Выбрать главу

– Ta sprawa zaczyna mi śmierdzieć – stwierdził zamyślony Valente.

– Mnie również – odparł Montalbano.

Zastanawiali się właśnie nad kolejnym ruchem, jaki powinni wykonać, kiedy zadzwonił telefon.

– Przecież mówiłem, że nie ma mnie dla nikogo! – ryknął Valente. Słuchał przez chwilę, po czym przekazał słuchawkę Montalbanowi.

Przed wyjazdem do Mazary komisarz powiedział w biurze, gdzie mogą go znaleźć, jeśli to będzie konieczne.

– Halo? Mówi Montalbano… Kto? Ach, to pan, panie kwestorze.

– Tak, to ja. Gdzie pan się podziewa?

Był rozgniewany.

– Jestem u mojego kolegi, wicekwestora Valente.

– To nie jest pański kolega. Valente jest wicekwestorem, a pan nie.

Montalbano się zaniepokoił.

– Co się dzieje, panie kwestorze?

– Nie, to ja pytam, co się, do chuja, dzieje!

„Do chuja”? Kwestor powiedział „do chuja”?

– Nie rozumiem…

– W jakie to znowu gówno zachciało się panu włazić?!

„Gówno”? Kwestor powiedział „gówno”? Nadeszła Apokalipsa? Za chwilę rozlegną się trąby Sądu Ostatecznego?

– Ale co ja takiego zrobiłem?

– Dał mi pan numer tablicy rejestracyjnej, pamięta pan?

– Tak. AM 237 GW.

– No właśnie. Wczoraj wieczorem poprosiłem przyjaciela z Rzymu o zbadanie tej sprawy, żeby zyskać na czasie, tak jak pan prosił. No i zadzwonił do mnie, bardzo wkurzony. Odpowiedziano mu, że jeśli chce znać nazwisko właściciela samochodu, musi złożyć pisemne podanie, wyłuszczając dokładnie powody zainteresowania.

– Nie ma sprawy, panie kwestorze. Jutro o wszystkim panu opowiem, a pan w pisemnym podaniu może…

– Montalbano, albo pan nie zrozumiał, albo nie chce zrozumieć. To jest numer utajniony.

– A co to znaczy?

– Znaczy, że ten samochód należy do służb specjalnych. Tak trudno się domyślić?

Smród bardzo szybko zmienił się w ciężki odór. Komisarza otaczało morowe powietrze.

Podczas gdy opowiadał Valentemu o zabójstwie Lapecory, o porwaniu Karimy, o Fahridzie i jego samochodzie, który w rzeczywistości należał do służb specjalnych, zaświtała mu w głowie niepokojąca myśl. Zadzwonił do Montelusy.

– Proszę wybaczyć, panie kwestorze. Czy rozmawiając w swoim rzymskim przyjacielem o tablicy rejestracyjnej, powiedział mu pan, o co chodzi?

– Jakżebym mógł? Przecież nic nie wiem o tym, co pan robi.

Komisarz odetchnął z ulgą.

– Powiedziałem tylko, że dotyczy to śledztwa, które pan, Montalbano, właśnie prowadzi – ciągnął dalej kwestor.

Komisarz natychmiast zapomniał o uldze.

– Halo, Galluzzo? Mówi Montalbano. Dzwonię z Mazary. Myślę, że zostanę tutaj do późna, więc w przeciwieństwie do tego, co mówiłem, pojedziesz natychmiast do Marinelli, do mojego domu, weźmiesz starą Tunezyjkę i odwieziesz ją do Montelusy. Zgoda? Nie możesz zwlekać ani minuty.

– Halo? Livio, słuchaj mnie uważnie i rób, co ci mówię, bez dyskusji. Jestem w Mazarze i myślę, że nasz telefon nie jest jeszcze na podsłuchu.

– Boże, co ty opowiadasz?

– Mówiłem, żebyś nie dyskutowała, nie zadawała pytań, masz tylko słuchać. Niedługo przyjedzie do was Galluzzo. Weźmie Aiszę i odwiezie ją do Montelusy. Pożegnacie się krótko, Francois powiesz, że niedługo ją znowu zobaczy. Kiedy tylko Galluzzo odjedzie, zadzwonisz do mnie do biura i poprosisz do telefonu Mimi Augella. Odszukaj go bezwzględnie, dokądkolwiek pojechał. Powiedz, że musisz go natychmiast widzieć.

– A jeśli jest zajęty?

– Dla ciebie na wszystko machnie ręką i przyleci na skrzydłach. Tymczasem przygotujesz walizeczkę z niewielką ilością rzeczy Francois…

– Ale co ty chcesz…

– Cicho, rozumiesz? Siedź cicho. Wyjaśnij Mimi, że z mojego rozkazu malec musi zniknąć z powierzchni ziemi, ulotnić się. Niech ukryje go w miejscu, które uważa za właściwe. Nie pytaj, dokąd zamierza go zawieźć, jasne? Ty masz nie wiedzieć, dokąd trafi Francois. I nie płacz, bo się wkurwię. Posłuchaj mnie uważnie. Po wyjeździe Mimi i chłopca odczekaj godzinkę i zadzwoń do Fazia. Powiedz mu z płaczem… i wcale nawet nie będziesz musiała udawać, skoro już płaczesz… że chłopiec zniknął, być może uciekł do starej, krótko mówiąc, poproś, żeby ci pomógł go odnaleźć. Tym czasem przyjadę ja. Ostatnia rzecz: zadzwoń na Punta Raisi i zarezerwuj sobie bilet na lot do Genui. Mniej więcej w południe, to znajdę kogoś, kto cię odwiezie. Na razie.

Odłożył słuchawkę. Jego wzrok spotkał się ze wzburzonym spojrzeniem wicekwestora.

– Myślisz, że mogliby się do tego posunąć?

– Nawet do czegoś gorszego.

– Czy teraz rozumiesz już całą historię? – spytał Montalbano.

– Myślę, że zaczynam rozumieć – odparł Valente.

– Wyjaśnię ci to lepiej – powiedział komisarz. – W grubszym zarysie sprawy mogły potoczyć się następująco. Ahmed Mussa, do własnych celów, każe zorganizować bazę wykonawczą swojemu człowiekowi, Fahridowi. Ten otrzymuje pomoc… nie wiem, w jakim stopniu świadomie zaoferowaną… od siostry Ahmeda, Karimy, która od kilku lat mieszka na naszej wyspie. Szantażując mężczyznę z Vigaty, który nazywał się Lapecora, terroryści posługują się starą firmą importowo-eksportową jako przykrywką. Czy na razie to jasne?

– Całkowicie.

– Ahmed, który musi odbyć jakieś ważne spotkanie w sprawie pozyskania broni albo poparcia politycznego dla jego ruchu, przybywa do Włoch z gwarancjami naszych służb specjalnych. Do spotkania dochodzi na morzu, ale prawdopodobnie jest to pułapka. Ahmed nie przypuszczał nawet przez chwilę, że nasze służby prowadzą podwójną grę i są w zmowie z tymi Tunezyjczykami, którzy chcą go zlikwidować. Zresztą jestem przekonany, że również Fahrid wiedział o planie zamordowania Ahmeda. Siostra chyba nie.

– Dlaczego tak bardzo się boisz o chłopca?

– Ponieważ jest świadkiem. Jeśli rozpoznał w telewizji swojego wuja, to mógłby również rozpoznać Fahrida. A ten już zamordował Karimę, jestem tego pewny. Zamordował ją i wywiózł samochodem, który, jak się okazuje, należy do naszych służb specjalnych.

– Co robimy?

– Ty, Valente, teraz przez jakiś czas będziesz siedział cicho. Ja natychmiast podejmę działania dywersyjne.

– Powodzenia.

– I tobie, przyjacielu.

Zapadał już wieczór, kiedy dotarł do biura. Czekał na niego Fazio.

– Znaleźliście Francois?

– Czy był pan u siebie w domu, zanim tu przyjechał? – spytał Fazio, zamiast odpowiedzieć.

– Nie. Jadę bezpośrednio z Mazary.

– Komisarzu, przejdźmy do pańskiego gabinetu.

Kiedy znaleźli się w środku, Fazio zamknął drzwi.

– Komisarzu, ja jestem gliną. Pewnie gorszym od pana, ale jednak gliną. Skąd pan wie, że chłopiec uciekł?

– Fazio, co cię napadło? Zadzwoniła do mnie do Mazary Livia, a ja poradziłem, żeby zwróciła się z tym do ciebie.

– Widzi pan, komisarzu, rzecz w tym, że pani powiedziała, że potrzebuje mojej pomocy, ponieważ nie wie, gdzie pan jest.

– Trafiony – stwierdził Montalbano.

– A poza tym pani płakała szczerze, to na pewno. Ale nie z tego powodu, że chłopiec uciekł, ale z jakiegoś innego, którego nie znam. I wtedy zrozumiałem, czego pan, komisarzu, ode mnie oczekuje, i to zrobiłem.

– A czego ja od ciebie oczekiwałem?

– Żebym narobił hałasu, szumu, jazgotu. Wszedłem do wszystkich domów w sąsiedztwie, wypytywałem każdą napotkaną osobę. Czy widzieliście może przypadkiem takiego to a takiego chłopca? Nikt go nie widział, ale dzięki temu wszyscy dowiedzieli się, że uciekł. Czy nie tego pan chciał?