Kyle napełnił pustą szklaneczkę Ryana, po czym na chwilę zastygł w bezruchu. Powoli przygotował drugiego drinka. Coś najwyraźniej go gryzło. Tym razem nie mógł to być młodzieńczy bunt, a Ryan był przekonany, że nie chodzi również o kłopoty związane z prowadzeniem firmy. Trzymał jednak język za zębami. Jeśli Kyle zechce podzielić się z kimś swoimi problemami, na pewno to zrobi. Ryan Woods zawdzięczał swoją sławę pierwszorzędnego fachowca między innymi temu, że nigdy nie pchał się z butami tam, gdzie go nie proszono. Chyba że… ktoś mu za to zapłacił.
Kyle wypił mały tyk, a następnie usiadł naprzeciwko gościa.
– Przypuszczam, że masz dla mnie jakąś propozycję – zaczął bez owijania w bawełnę.
Gość pochylił łysiejącą głowę.
– Tak. Nareszcie.
– Jestem ci za to bardzo wdzięczny, Ryan. Sam nie miałem czasu na zebranie informacji, a decyzja wydaje się szalenie ważna.
– Przecież za to mi płacisz.
Kyle pokiwał głową.
– Dobrze. Pozwolisz, że spróbuję zgadnąć, co wymyśliłeś. – Kyle potarł zmarszczone czoło. – Uważasz pewnie, że powinienem robić wszystkie teledyski u siebie w studiu.
Ryan poruszył się niespokojnie. Siedział na fotelu niedaleko wielkiego okna, przez które mógł obserwować floletowoczerwone smugi na ciemniejącym niebie. Słońce już niemal schowało się za horyzont. Na jego tle widniały jedynie sylwetki dalekich jachtów. Ryan nie wiedział, co bardziej podziwiać: uroki natury czy też wspaniałość rezydencji Kyle’a. Wszystko wskazywało jednak na to, że samego właściciela nie cieszą ani puszyste, perskie dywany, ani robione na zamówienie meble, ani nawet oryginalna kolekcja malarstwa francuskich surrealistów.
Ryan dopił drinka i odstawił szklankę. Otworzył aktówkę, z której wyjął plik równo ułożonych papierów. Kyle wyciągnął dłoń.
– Uprzedzam, że wyniki badań mogą ci się nie spodobać – ostrzegł Ryan.
– Pozwól, że sam to ocenię. Kwestia produkcji teledysków męczy mnie już od dawna. Czas z tym wreszcie skończyć.
Zaczął uważnie przeglądać papiery. Woods doskonale wykonał swoją robotę. Wykazał czarno na białym, dlaczego powinni kręcić filmy wideo.
– Dobra, przekonałeś mnie. Wynajmiemy najlepszych ludzi i udostępnimy pomieszczenia na trzecim piętrze – powiedział Kyle.
Dostrzegł jednak wyraz niepokoju w oczach Ryana.
– Jakieś problemy? – spytał.
Prawnik pokręcił głową.
– Nie, myślę, że to ułatwi sprawę… nam wszystkim.
– Nie rozumiem.
Ryan wyjął ostatni raport i wręczył go z ociąganiem szefowi.
– Prosiłeś, żebym zajął się również problemem pirackich kopii – powiedział. – Pamiętasz? Parę miesięcy temu…
Kyle spojrzał na niego jak na przybysza z Innej planety.
– Nie chcesz chyba powiedzieć, że to wciąż aktualne.
Podrapał się w brodę. Czy to możliwe, żeby tak bardzo zaniedbał własną firmę?
– Zobacz sam. – Ryan wskazał plik papierów.
Kyle pogrążył się w lekturze. Jego szare źrenice nabrały barwy gradowej chmury. Powoli jego dłoń zacisnęła się w pięść. W końcu podniósł wzrok i spojrzał w błękitne oczy Ryana.
– Jesteś tego pewny?
– Nie mam najmniejszych wątpliwości.
– Więc to tak… – Kyle nerwowo bębnił palcami po papierze. – Niech to diabli! Paskudna sprawa!
Ryan pracował dla Kyle’a od ośmiu lat i znał jego napady gniewu.
– O co chodzi? – spytał. – Wcale tak dużo nie straciłeś.
Kyle zagryzł wargi.
– Czuję się oszukany. Współpracowaliśmy z Festival Productions od ładnych paru lat. Wszystko układało się tak dobrze… Nie rozumiem, dlaczego Maren McClure chce mnie oszukać…
Potrząsnął głową, nie mogąc oswoić się z tą myślą.
– Maren jest tylko właścicielką firmy. Nie powinieneś Jej oskarżać… Poza tym skopiowano tylko trzy kasety. No, przynajmniej tyle pojawiło się na czarnym rynku… Problem przestanie istnieć, kiedy skończymy interesy z Festival Productions.
Usłyszeli pukanie do drzwi. Przed zakończeniem pracy i wyjazdem na weekend Lydia przyniosła im kanapki. Kyle uśmiechnął się do niej i życzył przyjemnej podróży. Po chwili jej olbrzymia sylwetka zniknęła w głębi domu.
– No dobrze. Co teraz? Czy sądzisz, że powinniśmy zignorować całą sprawę w nadziei, że się sama rozwiąże?
Ryan zatrzymał dłoń z kanapką w połowie drogi do ust.
– Niestety, to nie takie proste…
– Wiem, mamy przecież długoterminową umowę z Festival Productions.
Ryan skinął głową. Zjadł niewielką kanapkę i sięgnął po następną. Po chwili wyjął z kieszeni cygaro i zaczął ugniatać je między palcami. W końcu wyciągnął zapalniczkę. Cały salon wypełnił się bladoniebieskim dymem. Ryan uśmiechnął się do siebie. Nauczył się tych teatralnych sztuczek jeszcze w czasie studiów prawniczych w Yale.
– Moim zdaniem masz kilka wyjść…
Kyle spojrzał na niego ciekawie i przysunął się bliżej, nie chcąc uronić ani jednego słowa.
– Możesz albo anulować umowę i zapłacić karę, albo porozmawiać z właścicielką i zagrozić, że ujawnisz całą sprawę, co zepsuje jej opinię.
– To zbyt proste.
– Jak to?
– I mało praktyczne – ciągnął Kyle Ignorując pytanie Ryana. – Żadne z tych rozwiązań nie jest dobre w mojej sytuacji.
– Ależ dlaczego?
– Przede wszystkim nie mam czasu – wyjaśnił. – Podpisałem już umowy z kilkoma gwiazdami, którym zapłaciłem olbrzymie pieniądze. Nie mogę ryzykować, że ktoś ukradnie lub skopiuje filmy z ich piosenkami. Nie dosyć, że stracę artystów, to jeszcze będę musiał zapłacić kary. Już ich prawnicy zatroszczą się o to…
Ryan wzruszył ramionami i wypuścił kłąb dymu.
– Więc niech ktoś inny nakręci te filmy. W ten sposób zyskasz czas na zmontowanie własnej ekipy. To przecież nie takie trudne. Chodzi o nagranie kilku klipów z cztero- lub pięciominutowymi piosenkami.
Kyle, który co jakiś czas spoglądał tęsknie w stronę jeszcze pełnej szklanki, chwycił ją teraz i opróżnił jednym haustem.
– Mylisz się – powiedział odstawiając szklankę zdecydowanym ruchem. – Film wideo z nową piosenką jest jedną z najważniejszych rzeczy z punktu widzenia rynku. Piosenki sprzedają się dzięki teledyskom. Nawet najlepsze utwory nie mają szans powodzenia, jeśli towarzyszy im zły film. I odwrotnie – nawet najgorsza piosenka z dobrym filmem przyciągnie publiczność.
Ryan próbował protestować, ale Kyle powstrzymał go ruchem dłoni.
– Dobry filmowiec to prawdziwy skarb. Nie mogę wziąć kogoś z ulicy. – Zawahał się. – Festival Productions ma prawdziwych fachowców. Jeszcze trzy lata temu nikt o nich nie słyszał. Teraz artyści wręcz żądają, żeby Maren robiła dla nich filmy.
Prawnik nie dawał jednak za wygraną. Argumenty Kyle’a nie trafiały mu do przekonania.
– Dlaczego Festival Productions miałoby być lepsze od innych firm?
Kyle machnął ręką.
– Wcale mnie nie słuchasz… Oni mają po prostu prawdziwych fachowców. Potrafią zrobić coś dobrego nawet z kiepskiej piosenki. To prawdziwa sztuka!
– E, chyba przesadzasz…
Przez chwilę w salonie panowała cisza. Na dworze było już niemal ciemno.
– Czy słyszałeś kiedyś o grupie rockowej Mirage? – spytał Kyle znużonym głosem.
Ryan pokręcił głową i sięgnął po następne cygaro.