Nie mogła już dłużej mieszkać z ojcem. W zeszłym tygodniu jakby niechcący otarł się o jej piersi, ale czy na pewno to był przypadek? Wzbudziło to w niej wstręt, napełniło odrazą i strachem. I jeszcze czymś, czego nie chciała nazwać po imieniu.
Dlatego z całego serca pragnęła wyrwać się z tej mrocznej, gęstej atmosfery. Jak najszybciej!
Ów młody człowiek, który chciał zatańczyć z nią na przyjęciu u szwedzkiego konsula…
Renate nie mogła o nim zapomnieć. Głupi ojciec, odmówił i upokorzył go do tego stopnia, że być może już nigdy nie wróci. Taki przystojny mężczyzna! I co za oczy! Złote, wyzywające!
Gdy spotkały się ich spojrzenia, Renate poczuła przeszywający jej ciało dreszcz radości pomieszanej ze strachem. Mogła pokochać tego człowieka, była tego pewna! Znów wyobraziła sobie służącą i woźnicę przy kuchennym stole i znów dreszcz falą przebiegł przez jej ciało, koncentrując się w szczególnym punkcie.
Tego właśnie mężczyzny chciała, tego i żadnego innego! Szweda o oczach pełnych ognia!
W następnej jednak chwili powrócił lęk, zadrżała. Nie ma mowy, by ośmieliła się więcej o nim myśleć! Matka mówiła, że wszystko, co cielesne, jest grzechem. Renate musi zachować czystość, to najważniejsze! Nikt nie może nic zarzucić moralności rodziny Wiesenów.
Renate nie śmiała pytać, jak będą się sprawy miały, kiedy wyjdzie za mąż.
Ale to chyba nigdy nie nastąpi!
Westchnęła ciężko i podjęła ulubione zajęcie w swej złotej dziewiczej klatce: malowanie się, przeglądanie w zwierciadle i podziwianie samej siebie. Kilka paskudnych pryszczy i krostek nasmarowała kito watą maścią i grubo przypudrowała. Na mocno uróżowanych policzkach umieściła dwa aksamitne serduszka. W pokoju panował półmrok, nietrudno więc było przedobrzyć. Zbyt proste, załamujące się tylko ku skroniom brwi poczerniła węgielkiem, potem jeszcze umalowała na karminowo usta, przez chwilę napawała się swoim widokiem, aż w końcu wstała. Wyginała się przed lustrem, wygładzając suknię w pasie, gdzie odznaczały się wałki tłuszczu – rodzina lubiła bowiem ciastka oraz inne łakocie i nikt nie odmawiał ich sobie podczas żadnego posiłku.
Tak, była piękna. Jasna, ciasno zasznurowana suknia podkreślała jeszcze jej urodę. Z łatwością też dawało się zauważyć, że jest córką bogatego złotnika.
Była naprawdę przepięknym kwiatem. Każdy pragnąłby takiej narzeczonej.
Nikt jednak nie przychodził, już ojciec tego pilnował.
Wiedziała, że Carl Berg poprosił o jej rękę, ale rodzice trzymają go w niepewności, z nadzieją czekając, że może pojawi się ktoś lepszy od niego. W każdym razie tak twierdził ojciec, ale Renate wątpiła, czy takie są rzeczywiście jego zamiary. Miała bardzo nieprzyjemne przeczucie, że nigdy nie wypuści jej z rąk.
Na ulicy przed domem przystanął jakiś powóz. Podbiegła do okna.
Powóz był piękny, z woźnicą ubranym w liberię. I…
Och, ale któż to z niego wysiada? Czy to nie ten młody Szwed? Przed wejściem do ich domu?
Renate na moment zapomniała o wszelkiej nieśmiałości i rozsunęła zasłony, by lepiej widzieć. Zaraz jednak opuściła je na powrót, przerażona własną bezwstydnością.
Ach, jakiż on przystojny! Jak świetnie ubrany! Teraz ojciec musi chyba…
Zniknął w głębi domu. Renate pospiesznie przeszła do hallu, by móc popatrzeć na niego z góry. Widziała, jak podaje swój bilet wizytowy lokajowi, który na tacy zaniósł go do salonu. Renate dreptała wzdłuż balustrady, chcąc znaleźć miejsce, skąd miałaby najlepszy widok.
Musiała przy tym przejść przez niskie drzwi łączące części hallu. Zapomniała jednak o włosach kunsztownie ułożonych wysoko na wzór fryzury córki cesarzowej Marii Teresy, Marii Antoniny, która poślubiła króla Francji. Jeszcze kiedy mieszkała w Austrii, była zawsze tak modnie uczesana, a teraz, w Paryżu, z pewnością stroiła się jeszcze bardziej wyzywająco. Właśnie za jej przykładem Renate nasmarowała włosy klajstrem z mąki, aż stały się całkiem sztywne. Potem, używając wstążek i skórek chleba, ułożyła z nich wysoką konstrukcję, przypudrowała na biało; a na czubku umocowała strusie pióra. Rezultat, jej zdaniem, był jak najbardziej zadowalający.
W swym zapale jednak zapomniała o fryzurze i przy uderzeniu o framugę całe to cudo rozsypało się z trzaskiem.
Zabolało ją także, ale stłumiła jęk, krzywiąc się tylko. Zebrała resztki dawnego arcydzieła, a na wpół sztywne kosmyki włosów żałośnie opadły jej na twarz. Co za pech! W takim stanie nie będzie mogła pokazać się na dole! A tak wspaniale wyglądała!
Lokaj wrócił i gestem ręki zaprosił młodego człowieka dalej, tym samym gość zniknął z jej pola widzenia. Renate była zdruzgotana. Zaraz jednak wpadła na pewien pomysł: zbiegła w dół schodami dla służby i ukryła się w niewielkim pomieszczeniu za salonem.
Tam przycisnęła się do drzwi, by podsłuchiwać.
Chłodny głos ojca:
– Ach, tak? Pachołek został więc konsulem?
Młody człowiek – Renate jakoś nigdy nie zdołała dosłyszeć jego nazwiska – coś odpowiedział, najwyraźniej jednak stał zwrócony do niej plecami, tak że usłyszała tylko długą melodię niezrozumiałych słów.
– Hm – chrząknął ojciec. – Ach, tak. To brzmi interesująco.
Ach! pomyślała Renate, gryząc i tak już obgryzione paznokcie.
Niestety ojciec zaraz dodał:
– To brzmi interesująco, ale dla pana. Moja córka jest warta o wiele więcej.
Och, nie! błagała Renate. Chcę jego! On ma tak wspaniałe ciało. Spodnie tak obcisłe, że mogłabym… Nie, ach, nie, o tym nie wolno myśleć!
Mężczyzna odrzekł coś na to, tym razem bardziej ostrym tonem. Znać było, że przedstawił ważkie argumenty, ojciec bowiem nie mógł znaleźć odpowiedzi.
Zaraz jednak usłyszała chłodny głos matki:
– Ależ panie Lind von Ludzie Lodu… Wszak jesteście Szwedem!
– No właśnie – podchwycił ojciec. – Rozumiecie chyba, że nie możemy oddać naszej córki w ręce cudzoziemca, na dodatek pochodzącego z zimnej, niecywilizowanej Północy! Może zostać pożarta przez polarnego niedźwiedzia, gdy tylko wysunie czubek nosa za drzwi! Nie, panie konsulu Lind, nie jesteście tym człowiekiem, którego pragnąłbym widzieć jako męża mojej córki. Jesteście zbyt młody, nieznany i ze wszech miar nieodpowiedni. Uważam za przejaw braku szacunku dla naszej rodziny sam fakt, że w ogóle ośmieliliście się wystąpić z tak niestosowną propozycją.
W pokoju zapadła grobowa cisza, po czym matka wyrzuciła z siebie:
– Nie interesują nas poszukiwacze szczęścia ani szarlatani. Żegnamy, panie Lind!
Renate gryzła palec. Och, nie, nie!
Nagle usłyszała głos owego człowieka, tym razem widocznie zwrócony był w jej stronę, gdyż brzmiał czysto jak kryształ, nie mogła go więc nie usłyszeć:
– Ach, tak? Jeszcze tego pożałujecie! Takiej obelgi nie mogę przyjąć jak wdzięczny żebrak! Żegnam!
Straszny był to głos! Tak lodowato zimny, bez odrobiny uczucia!
Ojciec i matka najwidoczniej także byli wstrząśnięci, zapadła bowiem cisza jak makiem zasiał.
Jacyż oni głupi! Mogła już mieć tego fantastycznego mężczyznę! W głosie matki wychwyciła wahanie, ale ojciec był nieubłagany. Każdego starającego się o jej rękę odprawiał, twierdząc, że jest nieodpowiednim kandydatem. Bez względu na to, jak byli bogaci, zawsze umiał znaleźć w nich jakąś wadę. Ale tego mężczyznę Renate naprawdę chciała dostać za męża. Czy oni nie mogli tego pojąć?
Wiedziała, że wszelkie prośby, by zmienili zdanie, okażą się bezskuteczne. Ojciec gotów był ofiarować jej wszystko, tylko nie męża.
Zrezygnowana weszła po schodach na górę i przystąpiła do żmudnego wyczesywania z włosów resztek kleistego ciasta. Do głowy jej nie przyszło, że mogłaby umyć włosy. To było zbyt męczące.