– Powiedz jej – odezwał się komisarz, przeglądając zdjęcia z szufladki – że Allah jest wielki i miłosierny, lecz jeśli ona opowiada bzdury, to na pewno Allaha zdenerwuje, ponieważ nie można oszukiwać wymiaru sprawiedliwości, a wówczas będzie miała u niego przesrane.
Buscaino skwapliwie przetłumaczył i kobieta zamilkła, jak gdyby zatrzymał się jej mechanizm na sprężynkę. Następnie wewnętrzny kluczyk musiał ją nakręcić, ponieważ znów zaczęła mówić bez ustanku. Wujek, który jest mądrym człowiekiem, miał rację i rozumował słusznie. Wiele razy w ciągu ostatnich dwóch lat odwiedzał ją pewien młodzieniec, przyjeżdżał dużym samochodem.
– Spytaj, jakiego koloru.
Rozmowa między kobietą a Buscaino była długa i pracowita.
– Z tego, co zrozumiałem, był to szary metalik.
– Co robili ten młodzieniec i Karima?
To, co robią mężczyzna i kobieta, wujku. Słyszała, jak nad jej głową skrzypi łóżko.
Zostawał na noc?
Tylko raz, i następnego dnia odwiózł Karimę samochodem do pracy.
Ale to był zły człowiek. Pewnej nocy wybuchł wielki zgiełk.
Karima krzyczała i płakała, potem zły człowiek sobie poszedł.
Ona nadbiegła i zastała Karimę we łzach, ze śladami pobicia na nagim ciele. Francois na szczęście się nie obudził.
Czy zły człowiek był u niej przypadkiem w środę wieczorem?
Jak wujkowi udało się zgadnąć? Tak, był, ale nic nie robił z Karimą, zabrał ją samochodem.
O której godzinie?
Mogła być dziesiąta w nocy. Karima sprowadziła do niej Francois, powiedziała, że spędzi noc poza domem. I rzeczywiście, wróciła około dziewiątej rano, żeby zniknąć wraz synem.
Czy wróciła ze złym człowiekiem?
Nie, autobusem. Ale zły człowiek przyjechał piętnaście minut po tym, jak Karima z synem wybiegła z domu. Kiedy dowiedział się, że jej nie ma, natychmiast wsiadł do samochodu i pojechał pędem jej szukać.
Czy Karima powiedziała, dokąd się wybiera?
Nie, nic nie mówiła. Ona widziała, jak szła z synkiem do starej części Villasety. Tam zatrzymują się autobusy.
Miała walizkę?
Tak, bardzo małą.
Niech dobrze się rozejrzy. Czy czegoś brakuje w pokoju?
Otworzyła szafę – w pokoju eksplodował zapach „Volupte”. Wyciągnęła kilka szuflad, pogmerała w nich troszeczkę.
Wreszcie powiedziała, że Karima włożyła do walizeczki parę spodni, bluzkę, majteczki, nie nosiła stanika. Zabrała również zapasowe ubranie i bieliznę dla chłopca.
Niech się przyjrzy uważnie. Czy niczego już nie brakuje?
Tak, dużej książki, którą trzymała obok telefonu.
Najprawdopodobniej książka była czymś w rodzaju terminarza. Karima na pewno zabrała go ze sobą.
– Myśli, ze nie będzie musiała pozostać długo poza domem – podsumował Fazio.
– Dowiedz się – powiedział komisarz do Buscaina – czy Karima często nie wracała na noc.
Nie, tylko czasami. Ale zawsze uprzedzała.
Montalbano podziękował Buscainowi i spytał:
– Czy możesz podrzucić Fazia do Vigaty?
Fazio spojrzał na niego zdezorientowany.
– Dlaczego? A pan?
– Ja tu jeszcze zostanę.
Wśród wielu zdjęć, które przeglądał, znalazł grubą żółtą kopertę ze zdjęciami nagiej Karimy w pozach prowokujących lub zdecydowanie sprośnych. Składały się na coś w rodzaju wzornika handlowego, który bez wątpienia odpowiadał towarowi najwyższej jakości. Jak doszło do tego, że taka kobieta stała się prostytutką, zamiast znaleźć sobie męża lub bogatego kochanka, który by ją utrzymywał? Na innym zdjęciu Karima w ciąży wtulała się w wysokiego, jasnowłosego mężczyznę i patrzyła na niego zakochanym wzrokiem. Był to przypuszczalnie ojciec Francois, Francuz, który znalazł się przejazdem w Tunezji. Inne fotografie ukazywały Karimę z czasów, kiedy była małą dziewczynką, razem z trochę od niej starszym chłopcem – wydawali się bardzo do siebie podobni, mieli takie same oczy, musieli być rodzeństwem. Jego zdjęć, wykonanych w różnych latach, było bardzo dużo. Na ostatnim z nich Karima, z kilkumiesięcznym dzieckiem na rękach, stała obok brata, który miał na sobie jakiś mundur i trzymał karabin maszynowy.
Komisarz wziął fotografię i zszedł na dół. Kobieta tłukła w moździerzu mielone mięso, do którego wrzucała ziarenka gotowanej pszenicy. Na talerzu, czekając na swoje miejsce nad ogniem, leżały gotowe szaszłyki mięsne, każdy zawinięty w liść winorośli. Montalbano zebrał czubki palców w kształt miseczki, karczocha, po czym skierował je w dół i znowu do góry. Kobieta zrozumiała pytanie. Najpierw wskazała moździerz.
– Kubba.
Następnie wzięła do ręki szaszłyk.
– Kebab.
Komisarz podsunął jej zdjęcie, pokazując palcem mężczyznę. Kobieta odpowiedziała niezrozumiale. Montalbano wkurwił się na siebie: dlaczego tak szybko odesłał Buscaina? Potem przypomniał sobie, że Tunezyjczycy przez lata mieli do czynienia z Francuzami. Spróbował.
– Frere?
Oczy kobiety rozbłysły.
– Oui. Son frere Ahmed.
– Ou est-il?
– Je ne sais pas – odpowiedziała, rozkładając ręce.
Po tym dialogu, godnym podręcznika salonowej konwersacji, Montalbano wbiegł znowu po schodach, wziął zdjęcie ciężarnej Karimy z blondynem.
– Son mari?
Kobieta skrzywiła się z pogardą.
– Simplement le pere de Francois. Un mauvais homme.
Piękna Karima wciąż spotykała na swej drodze zbyt wielu złych mężczyzn.
– Je m’appelle Aisha – powiedziała nieoczekiwanie kobieta.
– Mon nom est Salvo – odparł Montalbano.
Wsiadł do samochodu, odnalazł cukiernię, którą spostrzegł, jadąc tu z Faziem, kupił dwanaście rurek z kremem i wrócił. Aisza nakryła do stołu pod mikroskopijną pergolą za domkiem, na samym początku ogrodu. Pola były puste. Komisarz odpakował ciastka i Aisza na przekąskę od razu pochłonęła dwie rurki. Kubba nie przyprawiła Montalbana o zawrót głowy, ale kebaby miały smak cierpkich ziół, dzięki którym nabierały pewnej dynamiki, jak to określił w duchu komisarz zgodnie ze swoją niedoskonałą umiejętnością nazywania rzeczy po imieniu.
Podczas posiłku Aisza prawdopodobnie opowiedziała mu własne życie, ale zapomniała o francuskim i mówiła wyłącznie po arabsku. W każdym razie komisarz uczestniczył czynnie w rozmowie: kiedy ona się uśmiechała, on wybuchał śmiechem, kiedy smutniała, przybierał pogrzebowy wyraz twarzy.
Po kolacji Aisza sprzątnęła ze stołu, a Montalbano, w harmonii ze sobą i z całym światem, zapalił papierosa. Następnie kobieta wróciła z tajemniczą i spiskową miną. Trzymała w dłoni czarną szkatułkę, długą i płaską, w której mógł być naszyjnik albo coś w tym rodzaju. Aisza ją otworzyła. W środku była książeczka oszczędnościowa na okaziciela wystawiona przez Bank Ludowy w Montelusie.
– Karmia – powiedziała kobieta i podniosła palec do ust na znak, że to tajemnica, która tajemnicą powinna pozostać.
Montalbano wyjął książeczkę ze szkatułki i otworzył.
Okrągłe pięćset milionów.