— Obawiam się, że akurat teraz nie mogę — odpowiedział, patrząc na zegarek. Pół godziny od chwili jego pojawienia się tutaj niemal już minęło.
— Wcześniej muszę jeszcze coś załatwić. Ale wrócę dosłownie za chwilkę.
Uśmiechnęła się promiennie.
— Nie będę się denerwować — stwierdziła. — Wcześniej powiedziałeś, że wrócisz, i wróciłeś. I przywiozłeś lusterka, nasiona i ziemniaki, tak jak obiecałeś.
Pocałowała go. Eldridge uścisnął dłonie wszystkim stojącym wokół niego. Symbolizowało to w jakimś sensie pełny cykl rozumowania, jakie zastosował Alfredex, by obalić głupi pomysł, zakładający istnienie paradoksów czasowych.
Dobrze znana Eldridge’owi ciemność pochłonęła go, gdy ponownie nacisnął włącznik przenośnika.
W tym samym momencie przestał być drugim Eldridge’em.
Od tej chwili stał się po prostu Eldridge’em i wiedział już dokładnie, co powinien czynić oraz czego potrzebował, by osiągnąć swój cel. Celem tym była ta właśnie dziewczyna, którą tu spotkał, nie ulegało bowiem wątpliwości, że przybył po to, by spędzić z nią całe życie w spokoju i zadowoleniu, wśród poczciwych sąsiadów, książek i muzyki.
Wspaniale było pomyśleć, że wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak to sobie wymarzył.
Czuł teraz przywiązanie i wdzięczność nawet dla Viglina i Alfredexa.