Kyle zacisnął usta i zaczął się przechadzać po gabinecie. Po chwili zbliżył się do okna i wyjrzał na parking. Przysiadł na parapecie i wyciągnął przed siebie nogi. Zachowywał się tak, jakby był u siebie w domu. Jego odpowiedź zabrzmiała jednak dziwnie:
– Tak, o umowach też. Chciałbym jednak wyjaśnić kilka spraw.
– Nie wiedziałam, że są jakieś problemy.
– Naprawdę?
Spojrzał jej w oczy. Nie wierzył jej. Maren z trudem wytrzymała przenikliwy wzrok i uśmiechnęła się blado.
– Naprawdę. – Skinęła głową i skrzyżowała ręce na piersiach. – Uważam, że nie ma sensu owijanie w bawełnę. Jeśli są jakieś problemy, to chciałabym o nich jak najszybciej usłyszeć… Czy masz jakieś zastrzeżenia do konkretnych spraw?
Skinął głową.
– Tak. Porozmawiamy o tym później.
– Jest jednak coś jeszcze…
– Oczywiście. – Spojrzał na jej kształtne, lekko spadziste ramiona. Zmarszczył brwi na widok wielkiej kokardy, która zasłaniała miejsce, gdzie powinny znajdować się piersi. – Mam coś znacznie ważniejszego niż umowy…
– Ważniejszego niż umowy?!
Nie potrafiła ukryć zdziwienia. Zmarszczyła nos i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Mhm – mruknął Kyle.
– Co takiego? – naciskała.
– Na przykład współpraca Festival Productions i Sterling Recordings.
– Czyżby była zagrożona? – spytała z wahaniem.
Kyle pokręcił głową.
– Nie, raczej nie… Chciałbym jednak zmienić parę rzeczy.
– Na przykład?.
Uśmiechnął się szeroko. Na moment w jego oczach pojawiło się coś w rodzaju satysfakcji z dobrze wykonanej roboty.
– Jak wam idzie?
– Raczej dobrze…
– Mieliście jednak trochę kłopotów…
Maren czuła się jak na przesłuchaniu.
– O co chodzi?
– Kilka nielegalnie skopiowanych teledysków pokazało się na czarnym rynku.
Maren skrzywiła się. Wolałaby uniknąć tego tematu. Kyle Sterling uderzył w najbardziej czuły punkt.
– To prawda – powiedziała z westchnieniem. – Jeden z pracowników nadużył mojego zaufania. Już go zwolniłam – dodała po chwili.
Patrzył na nią uważnie. Być może się mylił, ale w głosie Maren pobrzmiewała nutka niepewności. Mimo to jej oczy pozostały spokojne.
– Jesteś gotowa? – spytał podchodząc do drzwi.
Skinęła głową. Chwyciła teczkę i rozejrzała się jeszcze po biurze. Kyle puścił ją przodem. Ich ciała niemal otarły się o siebie. W Maren walczyły dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony ten mężczyzna pociągał ją w dziwny sposób, a z drugiej… czuła się zagrożona. Nie wiedziała, jaki los czeka ją i firmę. Niewiele się mogła domyśleć z mglistych uwag Kyle’a. Czuła jednak, że musi się przygotować na najgorsze.
Na dworze było już niemal ciemno. Paliły się jednak uliczne lampy. Maren spojrzała ukradkiem na Kyle’a.
Miał posągową twarz. Kiedyś można ją było oglądać na okładkach milionów płyt. Znali ją wszyscy. Kyle Sterling był uosobieniem amerykańskiego mitu. Pochodził z biednej rodziny, ale dzięki pracy i uporowi zrobił zawrotną karierę. Tylko dlaczego wyglądał na tak zmęczonego? Może to tylko zmierzch? A może lata wysiłków i wyrzeczeń? Mimo to Kyle był w dalszym ciągu szalenie atrakcyjnym mężczyzną. Zmarszczki koło oczu, a także siwizna, która zaczęła pojawiać się na skroniach, nie tylko nie szpeciły go, ale czyniły bardziej tajemniczym i pociągającym. Maren nigdy nie spotkała kogoś tak bardzo męskiego.
Już chciała wsiąść do samochodu, kiedy nagle zatrzymała się. Stali naprzeciwko siebie, oddzieleni jedynie srebrzystymi drzwiczkami. Kyle spojrzał na nią wyczekująco. Maren zmarszczyła brwi.
– Nie mogę powstrzymać ciekawości – wyznała w końcu. – O co w tym wszystkim chodzi? Współpracujemy już od jakiegoś czasu, ale właściwie pierwszy raz mam okazję z tobą porozmawiać.
– Być może od dzisiaj będzie zupełnie inaczej – powiedział tajemniczo.
– Tak? – Spojrzała na niego uważnie.
– Zobaczymy. Mam dla ciebie pewną propozycję.
Maren spuściła wzrok.
– Czy dotyczy ona… tego, no wiesz… pirackiego kopiowania kaset? – wydusiła.
– W pewnym sensie tak. Ale nie jest to główny powód naszego spotkania – odparł. – Wiem doskonale, że czarny rynek będzie istniał zawsze, niezależnie od tego, z kim będę współpracował.
Wsiadła i wtuliła się w miękkie siedzenie mercedesa. Kyle obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Silnik zaczął szumieć cicho jak leśny strumyk. Maren zagryzła wargi. Nie chciała już pytać o nic więcej. Wolała zaczekać, aż Kyle sam powie jej o wszystkim. Po chwili znaleźli się na autostradzie.
Nie patrząc na nią, sięgnął po jedną z kaset i umieścił ją w magnetofonie. Po chwili wnętrze samochodu wypełniły dźwięki rockowej ballady.
– Podoba ci się? – spytał.
Chodziło mu zapewne o niepokojący rytm i nabrzmiałe erotyzmem słowa piosenki. Maren zmarszczyła brwi próbując się skoncentrować.
– Może być – odrzekła w końcu.
Bała się, żeby go nie obrazić. Kyle starał się ją wypróbować, a ona nie znała kryteriów, którymi się kierował. Wciąż bawił się z nią w kotka i myszkę.
– Słyszałaś to już?
Pytanie zabrzmiało niewinnie, lecz Maren zesztywniała. Kyle nie spuszczał wzroku z autostrady. Drzewa rosnące na poboczu zaczęły zlewać się z sobą. Znajdowali się w zachodniej części Los Angeles.
Przymknęła oczy próbując się rozluźnić. Miała za sobą męczący dzień. Dlaczego jeszcze musi grać w zgaduj-zgadulę z człowiekiem, który najwyraźniej chce decydować o jej przyszłości?
Potrząsnęła głową. Kasztanowe włosy zalśniły rudawym blaskiem w świetle latami.
– Nie, nie słyszałam. Ale to chyba Mirage…
Kyle skinął głową.
– Tak. To tytułowa piosenka z ich nowego albumu – wyjaśnił.
Maren uśmiechnęła się blado. To właśnie ta umowa spoczywała nie podpisana w jej teczce. Czy to była próba? A jeśli tak, to jakiego rodzaju? Nie rozumiała, co się dzieje. Czuła, że Kyle czegoś oczekuje, ale nie wiedziała, czego… Poruszyła się niespokojnie i spojrzała przez okno.
Jechali wolniej. Po obu stronach drogi znajdowały się niskie budynki. Miasto zaczynało swoje nocne życie. Właściciele tanich barów i kawiarni wystawili stoliki na zewnątrz. Na parkingach brakowało już miejsc. Maren cieszyło, że miasto kipi życiem i że jest tak różnorodne. Uśmiechnęła się na widok grupki bajecznie kolorowych punków siedzących nie opodal elegancko ubranych par. Ani jedni, ani drudzy nie zwracali na siebie uwagi. Takie obrazki były czymś zupełnie normalnym w Los Angeles. Między górami a oceanem, na olbrzymim obszarze miasta, żyli nie wadząc sobie bogaci i biedni, ekscentrycy i zwykli „zjadacze chleba”, sławni aktorzy i nikomu nie znani szarzy obywatele. Czy w jakimkolwiek innym miejscu można by zrobić wycieczkę od Pacyfiku aż do pustyni Mojave? Albo z Beverly Hills przez Hollywood do cudownych wzgórz Santa Monica? Maren przez całe życie mieszkała w południowej Kalifornii. Gorący klimat wcale jej nie przeszkadzał. Za żadne skarby nie wyprowadziłaby się z Los Angeles.
Wciąż jechali na zachód bulwarem Wilshire. Maren dostrzegła już grupę drapaczy chmur – centrum biznesu. Ta część miasta była jasno oświetlona. Piękne hotele w stylu lat dwudziestych i trzydziestych stały obok znacznie bardziej nowoczesnych biurowców. Łagodny wiatr od oceanu poruszał liśćmi palm. Powietrze było czyste i rześkie. Maren uwielbiała takie wieczory. Gdyby nie Kyle Sterling, z pewnością czułaby się znakomicie…
Piosenka skończyła się i Kyle wyłączył magnetofon. Maren poruszyła się niespokojnie. Cisza stawała się nie do zniesienia. Kyle wyjął kasetę i zaczął ją ważyć w dłoni. Odniosła wrażenie, że bije się z myślami.