Выбрать главу

– Stino – szepnął. – Stino, przyjdź do mnie! Pragnę cię!

W chwilę później skrzypnęły drzwi do jego pokoju. Ktoś wszedł do środka. Solve zdumiony usiadł na łóżku.

Była to Stina.

W półmroku jasnej letniej nocy uśmiechnęła się do niego niepewnie. Niezdarnie zaczęła rozwiązywać fartuch.

Solve, który do tej pory tylko się w nią wpatrywał, naraz ocknął się i zerwał na równe nogi.

– Miałam jakby wrażenie, że młody panicz chciał, żebym przyszła – odezwała się, pokrywając zawstydzenie chichotem.

– Skąd wiedziałaś? – zapytał uszczęśliwiony. – Skąd mogłaś o tym wiedzieć?

Umysł jego jednak w tej chwili nie był w stanie skupić się na rozmyślaniu, w jaki sposób mogło dojść do takiego cudu. Teraz Solve składał się wyłącznie z pobudzonych aż do wibracji, rozedrganych zmysłów. Ponieważ Stina wydawała się taka chętna, zebrał się na odwagę i ostrożnie uniósł grubą, najpewniej własnoręcznie utkaną spódnicę. Ujrzał jej stopy i kostki… O, niebiosa, cóż mnie w takiej chwili obchodzicie? pomyślał bluźnierczo. Nie ma nic cudowniejszego ponad ten widok!

Wzorował się zawsze na Johanie Gabrielu, ale nie wiedział, na ile ziemskie było uczucie przyjaciela dla Anny Kinvall. Co prawda przypuszczał, że związek ten, choć tak pełen uniesień, nadal nie przekraczał dozwo1onych granic, ale pewności nie miał. Anna, Themira Johana Gabriela, prawdopodobnie uczyniła pierwszy krok, wszak była o wiele starsza i bardziej doświadczona. Solve chciał robić to samo co Johan Gabriel, a wyobrażał sobie, że Anna Kinvall zwabiła już młodego szlachcica na zakazane ścieżki. Wiedział, że spotykają się od czasu do czasu – bądź nad rzeką, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć, bądź w parku czy lesie. Akurat w tym momencie wolał nie dopuszczać myśli, że Johan Gabriel prawdopodobnie nigdy nie pohańbiłby cnoty żadnej kobiety, a jego schadzki najpewniej wypełniały przepojone egzaltacją rozmowy, podczas których on, obrazowo mówiąc, nosił wybrankę swego serca na rękach i okazywał jej uwielbienie niczym bogini.

Nie, w tym momencie Solve pragnął wierzyć, że przyjaciel uczynił decydujący krok z pełnym przyzwoleniem Anny.

Solve mógł zatem pójść za jego przykładem!

Ostrożnie więc podciągnął spódnicę jeszcze wyżej. O, Stina miała piękne nogi, nawet jeśli zbyt mocne i z nadto chropawą skórą. Ale to pewnie jego dotyk sprawił, że pokryły się gęsią skórką. Jakże wspaniale było móc otoczyć dłońmi jej kolana! Ogarnęło go drżenie, tak cudownie przyjemne…

Stina w milczeniu siedziała na skraju łóżka, uśmiechnięta oddychała ciężko.

– Ach, więc panicz zapragnął wkroczyć w dorosłe życie – szepnęła w końcu, gdy odważył się położyć dłoń na jej udzie.

Solve nie był w stanie odpowiedzieć. Czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach, a w głowie aż szumi. Ciało płonęło, tętniło w nim i wibrowało; poczuł wilgoć na spodniach, ale było za ciemno, by ona mogła to zobaczyć. Dla Stiny jednak nie była to pierwszyzna, a ten młodzieniaszek, któremu mleko nie wyschło jeszcze pod nosem, zbyt wolno, jak dla niej, posuwał się naprzód. Nigdy w życiu pewnie nie zrozumie, co w nią wstąpiło, że ośmieliła się wkroczyć prosto do jego sypialni! Solve Lind z Ludzi Lodu pochodził wszak z jednej z bardziej szacownych rodzin na dworze. Oczywiście nie tak szacownej jak Oxenstiernowie, sami państwo, ale Lindów z Ludzi Lodu nigdy nie traktowano jako służby, mieli zdecydowanie wyższą pozycję. Powiadano, że ojciec Solvego, Daniel, nie tylko pełnił obowiązki adiutanta Gorana Oxenstierny, ale był także badaczem, a jego żona – wielką panią!

Teraz jednak nie było ich w domu. Siostra panicza, Ingela, wyjechała wraz z rodzicami, Solve został więc sam.

Może właśnie dlatego Stina ośmieliła się przyjść do niego?

Nie, cóż za głupstwa, na co jej tacy młodzieniaszkowie, kiedy mogła mieć każdego dorosłego parobka, którego tylko chciała! Ale ona po prostu miała ochotę! Miło od czasu do czasu posmakować takiego kogucika!

Jakiż ten chłopak niezgrabny! Będzie musiała mu trochę pomóc.

Nie ociągając się uniosła spódnicę aż do pasa; nic pod nią, rzecz jasna, nie miała, było przecież lato i tak ciepło. Biedaczysko, dyszy ciężko jak ryba wyjęta z wody, chyba nie zemdleje?

Nie, Solve nie zemdlał, ale czuł, jak płoną mu wargi i krew wrze w całym ciele. Poczuł zawrót głowy, gdy spojrzał na ciemny trójkąt. Nie zdawał sobie w pełni sprawy, że jego dłoń dotknęła owego cudownego miejsca; uczynił to tak gwałtownie, że pociągnął za skręcone włosy, budząc gniew Stiny. Trwało to jednak tylko moment. Solve, kompletnie już oszołomiony, usłyszał szept dziewczyny:

– Nie tak szybko, mój miły, nie rozbierzesz najpierw mnie i siebie?

Ocknął się z osłupienia, wpatrzony w nią, leżącą na plecach na brzegu łóżka.

– Tak… tak, już – wyjąkał.

Z całych sił starając się zapanować nad sobą, zdołał wreszcie skupić się na rozsznurowywaniu jej bluzki i popadł w nowy zachwyt na widok cudów, które wyłoniły się spod płótna. Biedny Solve, ledwie zdążył ich dotknąć, a jego pierwsze miłosne doświadczenie dobiegło końca.

O, bólu i wstydzie! Cóż ona na to powie?

– No już, już, spokojnie, to przecież żadna katastrofa – zaszczebiotała. – Będzie jeszcze dosyć okazji. Ściągnij teraz te zabrudzone spodnie, a Stina już postara się ożywić małego przyjaciela!

Tak też się stało. Solve nie mógł pojąć, w jaki sposób zdołał to osiągnąć. Stina jednak okazała się niezwykle doświadczona; umiejętnie pobudzała chłopca, bawiła się z nim i pieściła, po czym usiadła na nim i ułatwiła mu wejście. A potem już w niej był i nie pamiętał o niczym poza tym, że leży w gorących objęciach kobiety i że najwyraźniej coś mu się udało, zaczęła się bowiem wić i z jękiem jeszcze mocniej przyciskać do niego. Miał wrażenie, że znalazł się w niebie i że taka właśnie będzie reszta jego życia.

Stina także była zadowolona i obiecała przyjść zawsze wtedy, kiedy tylko młody panicz zapragnie.

Z zachwytem wpatrywał się w jej pospolitą twarz o grubych rysach. Jego uniesienie wynikało przede wszystkim z własnej dumy, że mu się powiodło. Był teraz prawdziwym mężczyzną. Zwycięsko przeszedł próbę.

Tak, rzecz jasna, przywoła ją jeszcze kiedyś znów, gdy nadarzy się okazja i nikt ich nie będzie widział. Choć oczywiście nie była jego ideałem. Świat stanął teraz przed nim otworem, wszystkie kobiety, gdyby zechciał, należałyby do niego. Ogarnęła go tak wielka śmiałość, że w radosnym oszołomieniu przygarnął ją do siebie i uścisnął dziko, niepohamowanie.

Stina, która sądziła, że chłopak jest w niej do szaleństwa zakochany, roześmiała się z wyższością doświadczonej kobiety. Biedaczek, wpadł po same uszy! pomyślała.

Bo też przyjemnie było popatrzeć na młodego pana Solvego, na ciemnobrązowe, niemal czarne oczy i gęste rzęsy, jakie ona sama chciałaby mieć, na grzywę brunatnych loków opadających na czoło, na zmysłowe usta. Było w tym chłopcu coś wyzywającego, bezwzględnego. Choć teraz jeszcze po dziecinnemu niezgrabny, gdy dorośnie, może stać się bardzo, bardzo niebezpieczny! Nie wiadomo, co wykluje się z tego żółtodzioba. Miał w oczach szatańską wprost żądzę przygód, choć może na razie tylko ona ją dostrzegła. Teraz, gdy tak był oszołomiony zwycięstwem, widać to było wyraźnie.

Co za szaleniec, zerwał się z łóżka i skakał do góry, jakby zamierzał wybić dziury w podłodze. Nie wyglądał szczególnie poważnie, zwłaszcza że nie miał na sobie spodni! Stina także nie mogła powstrzymać się od śmiechu.