– Przyznaję – zaczął spokojnie – że interesuje mnie twoja firma. Ani na moment nie starałem się tego ukryć. – Maren chciała mu przerwać, ale położył palec na jej ustach. – Jednak nie z tego powodu zaprosiłem cię do La Jolla.
– Mówiłeś jednak, że…
– Nieważne. To były tylko sztuczki, potrzebne, żeby cię tu zwabić.
Maren zaczerpnęła powietrza.
– Naprawdę ci nie pomoże, jeśli oskarżysz mnie o oszustwo – ostrzegł ją. – Słyszałem to już wcześniej.
Dotknął jej dłoni. Przez chwilę stali w milczeniu twarzą w twarz.
– Nie chcesz się ze mną wiązać, i ja też chciałbym tego uniknąć. Wszystko jednak wskazuje, że jesteśmy sobie pisani.
Podniósł jej dłoń i pocałował ją delikatnie. Maren chciała zaprotestować, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu.
– Możemy mieć tylko nadzieję, że nie będziemy tego żałować.
Oczy Maren zaszły mgłą.
– Ja… Nie wiem…
– Daj spokój. Nie kłóćmy się już. – Pogłaskał ją delikatnie po głowie. – Mam tego dosyć.
– Przecież się z tobą nie kłócę – mruknęła niepewnie.
Nagle zesztywniała. Zanim zdołała zorientować się, co się dzieje, ciało ostrzegło ją, że ręka Kyle’a zabłąkała się w niebezpieczne rejony. Cofnęła się gwałtownie.
– Chcesz drinka? – spytał nieswoim głosem.
Skinęła głową. Kyle ruszył w stronę wielkiego, stylowego barku.
Nie spytał, czego chce, i zaczął mieszać alkohole. Maren zbliżyła się do okna. Tak jak podejrzewała, widać stąd było przybrzeżne skały i ocean. Puszysty dywan tłumił wszelkie odgłosy. Czuła się trochę tak, jakby sama stąpała po wodzie.
– Proszę, to dla ciebie – powiedział wręczając jej szklankę.
Był tak władczy i niewypowiedzianie męski, że wypiłaby nawet cykutę, gdyby ją podał.
– Mmm… Świetne – rzekła upijając łyk.
Kyle nie zwrócił na jej słowa uwagi. Widocznie był przyzwyczajony do komplementów.
– Sam malowałeś? – spytała wskazując akwarele na jednej ze ścian.
Pokręcił głową.
– Nie. Moje talenty ograniczają się tylko do gry na dwunastostrunowej gitarze.
– I komponowania – dodała.
– Znam takich, którzy są innego zdania.
– Ale przynajmniej nie mogą odmówić ci sukcesu – powiedziała z uśmiechem.
Kyle zmarszczył brwi. Chciał coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował.
– To było tak dawno – westchnął.
Maren zrozumiała, że poruszyła drażliwy temat. Być może Kyle stracił zdolność tworzenia i nie miał ochoty o tym mówić. Wypiła spory łyk alkoholu i ponownie wskazała akwarele.
– Znałeś tego malarza?
Kyle wzruszył ramionami.
– Nie bardzo. Spotkałem go kiedyś niedaleko mojego rodzinnego miasta. Malował właśnie kolejny widok… Obejrzałem jego prace i kupiłem wszystkie na pniu – wyjaśnił.
Maren zaczęła się przyglądać obrazom.
– Więc tam się wychowałeś? To musi być miasteczko Blue Ridge.
Kyle uśmiechnął się.
– Naczytałaś się za dużo gazet.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Rzeczywiście urodziłem się w Blue Ridge, ale rodzice bardzo szybko przenieśli się do Kalifornii. Tyle tylko, że mój agent wolał, żebym pozostał biednym chłopcem z Południa. Zresztą, miał pewnie rację. Wszyscy lubią wierzyć w bajki.
Maren patrzyła na niego z otwartymi ustami.
– No i udało się. Nikt nie wątpił w twoje pochodzenie – szepnęła.
Kyle pokręcił głową.
– Nikogo nie oszukiwałem. Wszystkie moje piosenki były prawdziwe, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. Śpiewałem country, bo to lubię, ale także dlatego, że chcieli tego ludzie. Na tym polega rozrywka.
Dokończył drinka i spojrzał na pustą szklankę.
– Nie wiesz o mnie wielu rzeczy, chociaż może ci się wydawać, że jest inaczej. Nie ufaj prasie. Teraz masz okazję dowiedzieć się czegoś naprawdę – kusił.
Stali zaledwie parę centymetrów od siebie. Czuła ciepło jego ciała. Zwłaszcza tu, w tym chłodnym wnętrzu, działało na nią z podwójną siłą.
– Boję się takich okazji – szepnęła.
– Nie chcesz chyba powiedzieć, że nie lubisz ryzyka? Nie wierzę… Musiałaś ryzykować, żeby osiągnąć to, co masz.
Maren uniosła dumnie głowę.
– Nie znoszę brawury – powiedziała. – Poza tym, nie muszę z kimś spać, żeby osiągnąć cel.
Kyle skinął głową.
– Rozumiem. Ja też.
Uśmiechnęła się mimo woli.
– Przyznaj się, czy uwiodłeś jakąś kobietę, z którą prowadziłeś interesy?
– Do tej pory nie. – Położył dłoń na sercu i spojrzał jej głęboko w oczy.
Wiedziała, że mówi prawdę. Poczuła gwałtowne bicie serca. Przymknęła oczy. Czyżby ona miała być pierwsza?
– Nie chcę tego – szepnęła.
– Ja też – w jego głosie zabrzmiała nuta szczerości.
Gdyby teraz wykonał jeden gest, rzuciłaby się w jego ramiona. Kyle jednak stał bez ruchu. Chciała wierzyć, że łączy ich nie tylko wzajemne zainteresowanie. Jak powiedział? Że są sobie pisani? Tak, być może…
Chrząknęła lekko.
– Myślę, że powinniśmy wyjaśnić pewne sprawy – powiedziała, kiedy Kyle z ociąganiem ruszył w stronę kominka.
– Reguły gry? – spytał.
– Coś w tym rodzaju – zgodziła się.
– Dobrze, słucham.
Oparł się o kominek i skrzyżował ręce na piersi. Cienka koszula opinała jego szerokie bary. Jedną nogę postawił na kracie paleniska.
– Rozmawiałam dzisiaj z moim prawnikiem – zawiesiła głos.
Kyle nawet nie mrugnął.
– I?
– Ta kobieta doradziła mi…
– Kobieta? – przerwał jej.
– Czy to coś złego? Elise Conrad pracuje dla mnie od paru lat i nigdy nie miałam powodów, żeby się skarżyć…
Kyle nie wyglądał na przekonanego.
– Posłuchaj, mamy koniec dwudziestego wieku! Czy chcesz tego, czy nie, kobiety zajmują bardzo odpowiedzialne stanowiska. Tak się składa, że Elise jest prawnikiem. W dodatku bardzo dobrym.
– Kobieta-prawnik – powiedział Kyle z wyraźnym niesmakiem.
Przez chwilę był jakby nieobecny, pogrążony we własnych myślach.
– Więc co ta baba ci poradziła?
Maren zastanawiała się chwilę, czy się nie obrazić. W końcu jednak stwierdziła, że jeśli zajdzie taka potrzeba, Elise najlepiej obroni się sama.
– Nic szczególnego. Powiedziała tylko, że powinieneś złożyć propozycję na piśmie i żebym niczego nie podpisywała, zanim nie przejrzy wszystkich dokumentów.
– To typowe – mruknął Kyle.
– I rozsądne – dodała.
– Wobec tego musisz sprecyzować wszystkie swoje warunki – zdecydował. – Poza tym chcę mieć na piśmie sprawozdanie finansowe z ostatnich miesięcy działalności firmy. Tego żąda mój prawnik – wyjaśnił, wyciągając w jej stronę palec oskarżycielskim gestem.
Maren czuła się zagubiona. Jeszcze przed chwilą miała przed sobą czułego i łagodnego mężczyznę, a tu nagle zastąpił go agresywny biznesmen. Czuła się tak, jakby była świadkiem przemiany doktora Jekylla w okrutnego pana Hyde’a.
– Zachowujesz się tak, jakbyś podejrzewał, że chcę cię oszukać…
Pokręcił głową.
– To ty zaczęłaś mówić o prawniku – przypomniał.
– A co? Chciałeś, żebym nikogo nie prosiła o radę? – spytała z niedowierzaniem. – Nie rób ze mnie idiotki.
Kyle zmarszczył brwi i spojrzał jej głęboko w oczy. Zmieszała się.
– Nawet bym nie próbował… Mam nadzieję, że dobijemy targu bez rozlewu krwi i ciągania się po prawnikach.
Oboje stali przez chwilę w milczeniu. Kyle czuł, że się trochę zagalopował.
– Na tym może skończymy rozmowy o interesach – zaproponował.