Выбрать главу

Kyle spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– Twarda z ciebie sztuka.

Maren próbowała się uspokoić. Miała nadzieję, że Kyle nie widzi jej rozdygotanych rąk i spieczonych warg.

– Staram się tylko racjonalnie myśleć – powiedziała słabym głosem. – Z jednej strony nie interesuje mnie przygoda na jedną noc. Z drugiej, nie chciałabym się wiązać z przyszłym szefem. Boję się, że ucierpiałaby na tym praca – tłumaczyła zastanawiając się, dlaczego to robi.

Kyle gwizdnął z podziwu. Kiedy spojrzała na niego, odgadła, że nie wierzy ani w jedno jej słowo.

– Wspaniały przykład logicznego rozumowania. Ciekawe tylko, kogo chcesz przekonać – mnie czy siebie?

– Myślę, że jako mój przyszły pracodawca powinieneś być zadowolony.

– Od moich pracowników wymagam przede wszystkim szczerości.

Maren uśmiechnęła się i spojrzała mu odważnie w oczy.

– Dobrze. Pozwól więc, że ujmę to inaczej. Seks nie jest dla mnie wszystkim.

– A o co chodzi? O miłość? Chcesz, żebym cię pokochał? – dopytywał się.

Maren pokręciła głową.

– Nie. Chcę powiedzieć, że to ja nie mogę cię jeszcze pokochać.

Kyle przejechał dłonią po włosach i zaśmiał się nerwowo. Czuł się jak idiota. Egocentryczny, beznadziejny Idiota.

– Obawiam się, że spotkanie z tobą było jednym z największych błędów w moim życiu.

– Dlaczego?

Maren wstrzymała oddech. Wiedziała, że on żartuje, ale jednocześnie pod gładką powierzchnią żartu kryła się głęboką prawda.

– Ponieważ nie tylko wydam masę pieniędzy, ale jeszcze nie będę mógł przez ciebie spać.

W oczach Maren pojawiły się wesołe iskierki.

– To kup sobie proszki nasenne.

– Nie. Potrzebuję ciebie.

Spoważniała nagle.

– Więc dlaczego nie jesteś ze mną zupełnie szczery? – spytała.

– Ależ jestem.

Wydęła usta i potrząsnęła głową. Nawet nie chciała go słuchać.

– Pracuję w branży wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że coś się święci…

– Co takiego?

– Nie mam pojęcia – uśmiechnęła się smutno. – Wiem jednak, że masz do mnie o coś pretensje.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– To może ci podpowiem.

Kyle spojrzał na nią z zaciekawieniem.

– Spróbuj.

– Czy ma to coś wspólnego z pirackim kopiowaniem waszych nagrań?

– Przecież mówiłaś, że ta sprawa jest już zamknięta – mruknął.

– Bo jest – powiedziała zaciskając pięści. – Wciąż jednak czuję, że mi nie ufasz. Jeśli nie dotyczy to piractwa, to zupełnie nie wiem, o co chodzi.

Kyle patrzył z niedowierzaniem na kobietę, która potrafiła tak łatwo przenikać jego najskrytsze myśli. Ryan Woods ostrzegał go, ale on nie chciał wierzyć. Wydawało mu się, że poradzi sobie nawet z najsprytniejszą kobietą. Teraz nie wiedział, co robić. Sytuacja wymykała mu się spod kontroli. Gdyby chociaż Maren McClure była brzydka i miała co najmniej sześćdziesiąt lat!

– Cały problem polega na tym, że się ciebie boję – wyjaśnił.

– Więc to nie piraci wzbudzają w tobie lęk? – spytała lekkim tonem. Nie uśmiechnęła się jednak. Również jej oczy pozostały poważne.

Kyle wzruszył ramionami.

– Jasne, że boję się piratów. Ktoś kopiuje zarówno nagrania, jak i filmy, i wypuszcza na rynek dwa tygodnie wcześniej – wydusił w końcu.

Stwierdził z ulgą, że na twarzy Maren nie pojawił się nawet cień strachu.

– Myślisz, że to ktoś z Festival Productions?

– Mówiłaś, że to załatwione – przypomniał.

– Tak, ale nie wiem, czy mi wierzysz.

Kyle przez chwilę zastanawiał się.

– W każdym razie Jestem przekonany, że to nie ty – mruknął.

W czasie tego wieczoru diametralnie zmienił opinię na temat Maren. Zaczął jej ufać. Cała jej postawa wskazywała na nieposzlakowaną uczciwość i prawdomówność.

– Sądzisz jednak, że to ktoś ode mnie – powiedziała czerwieniąc się. – Dlatego chcesz, żebym dla ciebie pracowała. To po prostu nowy środek ostrożności… A ja głupia myślałam, że chodzi o mój talent. – Zacisnęła pięść i uderzyła w siedzenie. – Do diabła! Jaka ja byłam naiwna!

– Przecież nikogo nie oskarżyłem…

– Na razie!

– Myślisz, że mogę to zrobić? – spytał ostrożnie.

– Nie musisz! – syknęła i opadła na siedzenie. Nie powinna reagować tak gwałtownie. Nie może zapominać, że od tego człowieka zależą losy jej firmy.

– Przepraszam. Uniosłam się – szepnęła.

– Zachowujesz się tak, jakbyś chciała, żebym oskarżył Festival Productions o piractwo – zauważył.

Kiedy spojrzał na nią, spuściła wzrok.

– Nie, to nieprawda.

Nie chciała mówić o swoich podejrzeniach. Gdyby Kyle dowiedział się o wewnętrznych problemach firmy, nigdy nie podpisałby z nimi umowy, nie mówiąc o wykupie. Maren chciała pozostać lojalna wobec swoich pracowników. Poza tym cała sprawa wyjaśniła się tak szybko. Kasety znalazły się przecież w ciągu dwóch godzin. Nie, nie miała żadnych powodów do obaw.

– Jestem trochę przewrażliwiona – dodała po chwili. – Parę miesięcy temu mieliśmy trochę kłopotów…

Kyle nie wiedział, czy to tylko gra świateł, czy Maren rzeczywiście pobladła.

– Jesteś pewna, że to już załatwione?

– Niemal pewna – powiedziała kładąc dłoń na jego ramieniu. Pod materiałem wyczuła napięte mięśnie. – Chciałabym być z tobą szczera. Rozumiem twoją podejrzliwość, ale mogę ci jedynie obiecać, że w razie choćby najmniejszych kłopotów natychmiast ci o wszystkim opowiem.

– Dobrze. A co z moją propozycją?

Spojrzała na niego nie bardzo wiedząc, o którą mu chodzi.

– Muszę się jeszcze zastanowić – powiedziała ostrożnie.

– Dobrze. Ale pamiętaj, że jestem bardzo niecierpliwy.

– Czy to groźba? – spytała czując gwałtowny ucisk w dołku.

Kyle spojrzał na nią i uśmiechnął się złośliwie.

– Nigdy nie odważyłbym się ci grozić – powiedział. – Potraktuj to jako przyjacielskie ostrzeżenie.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Siedzieli tak blisko, że niemal czuli ciepło swoich ciał. Wzrok Kyle’a błądził po jej twarzy.

– Wiesz, o czym w tej chwili myślę? – spytał zniżając głos do szeptu. – Jak cudownie by nam było razem.

Samochód stał w jednym z bardziej mrocznych zakamarków parkingu. Maren rozejrzała się dokoła i z trudem przełknęła ślinę.

– Takie myśli mogą być niebezpieczne – szepnęła.

Kyle dotknął jej skroni.

– Owszem. Jeśli nie wcieli się ich w czyn.

Jego dłoń powędrowała ku jej wargom.

– Poza tym zdaje się, że lubisz niebezpieczeństwo.

– Mylisz się.

Maren bała się poruszyć głową. Czuła jego dłoń na swojej brodzie. Kyle był tak męski, a jednocześnie potrafił okazywać niewypowiedzianą czułość.

– Nie, to nieprawda. Mylisz się – powtórzyła.

– Spróbuj to udowodnić…

Nim zdążyła zaprotestować, Kyle trzymał ją w ramionach. Jego wargi znalazły się na jej ustach. Poddała się bez walki. Cała była pożądaniem i czułością.

– To szaleństwo – szepnęła z trudem chwytając oddech.

Szare oczy Kyle’a błyszczały. Czuła, że jej oczy muszą emanować podobnym blaskiem.

– To nie szaleństwo, ale przeznaczenie – szepnął namiętnie.

Maren była gotowa w to uwierzyć. Jego palce bez trudu odnalazły kokardę z przodu bluzki. Szarpnął ją mocno. Poczuła, że Kyle pochyla się i zaczyna wodzić językiem po jej ramionach i szyi.

– Nie, nie – westchnęła, ale jej słowa zabrzmiały jak przyzwolenie.

Uniosła głowę, odsłaniając całą szyję. Poczuła, że jego język zmierza w dół, ku dołkowi między piersiami. Obudził w niej kobietę – niczego nie pragnęła bardziej niż tej dojmującej pieszczoty. Nigdy nie podejrzewała, że kryje się w niej tyle namiętności.