Podjął decyzję.
Dotychczas, kiedy zależało mu na zdobyciu wyjątkowo trudnych kobiet, na przykład małżonek wysoko postawionych szlachciców, posługiwał się zwykle swą magiczną mocą. Pragnął ich, a one po prostu przychodziły.
Ta jednak dziewczyna bawiła go. Chciał podbić jej serce własnymi zaletami, jakby był całkiem zwyczajnym mężczyzną. Byłby to o wiele większy sukces.
Przeczuwał, że niełatwo będzie ją zdobyć. Setki lat surowego wychowania młodych dziewcząt, tak powszechnego w małych wioskach, odcisnęły swoje piętno. Dziewczyna, która przez ślubem oddała się mężczyźnie, była odsądzona od czci i wiary i wyklęta. Słyszał nawet, że tu, na Południu, niewierne i łatwe kobiety kamienowano!
Solve postanowił, że zdobędzie Elenę. Tym razem nie uciekając się do czarów i, rzecz jasna, do małżeństwa.
Co później stanie się z dziewczyną… No cóż, nie jego sprawa. Będzie już wtedy daleko stąd, może nawet z ukrycia popatrzy, jak obrzucają ją kamieniami. To mogłoby okazać się interesujące.
Elena stała na środku swej małej izdebki, niespokojna, wzburzona. Otwierała i zaciskała dłonie, gryzła paznokieć kciuka, potrząsała rękoma w powietrzu, jak gdyby były mokre, a ona w ten sposób chciała je osuszyć. Cóż mogła ofiarować temu młodemu człowiekowi, co on by docenił? Mieszkał najwyraźniej sam, biedaczysko, może potrzebował kobiecej pomocy? Może nie miał co jeść?
Iść do niego do domu i pomóc mu na miejscu? Nie, to nie wchodziło w rachubę, przekraczało granice przyzwoitości, tak daleko więc nie sięgała nawet myślą. A musiała coś podarować swemu nowemu sąsiadowi, okazać, że jest mile widziany w wiosce.
Gorączkowo rozglądała się dookoła, wzdychając z bezsilności. Przecież ona nic nie ma!
Ser? Świeżo uwarzony ser?
Czy mogła sobie na to pozwolić? Tym razem wyszły jej tylko dwie nieduże gomółki, bowiem trawy było niewiele – wyschła na górskich zboczach. Miała zamiar sprzedać jedną, a drugą zatrzymać dla siebie.
A może dać mu tylko kawałek? Alba połowę? Nie, to by nieładnie wyglądało.
Podjąwszy decyzję zawinęła jeden z serów w wielki liść i pospiesznie wybiegła z chaty, jakby chciała uciec przed rozsądniejszymi myślami.
O Boże! Przecież on podszedł bliżej! Musi go powstrzymać, zanim wybuchnie skandal. Nie może przyjmować mężczyzn; gdyby ktoś zobaczył, byłby to jej koniec! Zostałaby wyklęta z wioskowej społeczności.
Z rumieńcem na twarzy, wywołanym podnieceniem i zawstydzeniem, podsunęła mu ser. Solve popatrzył i zawahał się przez chwilę. Cóż to za lichy podarunek? Zachował jednak kamienną twarz i serdecznie jej podziękował, a potem zapytał, jak brzmi „dziękuję” w jej języku.
Zrozumiała w końcu, czego pragnął się dowiedzieć, i odpowiedziała. Solve powtórzył słowo i oboje wesoło się roześmieli.
Solve pojął, że Elena za nic nie zaprosi go do siebie, wskazał więc na porośniętą trawą ziemię. Czy mogliby usiąść i chwilę pogawędzić? Chciałby nauczyć się jeszcze kilku słów.
Elena przystała na to raczej niechętnie i przez cały czas słała zlęknione spojrzenia ku wiosce. Czy ktoś mógł ich widzieć? Odległość była wprawdzie dość duża, ale nigdy nie wiadomo…
Przyglądała mu się ukradkiem. Był tak pociągający, że z bólu ściskało jej się serce. Na jego widok dziewczynie, która nie znała innych mężczyzn oprócz tych z wioski, aż zapierało dech w piersiach.
Siedzieli razem dłużej, niż było jej zamiarem. Ale czas tak przyjemnie płynął na uczeniu go języka, nie zauważała, jak szybko mijają minuty. Kozy spokojnie pasły się w niskiej trawie, były specjalistkami w wyszukiwaniu pożywienia tam, gdzie wcale go nie było.
Solve zastanawiał się, jak powinien wyglądać plan uwiedzenia dziewczyny. Pole do popisu miał niewielkie, o oszałamiającym podboju nie mogło być mowy. Znał wiele metod zdobywania kobiecych serc i chlubił się znajomością płci pięknej. Wobec kobiet obdarzonych silnym instynktem macierzyńskim odgrywał rolę nieszczęśliwego małego chłopca. Kokietkom odpłacał tą samą monetą. Z początku trochę flirtował, ale najczęściej, nie tracąc czasu, od razu przystępował do rzeczy. Wobec niepewnych stawał się silnym, dającym poczucie bezpieczeństwa światowcem, któremu mogłyby zaufać.
W tym przypadku żadna z metod nie wydawała się skuteczna. Surowa moralność wioski stanowiła barierę, którą niełatwo było przekroczyć.
Musiał przejść całą długą drogę przyjaźni i koleżeństwa, najtrudniejszą ze wszystkich, zwłaszcza że Solve wiedział tak niewiele o lojalności w stosunku do innych. A w dodatku jakie to czasochłonne! Ale on ma dość czasu. Równie dobrze może zostać tutaj do chwili, gdy zdobędzie nowy ekwipaż i nowy majątek.
Choć bogowie jedni wiedzą, gdzie tego szukać w tej nędznej chłopskiej krainie!
Istniało jednak coś jeszcze, co zatrzymywało go właśnie w tym miejscu, o czym nawet przez moment nie zapominał: bliskość Tengela Złego do tego stopnia wyczuwalna, iż wibrowała w nim i w powietrzu dookoła; miał wrażenie, jakby ziemia unosiła się i opadała w rytmie oddechu Tengela Złego.
Ale gdzie on mógł być?
Tutaj, w tej krainie Nigdzie.
Gdyby Solvemu chciało się nieco dokładniej przyjrzeć okolicy, z pewnością bardzo szybko znalazłby odpowiedź. On jednak nie należał da tych, którzy wysilają się, gdy nie jest to konieczne.
No cóż, w każdym razie mógł spędzić czas, podbijając serce Eleny.
Z tym akurat, jak się wydawało, nie będzie szczególnych kłopotów. Nie na jej sercu jednak szczególnie mu zależało. Chciał odebrać jej dziewictwo, a potem jak najszybciej odjechać z wioski.
Postanowił więc na początek zaprzyjaźnić się z dziewczyną.
Śmiał się w duchu ze swojego planu, uważał się za bardzo dowcipnego, choć tak naprawdę w jego zamiarach nie było nic zabawnego. Solve miał dziwne poczucie humoru, nie mógł znieść, gdy sam stawał się obiektem czyichś żartów, a jego wesołość i dobry nastrój wywoływało na ogół robienie krzywdy innym.
Nie było tak jednak zawsze. Czasami w pamięci odżywały krótkie przebłyski wspomnień z dzieciństwa, w których jawił się zupełnie inny Solve. Ale nowy Solve, brutalny, twardy jak kamień radził sobie z takimi drobnymi napadami sentymentalizmu, które zresztą pojawiały się coraz rzadziej.
Bardzo mu to odpowiadało.
Elena siedziała w pewnej odległości od niego, bawiąc się zerwanymi źdźbłami trawy. Zachwycona nastrojem rozmowy, miała wrażenie, że uniesienie zaraz rozsadzi jej piersi. Jakiż on wspaniały, jaki życzliwy i wyrozumiały! Nawet przez moment nie próbował być natrętny, był jak przyjaciel, którego zna się od lat. Miała wrażenie, że są sobie równi, choć naturalnie wiedziała o dzielącej ich przepaści. Wywodzili się z różnych klas społecznych. On tak pięknie ubrany. Jedwab, aksamit i koronki…
Ale czy kołnierzyk u jego drogiej białej koszuli nie był czasem przybrudzony? A białe spodnie wcale nie były białe, gdy przyjrzeć im się z bliska.
Biedaczysko, mieszkał sam i pewnie przyjechał z daleka. Nic dziwnego, że ubranie ma przykurzone. Nie było przecież nikogo, kto by je uprał.
Elenę palce aż świerzbiały, by mu pomóc. Ale jak miała mu to wyjaśnić, kiedy nie rozumieli swojej mowy? Nie urażając przy tym jego dumy?
Sprawa wydawała się beznadziejna.
Jakie miał cudne, ciemne loki!
Po tym jak Solve niósł klatkę na własnym grzbiecie, jego peruka nie wyglądała najlepiej, a ponieważ ludzie w tym kraju chodzili z gołą głową, i on odrzucił perukę w kąt. Był zdania, że do niczego się już ona nie nadaje, a zresztą bez niej było mu znacznie wygodniej.
Elena z przerażeniem odkryła, jak długi czas upłynął im na rozmowie, i poderwała się z miejsca. We własnym języku wyjaśniła mu, że musi wracać do domu i zająć się obrządkiem, lecz on, naturalnie, nie zrozumiał z tego ani słowa. Domyślił się jednak, czego dotyczyć mogła jej jakże długa wypowiedź.