I jakież budziła pożądanie! Czy Carl Berg nie szalał za nią? Czy zalotnicy nie tłoczyli się u jej drzwi? To ona miała teraz przewagę, ten szwedzki konsul, którego nazwiska w całości nie potrafiła wymówić, błagał o jej miłość.
Łaskawie mu ją ofiarowała.
Noc miała się już ku końcowi, gdy grzecznie przypomniał jej, iż musi wracać do domu, jeśli chce, by nikt nie zauważył jej nieobecności.
Renate nie mogła oprzeć się wrażeniu, że została odtrącona.
Świtało już, gdy przemykając ulicami spieszyła do domu. Nie dostrzegała jednak przepięknej zabudowy Wiednia, kamienic przypominających pałace, kościołów i zamków, budynków komunalnych w tym być może najpiękniejszym w owych czasach mieście Europy. Myśli galopowały jej przez głowę, krążąc bez przerwy wokół tego samego:
Jak, na miłość boską, mogło do tego dojść? Jak mogła ona, córka poważanego bogacza, postąpić w taki sposób?
Znajdowała na to tylko jedną odpowiedź: między nią a jej wybrankiem musiały istnieć więzi tak silne, iż doprowadziły do wzajemnego przekazywania myśli. Tak z pewnością było. On jej pragnął, a ona odpowiedziała na jego błagania.
Teraz ojciec będzie zmuszony ustąpić. Pozwoli, by poślubiła ukochanego.
Kiedy snuła tak dalekosiężne plany na przyszłość, niczym dwa złośliwe diabliki pojawiały się dwie nieprzyjemne myśli:
Jak zdoła wyznać w domu całą prawdę o tej nocy?
I czy on choćby słowem wspomniał o tym, że pragnie ją poślubić?
Nie. Nie prosił nawet o kolejną schadzkę.
Renate poczuła, że ogarnia ją nagle piekący niepokój.
To oczywiste, że on wkrótce da znać o sobie. Już niedługo, bardzo niedługo, była o tym przekonana.
Niemiły zgrzyt stanowił tylko fakt, iż on z pewnością był świadom, że sprawa ich małżeństwa przedstawia się beznadziejnie. Ojciec i matka powiedzieli już swoje „nie”. Wiedziała, że nigdy nie zmienią zdania, i on także pewnie zdawał sobie z tego sprawę.
Renate w pożałowania godnym nastroju przekradła się do swego pokoiku. Szczęśliwie nikt jej nie zauważył.
Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak bezradna, tak bardzo przygnębiona!
A miało być gorzej!
Najbardziej bowiem gnębiło ją to, co wydarzyło się w chwili, gdy już miała wychodzić. Słabiutkie nocne światło wpadało przez okno koło drzwi i wtedy dość wyraźnie ujrzała jego oblicze.
Ujął ją pod brodę i obrócił jej twarz ku sobie. Patrzyła mu prosto w oczy…
– Masz o tym zapomnieć – rzekł powoli, wyraźnie wymawiając każde słowo. Spojrzenie żółtych oczu oszałamiało ją i zniewalało.
Roześmiała się.
– Co ty mówisz? Przecież nie mogę o tym zapomnieć! To dopiero początek!
– Zapomnij, że mnie widziałaś! Że byłaś właśnie tutaj!
Chciała odpowiedzieć, obrócić wszystko w żart, ale bursztynowe oczy sprowadziły na nią zamroczenie. Upadłaby, gdyby jej mocno nie trzymał. A potem mówił coś jeszcze, powtarzając kilkakrotnie, ale jej wszystko zdawało się pełnym grzmotów szumem, zrozumiała tylko coś, co brzmiało jak: „żeby twój ojciec się dowiedział… opowiedzieć… wstyd, wstyd i hańba… nie ja…”
Nie, nie potrafiła powiązać tych słów w jedną całość, czuła, że bliska jest omdlenia.
Oczywiście to wyobraźnia ją poniosła. Jakby mogła kiedykolwiek o nim zapomnieć?
Renate obudziła się, kiedy dzień już był późny. Czuła, że całe ciało ma obolałe, i w pierwszej chwili nie mogła pojąć dlaczego.
Potem zaczęła sobie coś niejasno przypominać…
Czy nie wychodziła gdzieś wczoraj wieczorem? I oddała się jakiemuś mężczyźnie?
Nie potrafiła przywołać w pamięci jego twarzy. Czy był jasnowłosy i niebieskooki? Tak, tak właśnie wyglądał.
Ale, na Boga, dlaczego? Jak mogła to uczynić?
Dlatego, że po prostu tego pragnęła? Czyż nie było jej życzeniem związać się z mężczyzną?
Choć ciało bolało ją, jakby było jedną wielką raną, przenikał ją cudowny spokój. Nareszcie znalazła ujście dla tego, co tak bardzo potrzebowało wyzwolenia.
Stała się teraz kobietą należącą do mężczyzny. Ale jak on się nazywał? I w jaki sposób się z nim zetknęła?
Wspomnienie stawało się wyraźniejsze, stanowiło jednak dokładne przeciwieństwo tego, co wydarzyło się w rzeczywistości.
Jakiś głos w głębi duszy nakłaniał, by poszła do rodziców i wyznała całą prawdę. Jeśli to zrobi, wszystko będzie w porządku.
Ale tego przecież nie mogła uczynić!
Resztki własnej woli ciągle jeszcze opierały się w Renate. Wkrótce jednak musiała się poddać.
Kiedy się już ubrała, bardzo zgnębiona udała się do salonu. Czuła się jak statek, dryfujący po morzu bez steru, aż wreszcie ogromna dłoń zdecydowanie chwyciła cumy i zaciągnęła do portu, do którego wcale nie chciał wpłynąć.
Na nic jednak zdały się opory. Musiała się tam udać!
Wyznała więc grzech rodzicom.
Zrazu nie chcieli jej wierzyć.
– Przyśnił ci się jakiś koszmar, dziecko – stwierdziła matka, wstrząśnięta do głębi już tym, że jej córka może śnić o czymś tak bezwstydnym.
– Nie! – zaszlochała Renate. Podciągnęła rękawy, odsłaniając ramiona. – Popatrzcie na te siniaki!
– Nie tylko! – zdumiał się ojciec. – I ślady ssania. To skandaliczne! Kto uwiódł moją córkę? Uduszę go tymi rękami! Czy to ten Szwed o strasznych oczach?
Renate była zaskoczona.
– Pan Lind? Nie, nie widziałam go od czasu przyjęcia u konsula handlowego. Nie, ten mężczyzna był jasnowłosy, miał niebieskie oczy. Wydał mi się taki przystojny – zakończyła uśmiechając się niemądrze.
– Co ty wygadujesz, dziewczyno? – krzyknął ojciec. – Zważaj na słowa!
Renate jednak nie mogła zważać na słowa, bo to Solve przemawiał przez nią, ona tylko jakby powtarzała wyuczoną lekcję.
– Ale gdzie on cię znalazł? – żałosnym głosem pytała matka. – Nie wychodziłaś przecież z domu?
– Właśnie, że wyszłam. Zawsze trzymacie mnie pod kluczem i odmawiacie znajomości z mężczyznami. Musiałam kogoś mieć, czy tego nie rozumiecie? I wtedy spotkałam jego, zaprosił mnie do swojego mieszkania…
Matka jęknęła:
– Gdzie? Gdzie on mieszka?
Zamroczony umysł Renate pracował gorączkowo. Co ma odpowiedzieć?
Wymieniła wreszcie nazwę ulicy, położonej w dzielnicy znajdującej się dokładnie w przeciwnym kierunku niż ta, w której mieszkał Solve.
– Odnajdę go! – zawył ojciec. – Znajdę go, a potem…
Nie dokończył zdania, ale było jasne, co zamierza.
Rodzice zdychali, jęczeli i grozili, przekrzykując się nawzajem. Trwało to niemal wieczność. Renate wysłano do jej pokoju z zakazem opuszczania go przez tydzień. Solvemu powiodła się realizacja pierwszej części planu zemsty.
Wiele jednak pozostawało jeszcze do zrobienia, zanim Renate i wszystkie jej bogactwa będą należały do niego. O nią już nie dbał, osiągnął bowiem kolejne stadium świadomości wszystkich dotkniętych: żadna inna ludzka istota nie miała dla niego znaczenia, liczyły się tylko jego własne cele.
Ale z pozycją i majątkiem Renate mógł zajść daleko w swej drodze na szczyt.
Popełnił jednak jeden jedyny, ale za to duży błąd. Choć może było ich dwa lub trzy, ale na razie nic o nich jeszcze nie wiedział.
Po pierwsze przez cały czas był przekonany, że Renate jest jedynaczką. Był tego tak pewien, że do głowy mu nie przyszło, by sprawdzać. Dlatego nie wiedział, że ma ona liczne starsze rodzeństwo, z którym musi podzielić się majątkiem i przedsiębiorstwem.
Drugi błąd i trzeci, największy, to już była wyłącznie jego wina. Miał się o tym przekonać dopiero później.
Czekał teraz, aż rodzina Wiesenów przyczołga się do niego z błaganiem, by uratował honor Renate.