Выбрать главу

Oczy Solvego były piękne. Z pewnością niepomiernie kuszące dla kobiet, miał na to wiele dowodów. Damy z półświatka, które spotykał na ulicy, słały mu zachęcające spojrzenia, ale on nie takich kobiet pragnął. Jego życzeniem było poślubić Renate – po części ze względu na jej majątek, a po części na silną zmysłowość, w którą postanowił się zanurzyć. I najważniejsze: musiał zemścić się na jej pyszałkowatych rodzicach! Kiedy już ożeni się z córką, znajdzie sposób, by ich upokorzyć!

Postanowił napisać do domu. W liście przechwalał się, że został konsulem. Kto mógł to sprawdzić? Trochę niepokoił się o rodzinę. Matka od dawna cierpiała na chorobę płuc, a ostatnio zaraził się i ojciec. Ingela planowała małżeństwo. Wszyscy chcieli, by wrócił do domu.

Ale przecież on nie mógł wrócić! Nie może pokazać się z takimi oczyma!

Przed uderzeniem na Wiesenów czynił długie, staranne przygotowania, tak że zdążyła nadejść odpowiedź z domu.

Odpisała mu Ingela i właśnie fakt, że list został zaadresowany jej ręką, bardzo go zaniepokoił.

Kiedy przeczytał list, musiał się na trochę położyć. Nie był w stanie nic robić.

Ingela czyniła mu wyrzuty, że nie wrócił do domu. Ojciec i matka zdążyli zapoznać się z treścią listu, w którym donosił, że został konsulem. Byli z niego bardzo dumni. Teraz jednak oboje już nie żyli. Po śmierci matki ojciec jakby nagle stracił całą swą odporność i podążył za nią w tym samym tygodniu. Ingela wyszła za mąż, poślubiła młodego gospodarza z okolicy i dom ich dzieciństwa stał teraz pusty. Co miała z nim zrobić? Ona na stałe osiadła w Vingaker, zarządzała dworem Axela Fredrika Oxenstierny, brata Johana Gabriela, i miała zamiar kontynuować pracę także po zamążpójściu.

Tak więc Grastensholm przypadło w udziale Solvemu. Babcia Ingrid jest stara i samotna, dlaczego więc Solve nie wraca do domu?

Ojciec i matka nie żyją? Nigdy ich już nie zobaczy? Pękła jeszcze jedna nić wiążąca Solvego z życiem normalnych ludzi. Tego wieczoru po raz ostatni pozwolił się zranić. Tego wieczoru jego serce było ciężkie od udręki i smutku.

Dzień później, już następnego ranka, był twardy jak głaz. Niewiele człowieczeństwa pozostało w Solvem.

Czasu miał mało. Musiał pospieszyć się, by odwiedzić dom Renate jeszcze przed przyjazdem nowego konsula.

Nigdy tak starannie się nie szykował. Czyścił, szczotkował i nacierał, przymierzał nową perukę i rozmaite części garderoby. Nie mogli mu nic zarzucić!

Musiał także wnieść w to małżeństwo jakiś majątek, ofiarować dziewczynie coś więcej niż tylko tytuł konsulowej. Solve spróbował więc nowego sposobu: udał się do banku, w którym nigdy wcześniej nie był. Dokonał drobnej transakcji, ale takiej, która zmusiła urzędnika do opuszczenia swego miejsca. I wtedy Solve podjął ryzyko wykorzystania swych umiejętności w nowy sposób. Urzędnik przez cały czas obserwował Solvego siedzącego na krześle w biurze, ale było to tylko złudzenie. Wystarczył moment nieuwagi ze strony bankiera, a Solve przemieścił się za jego plecami i kilkoma sprawnymi ruchami zdołał wsunąć do kieszeni skórzaną sakiewkę z pieniędzmi.

Nikt nie mógł go podejrzewać, wszak przez cały czas siedział na krześle z daleka od bankowej kasy.

Bankier niczego nie dostrzegł, skłonił się uprzejmie i zaprosił do ponownego odwiedzenia firmy, nie zauważywszy nawet, że klient ma spore kłopoty z utrzymaniem równowagi… Zdenerwowanie przyprawiło Solvego o zawrót głowy.

Jeszcze trudniej było mu wyjść; o mały włos, a straciłby panowanie nad sobą.

Bezpieczny w domu przeliczył swój łup.

Było tam o wiele więcej, niż się spodziewał. Na moment zdrętwiał na myśl, że ma tak dużo pieniędzy. Musiał obiecać sobie, że oprze się pokusie i nie ponowi próby zdobywania majątku takim sposobem. Tym razem miał szczęście, ale powtórzenie czegoś podobnego nie ujdzie mu bezkarnie. Urzędnicy wiedzieli przecież, że odwiedził bank tego dnia, powstało pewnie wielkie zamieszanie, kogoś też musieli obwinić. Solvemu było całkiem obojętne, na kogo padło. Najważniejsze, że gdyby znów pojawił się przy podobnej kradzieży, natychmiast wzbudziłoby to czujność. „Mężczyzna o żółtych oczach…” Zbyt łatwo można było go rozpoznać, to największa niedogodność tego, że jest się dotkniętym.

Zdał sobie sprawę, że jest teraz bogaty. Mógł pozwolić sobie na wygodniejsze mieszkanie, może nawet na konia i powóz, a właściwie czy istnieją granice tego, co mógłby mieć? Tak, takie granice istniały. Ale przecież musiał czymś zaimponować swoim przyszłym teściom.

Nazajutrz Solve był gotów. Przygotował się do odwiedzin w domu Renate.

Jakże się dziewczyna ucieszy!

ROZDZIAŁ IV

Renate Wiesen była najmłodszą córką w rodzinie i najpewniej dlatego ogromnie ją rozpieszczano. Rodzice spełniali każdą jej zachciankę i kiedy starsze rodzeństwo już opuściło dom, wszystko kręciło się wokół niej.

Mimo to nie była zadowolona. Łączyło się to prawdopodobnie z faktem, że rodzice tak surowo dbali o jej moralność. Nie wolno jej było nawet patrzeć na młodzieńców, ojciec wprost chorobliwie jej pilnował. Matka także, choć ona przede wszystkim miała na uwadze dobre imię rodziny. Renate uważała troskliwość ojca za nieznośną. Gdy jakikolwiek mężczyzna dłużej się jej przyglądał, ojciec godzinami oczerniał później tego człowieka, tłumaczył jej, jak złą jest panią, i tak dalej, w nieskończoność.

Wynajdował wady nawet u nieszkodliwego Carla Berga. Tym akurat Renate niewiele się przejmowała, uważała bowiem Carla za straszliwego nudziarza. Ostatnio jednak słyszała, jak matka żali się na ojca. „To prawie chorobliwe tak krótko trzymać dziewczynę. Można by niemal podejrzewać…” A później Renate usłyszała trzaśnięcie dłoni o policzek i zduszony okrzyk matki.

Renate ciążył tak surowy nadzór. Miała gorącą krew, a wiedziała, że musi powściągać swój temperament, póki nie wyjdzie za mąż. Tylko jakoś wcale się na to nie zanosiło! Została wychowana w przeświadczeniu, że nigdy nie wolno mówić o swoim ciele, matka była najwyraźniej przekonana, że ono w ogóle nie istnieje. Ręce i nogi, owszem, o nich wolno wspomnieć, ale o niczym więcej.

Ona jednak wiedziała, że jest dużo, dużo więcej. Pewnego dnia natknęła się w kuchni na jedną ze służebnych razem z woźnicą. Stali przy kuchennym stole, właściwie dziewczyna na wpół siedziała na nim, spódnice miała uniesione wysoko, a woźnica… Nie, nie mogła tego nazwać nawet w myślach. Nie zauważyli Renate, a ona pobiegła do swego pokoju. Między nogami coś jej tak mocno pulsowało, aż jęknęła, nie wiedząc, co z tym począć. Nocą śniła o czymś wspaniałym, przebudziła się i…

Nie, och, nie, najlepiej o tym zapomnieć!

Mgliście pamiętała, jak pewnego razu w dzieciństwie weszła do pokoju rodziców. Ojciec leżał w łożu matki, a Renate podbiegła do niego i zaczęła okładać go piąstkami, krzycząc, że nie wolno mu tego robić, ale wcale nie na niego była zła, lecz na matkę. Była tak wzburzona, że zanosiła się od płaczu, a potem ojciec przyszedł do pokoju dziecinnego, wziął ją na kolana, pocieszał i od razu było lepiej. Pamiętała, co powiedziała: on jest jej tatusiem i ma kochać tylko ją, swoją córeczkę, nikogo innego. Ojciec mruknął wtedy coś wyraźnie zawstydzony, ale kiedy zaczynała dorastać, jego wzrok w zamyśleniu zbyt często zatrzymywał się na jej dziewczęcych, coraz wyraźniejszych kształtach, lubił też ją poklepywać i ściskać przy każdej nadarzającej się okazji.

Renate zacisnęła zęby. Tak bardzo pragnęła wyrwać się z domu! Chciała mieć męża, tak jak pozostałe siostry.