — uśmiechnął się nieszczerze Mechciński.
— Fakt — przytwierdził Tkaczyk. — Mówi się o tym, tu na Śliskiej. I na Żelaznej. I na Grzybowskiej.
— I na Pradze. I na Ochocie. I na Woli — rzucił Mechciński, biorąc wódkę w rękę. — Rodacy! — rzekł z troską blondyn. — To moje śniadanie. I pana Tkaczyka. Panowie do tego, jakby to była woda. A to kosztuje. To drogi płyn.
— Ty, Moryc, zostaw — mruknął opryskliwie Kruszyna. — Nie twoja sprawa. Cholera cię gdzieś nosi ostatnio, nigdy cię nie ma, jak trzeba. Kto cię wie, gdzie ty ostatnio kursujesz.