Выбрать главу

— Taaa… — pierwszy policjant przypalił sobie cygaro i cisnął zapałkę na kosmaty czerwony dywanik Eldridge’a.

W porządku, zdecydował Thomas, załóżmy, że to, co się dzieje, jest prawdą. Biorąc pod uwagę okoliczności, musi w to uwierzyć. Nie było to aż tak bardzo absurdalne: zawsze przecież podejrzewał, że jest genialny.

Jednak co, tak naprawdę, się wydarzyło?

W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym drugim wynajdzie maszynę czasu.

Logiczne, biorąc pod uwagę jego talent.

Wyruszy w podróż poprzez trzy sektory Cywilizowanego Czasu.

Cóż, z pewnością, skoro już będzie miał maszynę czasu. Jeśli istnieją trzy sektory, to oczywiste, że będzie chciał je zbadać.

Mógłby spenetrować nawet sektory niecywilizowane.

A potem, zaskakując wszystkich, okaże się złodziejem.

Nie! Mógł zaakceptować wszystko inne, ale to zupełnie nie leżało w jego charakterze. Był niezwykle uczciwym młodym człowiekiem, nigdy nie popełnił najdrobniejszego nawet oszustwa, jakich dopuszczają się ludzie. Jeszcze jako student nigdy nie ściągał podczas egzaminów. Będąc dorosłym człowiekiem zawsze uczciwie płacił podatek dochodowy, co do ostatniego pensa.

Ba, jego wstręt do występku miał jeszcze głębszy charakter. Eldridge pozbawiony był całkowicie żądzy władzy i posiadania. Jego najgłębszym pragnieniem było zawsze osiedlenie się w jakimś sennym zakątku kraju, czerpanie zadowolenia z książek i muzyki, słońca, sympatycznych sąsiadów i miłości jakiejś drobnej, uczciwej kobiety, która zechciałaby być jego towarzyszką życia.

A teraz oskarżono go o złodziejstwo. Nawet jeśli był winny, jaki wyobrażalny motyw mógł pokierować jego działaniami?

Co miało stać się z nim w przyszłości?

— Wybierasz się na wyścigi odpalaczy? — spytał jeden z gliniarzy drugiego.

— Czemu nie? Będą w Malinową Niedzielę, prawda?

Eldridge nic ich nie obchodził. Gdy ponownie zjawi się Viglin, zakują go w kajdanki i zaciągną do sektora pierwszego. Tam zostanie skazany i wtrącony do celi.

A wszystko to za przestępstwo, które dopiero kiedyś popełni.

Podjął szybką decyzję i natychmiast wprowadził ją w życie.

— Słabo się czuję — oznajmił, po czym zaczął się zsuwać z krzesła.

— Uważaj, on może mieć broń! — krzyknął jeden z policjantów.

Ruszyli w jego stronę, zostawiając transporter na kanapie.

Eldridge wymknął się im po drugiej stronie biurka, po czym skoczył na maszynę czasu. Nawet w tak szaleńczym pośpiechu zdał sobie sprawę, że sektor pierwszy nie będzie dla niego zbyt bezpiecznym miejscem. Gdy policjanci pędzili sprintem w jego stronę przez pokój, nacisnął guzik oznaczony napisem: SEKTOR DRUGI.

Natychmiast pochłonęła go ciemność.

Gdy Eldridge otworzył oczy, odkrył, że stoi zanurzony po kostki w kałuży brudnej wody. Znajdował się na polu, mniej więcej sześć metrów od drogi. Klimat tego miejsca okazał się ciepły i wilgotny. Eldridge skonstatował też, że pod pachą ściska kurczowo przenośnik.

Był w sektorze drugim przyszłości i nie odczuwał z tego powodu ani odrobiny lęku.

Powędrował ku drodze. Po obu jej stronach widniały spiętrzone tarasami pola, a na nich — zielone źdźbła sadzonek ryżu.

Skąd tutaj ryż? To prawda, Eldridge przypomniał sobie, że w jego własnym sektorze czasu przewidywano zmianę klimatu.

Spodziewano się, że kiedyś strefa gorąca — może nawet tropikalna — ogarnie okolice Nowego Jorku. Wyglądało na to, że przyszłość potwierdziła tę teorię. Już w tej chwili Eldridge pocił się obficie. Grunt był wilgotny, tak jakby niedawno padał deszcz, a bezchmurne niebo miało intensywną niebieską barwę.

Gdzie mogli być teraz farmerzy? Rzuciwszy okiem na słońce w zenicie, Eldridge bardzo szybko znalazł odpowiedź.

Naturalnie, urządzili sobie sjestę.

Spojrzawszy wzdłuż drogi, w odległości około kilometra zobaczył jakieś budynki. Zdrapał błoto z butów i zaczął iść w tamtą stronę.

Cóż jednak zrobi, kiedy już tam dotrze? W jaki sposób odkryje, co stało się z nim w sektorze pierwszym? Nie może przecież podejść do kogoś i oznajmić:

— Przepraszam pana bardzo, jestem z roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego czwartego, o którym być może pan słyszał. Wygląda na to, że w niezrozumiały dla mnie sposób…

Nie, to zabrzmi głupio.

Powinien wymyślić coś innego. Zastanawiając się nad tym, Eldridge wędrował dalej, a słońce w zenicie prażyło wściekle. Przełożył transporter do drugiej ręki, a potem przyjrzał mu się dokładnie. Pomimo że zamierzał go wynaleźć — a właściwie już go wynalazł — lepiej by było, gdyby dowiedział się czegoś więcej, jak właściwie działa ta maszyna.

Na jej obudowie znajdowały się guziki, oznaczające trzy pierwsze sektory Cywilizowanego Czasu. Był też specjalny, wydzielony wskaźnik kontrolny do podróżowania przez sektor trzeci do sektorów niecywilizowanych. W jednym z rogów widniała metalowa tabliczka, na której napisane było: OSTRZEŻENIE — Proszę zachować przynajmniej półgodzinny odstęp pomiędzy skokami w czasie, w celu uniknięcia anulowania.

Nie mówiło mu to wiele. Według słów Viglina, wynalezienie przenośnika zabrało mu osiem lat — od roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego czwartego do tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego drugiego. Na zrozumienie, jak działa to urządzenie, będzie potrzebował chyba więcej niż kilka minut.

Eldridge dotarł do zabudowań i stwierdził, że znajduje się w mieście sporej wielkości. Po ulicach, w promieniach tropikalnego słońca, spacerowali nieliczni przechodnie, ubrani na biało. Ku zadowoleniu Eldridge’a okazało się, że moda w sektorze drugim jest na tyle konserwatywna, iż jego garnitur nie odbiega krojem od ich strojów.

Przeszedł obok dużego budynku z cegły. Napis na ścianie frontowej głosił: CZYTELNIA PUBLICZNA.

Biblioteka! Eldridge zatrzymał się. Wewnątrz znajdowały się z pewnością informacje o historii ostatnich kilkuset lat. Powinna być tutaj także relacja na temat jego przestępstwa — jeśli w ogóle się go dopuścił — i okoliczności, w jakich je popełnił.

Jednak czy będzie tu bezpieczny? Czy wydano jakiś okólnik w sprawie jego aresztowania? Czy pomiędzy sektorami pierwszym a drugim funkcjonowała umowa o ekstradycji?

Nie było innego sposobu, jak zaryzykować. Eldridge wszedł do wnętrza budynku, minął chudego, bladego bibliotekarza i wkroczył pomiędzy półki z książkami.

Znaczna część zbiorów dotyczyła czasu. Najdokładniejszym opracowaniem tego zagadnienia okazała się książka „Geneza podróży w czasie” pióra Ricardo Alfredexa. Pierwsza część tego dzieła mówiła o tym, jak młodemu geniuszowi Eldridge’owi pewnego dnia przyszedł do głowy zalążek głównej idei, gdy studiował kontrowersyjne równania Holsteada.

Sama formuła okazała się naprawdę wręcz absurdalnie prosta — Alfredex cytował jej główne reguły — jednak wcześniej nikt na nią nie wpadł. Geniusz Eldridge’a polegał przede wszystkim na dostrzeżeniu tego, co oczywiste.

Eldridge zmarszczył brwi, przeczytawszy to dyskredytujące go stwierdzenie. Czy naprawdę było to takie proste? Wciąż tego nie rozumiał. A przecież to on właśnie był wynalazcą!

Maszyna została zbudowana około tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego drugiego roku. Już pierwsza próba dowiodła, że urządzenie działa, ponieważ wyekspediowało ono młodego wynalazcę w czasy, które obecnie znane są pod nazwą pierwszego sektora.