Nakazał to także dziewczynie.
ROZDZIAŁ V
Ze Szwecji przybył nowy konsul handlowy i Solve Lind z Ludzi Lodu został zdegradowany do poprzedniego stanowiska. Młody człowiek, który za wszelką cenę pragnął piąć się do góry, przyjął to z goryczą, choć przecież spodziewał się takiego a nie innego obrotu sprawy. Był moment, kiedy zastanawiał się, czy nie uśmiercić także i tego konsula, lecz uznał ten pomysł za nie wart realizacji. I tak przysłano by kogoś nowego, a on tymczasem mógłby zwrócić na siebie podejrzenia.
Od jego siostry Ingeli nadszedł kolejny list. Pytała, dlaczego Solve nie wraca do domu teraz, kiedy z najbliższej rodziny pozostał jej jedynie on. Nie bez racji uważała, że powinni utrzymywać bliższe kontakty.
Solve zirytowany zmiął list. Wieści od siostry wywołały wyrzuty sumienia, a do tego nie chciał dopuścić. Znalazł się teraz w trudnej sytuacji. Jako prawdziwy potomek Ludzi Lodu odczuwał potrzebę bliskiego kontaktu ze swym rodem, ale z drugiej strony nie chciał pokazać się rodzinie w obecnym stanie. Nie wstydził się wcale swych żółtych oczu ani lodowatego chłodu wyzierającego mu teraz z duszy, wiedział też, że Ingela z pewnością zrozumiałaby, że nie stało się to z jego własnego wyboru. Bawiło go jednak pozostawanie w ukryciu, świadomość, że nikt inny w rodzie nie zdaje sobie sprawy, iż narodził się kolejny dotknięty.
Dawało mu to o wiele większe pole do popisu.
Solve kroczył bowiem w przeciwną stronę niż Tengel Dobry, a po nim Ulvhedin i Ingrid. Oni usiłowali wyrwać się złu, z którym się urodzili, podczas gdy on z upodobaniem pogrążał się coraz głębiej.
Od Renate i jej rodziny nie było jednak żadnych wieści.
To sprawiło, że stał się nieostrożny, cierpliwość bowiem nie była jego cnotą.
Dlaczego nie przychodziła? Przecież zasugerował jej, wręcz wpoił myśl, że powinna przybyć do niego z błaganiem, by ratował jej cześć. Miała prosić rodziców, by zwrócili się do młodego szwedzkiego konsula, który oświadczył się o jej rękę.
Kiedy po upływie kolejnych dwóch tygodni nic się nie wydarzyło, uderzył znowu.
Renate miała zostać sama na świecie, bez rodziców, którzy ją chronili i siedzieli na pieniądzach.
Solve, świadomy celu, podjął stosowne działania. Nabrał już doświadczenia, był bardziej bezwzględny niż dawniej…
Upłynął jeszcze tydzień. I Renate musiała pochować rodziców. Zmarli jedno po drugim w dwa dni. Lekarz stwierdził, że to jakaś nieznana zaraza.
Solve poszedł na cmentarz, stanął z tyłu pod drzewami.
Pierwszy śnieg z wolna padał między groby i topniał na rozkopanej ziemi ostatniego miejsca spoczynku rodziny Wiesenów.
Czekała go tam jednak niemiła niespodzianka. Myślał, że zastanie pogrążoną w żałobie samotną kobietę i podejdzie do niej z wyrazami współczucia i pocieszenia. Wszak na pewno zapomniała już o ich spotkaniu. Widział ją natomiast otoczoną całą gromadą ludzi, którą, jak przypuszczał, tworzyło jej liczne rodzeństwo wraz z rodzinami.
Już miał zapytać o to człowieka, który stał obok niego, ale gdy zobaczył, że jest to nieśmiały wielbiciel Renate, Carl Berg, z oczami pełnymi łez, odstąpił o kilka kroków. Z Carlem nie chciał mieć do czynienia, zagadnął więc innego mężczyznę, stojącego nieco dalej.
Tak, tak, miał rację, mężczyzna to potwierdził. Złotnik Wiesen i jego żona spłodzili osiemnaścioro dzieci. Po ojcu zakład przejąć miał najstarszy syn, ten w wysokim kapeluszu.
Solve zacisnął zęby i w gniewie opuścił cmentarz. Głupiec, cóż za głupiec, powtarzał w duchu. Wybrał niewłaściwy obiekt! Jak mógł zachować się lekkomyślnie i nie sprawdzić dokładnie tak podstawowej sprawy?
Naprawdę, wiele musi się jeszcze nauczyć! Niczego nie wolno przyjmować jako pewnik. Dostał pierwszą nauczkę.
Miały być jeszcze dwie, ostatnia najbardziej dotkliwa.
Zjawiła się Renate! Przyszła pięć dni po pogrzebie. Trochę się spóźniła, choć właściwie dobrze się stało, że nie zawitała wcześniej. Solve znalazłby się w potrzasku!
Z początku traktowała go z wyższością. Oznajmiła, że teraz, po śmierci rodziców, rozważyła raz jeszcze jego propozycję małżeństwa i doszła do wniosku, iż jednak może go poślubić. Postawiła jednak warunek: Solve zgodzi się, by wiodła prym w ich związku, ponieważ to ona ma pieniądze, i przyzna, że zgadzając się na małżeństwo, czyni mu wielki honor.
Doprawdy? powiedział w duchu Solve. Naprawdę tak uważasz?
Wyprostował się dumnie:
– Panno Renate, to prawda, iż jakiś czas temu prosiłem o waszą rękę. Uważałem, że mam wam co ofiarować. Moje stanowisko, będące punktem wyjścia do błyskotliwej kariery, majątek, który wcale nie jest taki mały, szlacheckie nazwisko…
Tu Solve nieco przesadził, ale ponieważ w Austrii przedstawiał się jako Lind von Ludzie Lodu, wszyscy wychodzili z założenia, że to szlacheckie nazwisko. Solve nie próbował wyprowadzać nikogo z błędu.
Mówił dalej:
– Wasi rodzice jednak postąpili w stosunku do mnie bardzo niesprawiedliwie, panno Renate. Nie chcę źle mówić o zmarłych, lecz ich odmowa była zniewagą ciężką do zniesienia. Trudno na nią nie zareagować. Mój honor szlachecki wzbrania mi teraz ponownie prosić o waszą rękę.
Wtedy Renate zmieniła ton. Stała się pokorna, złamana żałobą i nieszczęściem.
Wyjaśniła, że chciała przyjść już dawno temu. Wewnętrzny głos podpowiadał jej, że on pomoże jej w wielkim nieszczęściu. Niestety ojciec i matka zamknęli ją w domu, głusi na błagania, by udać się do pana Linda, który był jej tak życzliwy.
I na tym właśnie polegał drugi błąd Solvego. Mógł zauroczyć Renate, by przyszła do niego błagając o pomoc, ale zapomniał o tym, że słowa, jakie wypowiedział, rzuciły czar tylko na nią, nie mając żadnego wpływu na rodziców.
A potem spadł prawdziwy cios:
– Błagam, panie Lind! Pomóżcie nieszczęśliwej kobiecie w ciężkiej sytuacji! Kilka tygodni temu uwiódł mnie zły człowiek, nie mogłam się bronić…
Ładnie kłamie, pomyślał Solve. Trudno znaleźć bardziej chętną do miłosnych igraszek niż ona. Ale nie wie, że to byłem ja! A zatem moje hipnotyczne zdolności się sprawdziły!
Renate ciągnęła, z płaczem mnąc chusteczkę:
– I znalazłam się w prawdziwych tarapatach, panie Lind. A wy uczyniliście mi kiedyś zaszczyt i prosiliście o moją rękę. Wówczas żyli jeszcze moi rodzice, a ja nie miałam żadnego wpływu na ich decyzję. Teraz jestem wasza, jeśli jeszcze nadal mnie chcecie. Okażcie litość cnotliwej kobiecie, która nieświadomie zbłądziła!
Nieświadomie, ty tłusta ladacznico, pomyślał Solve z wściekłością.
Był jednak wstrząśnięty do głębi. Spłodził z nią dziecko! On, swobodny, pewny siebie światowiec!
No cóż, nie najlepiej się to wszystko zaczyna. Tak wiele głupstw popełnił w całej historii z Renate, że powinien się teraz wstydzić!
Dziewczyna na próżno odbyła swą drogę do Canossy. Solve nie miał najmniejszej ochoty wiązać się z nic niewartą żoną i dzieckiem! Takie małżeństwo byłoby tylko kulą u nogi dla młodego, pragnącego piąć się w górę po szczeblach kariery mężczyzny.
Jak, na miłość boską, mógł być tak nieuważny, by spłodzić dziecko? Tyle miał przecież kobiet i nigdy nic takiego się nie stało! A może właśnie dlatego, że poczuł się zbyt pewnie?
Musiał przyznać, że tamta noc była naprawdę gorąca. Renate okazała się godną go partnerką.
W tej chwili jednak pragnął już z nią skończyć. Nieodwołalnie! Miał dość jej bladej, nalanej, jakże pospolitej twarzy. Nie chciał jej więcej widzieć. Teraz, gdy nie emanowała już z niej skrywana namiętność i tłumiony erotyzm, nic go do niej nie ciągnęło. Spadek, jaki miała otrzymać, także nie wart był zachodu.