Ułomni, kalecy, śmieszne, komiczne postacie.
Nie robił zatem nic niezwykłego!
Ale te dwie kobiety zirytowały go nie na żarty. Po drodze napotkał też młodego mężczyznę, który obejrzał się za nim. Kiedy w nagłym przypływie gniewu Solve gwałtownie się odwrócił, zdążył zobaczyć, jak młodzieniec czyni ów powszechny w tych okolicach znak mający odstraszyć Szatana: wskazał na niego wskazującym i małym palcem jednocześnie, jakby to były rogi.
Durnie! Nigdy nie widzieli obcych. Tak się dzieje, gdy ludzie żyją w maleńkich wioskach; odizolowanych od świata, i nie mają możliwości poznać jakichkolwiek form kultury!
Tutaj Solve popełnił błąd. Źle ocenił ten fakt, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdyby rzeczywiście odznaczał się kulturą, którą tak się szczycił, wiedziałby więcej o tutejszym ludzie, jego wierzeniach i przesądach.
Było to fatalne w skutkach zlekceważenie spraw ważnych dla innych.
Maleńka gospoda okazała się otwarta i Solve postanowił się nie spieszyć. Miało zresztą upłynąć jeszcze parę godzin, zanim jego tłumacz powróci z pola.
Wcale się tym nie przejął. Miał czas, by czekać.
Omylił się też i w innej sprawie.
Nie przewidział zachowania Eleny…
Był przekonany, że teraz urabia sobie ręce stojąc nad balią w strumieniu czy też w innym miejscu, gdzie zwykle prała swoje ubrania.
A było zupełnie inaczej.
Kiedy poprzedniego dnia wróciła do domu z jego rzeczami, pełna była zapału. Bardzo chciała coś dla niego zrobić, natychmiast więc zabrała się za wielkie pranie. Uporała się ze wszystkim dopiero późnym wieczorem i rozwiesiła ubranie, by wyschło, z tyłu za domkiem.
Solve po prostu tego nie zauważył, gdy wyruszał do wioski.
Niedługo po jego wyjściu Elena postanowiła sprawdzić, czy rzeczy są już suche. Serce rozsadzała jej radość, ponieważ on zamieszkał w domu Janko i wkrótce miała go znów zobaczyć. Cały jej świat był teraz pełen Solvego, jak to zwykle bywa, gdy młoda dziewczyna zakocha się po raz pierwszy. Milan stał się ledwie cieniem niepokoju w sumieniu, który od czasu do czasu dawał o sobie znać, ale Elenie udawało się go stłumić. Po prostu w jej życiu nie było teraz miejsca dla Milana i bardzo się cieszyła, że ostatnio do niej nie zachodzi. Co by mu wówczas powiedziała, jak miała wyjaśnić swe niezwykłe, świeżo zbudzone uczucie do człowieka, którego znała zaledwie od czterech dni?
Wiedziała tylko, że bardzo jest jej trudno poradzić sobie z własnym sumieniem, choć nie miało to nic wspólnego z Milanem. Uświadamiała sobie, że gdyby Solve poprosił ją o coś tajemniczego, zakazanego i bardzo kuszącego, musiałaby stoczyć niezwykle ciężką walkę z samą sobą, by mu się oprzeć.
Nie wolno było poddać się myślom, od których kręciło się jej w głowie. Nie mogła, sprzeciwiało się to bowiem wszystkiemu, czego się nauczyła, co zostało na zawsze wpojone w jej kodeks moralny.
Ubranie było suche. Zdjęła je i starannie złożyła, to, co należało wygładzić, odsunęła na bok, a potem wzięła płaski kamień, odziedziczony po matce, rozgrzała go i wyprasowała piękne szaty.
Kiedy wszystko już zostało ułożone w staranny stosik, pachnący słońcem, wiatrem i czystością, stanęła niezdecydowana.
On pewnie potrzebuje swego ubrania?
Ale przecież nie mogę…?
Z drugiej strony on także nie mógł tutaj przyjść.
A czy będzie mógł czekać, aż się spotkają? Na pewno potrzebuje ubrania jak najszybciej.
Najlepiej więc zrobię, jeśli…
Myśl ta zatrzepotała w niej jak nagły poryw wiatru w pustych żaglach… zejść tam na dół, do niego?
Jeszcze kilka chwil stała, trzymając czyste ubrania na wyciągniętych ramionach. Przecież były mu potrzebne już teraz!
Bardzo powoli, zawstydzona, powędrowała w dół zbocza.
Im była bliżej, tym wolniej się posuwała.
Przed drzwiami przystanęła.
Uniosła dłoń, by zapukać, lecz zabrakło jej odwagi. Nigdy w życiu nie czuła się taka bezradna! Bo też i było rzeczą niesłychaną, by dziewczyna weszła do domu obcego mężczyzny.
Może położyć ubranie na progu?
A jeśli nie będzie go w domu? Rzeczy mogłyby się w tym czasie zniszczyć, zabrudzić, zmoknąć.
W domu na pewno go nie było, miał przecież iść do wioski. Całkiem o tym zapomniała.
Najlepiej chyba będzie wrócić, tak zresztą wypadało.
Nie zdążyła jednak dokończyć swej myśli, gdy z głębi domu dobiegł ją jakiś dźwięk.
Jakby… pieśń?
Była to najdziwniejsza pieśń, jaką kiedykolwiek słyszała. I jaki osobliwy głos! Ale przecież Solve pochodził z obcego kraju, cóż mogła wiedzieć o jego zwyczajach?
Elena zebrała się na odwagę i mimo wszystko zapukała.
Już się stało!
Pieśń nagle się urwała, jakby ucięta nożem.
Nikt jednak nie podszedł i nie otworzył drzwi.
Niezwykłe! Elena czuła się bezradna i zakłopotana. Dlaczego nie otworzył?
Dopiero teraz dostrzegła coś, co powinna była zauważyć już dawno. Od zewnętrznej strony drzwi zostały przywiązane sznurkiem do haczyka wbitego w ścianę.
Nie mogła tego zrozumieć!
Jak zawsze, gdy czuła się niepewnie, zaczęła gryźć paznokieć kciuka. Powinna wracać do domu, ale tajemnica zatrzymywała ją na progu.
A jeśli ktoś go zranił, a potem zamknął w środku? Czy to, co słyszała, nie było przypadkiem jękiem?
Była, co prawda, zdania, że bardziej przypominało to pieśń, ale przecież nigdy nic nie wiadomo.
Ostrożnie, stłumionym głosem zawołała:
– Solve?
Śmiał się ze sposobu, w jaki wymawiała jego imię. Zawstydzało ją to, ale nic nie mogła na to poradzić.
– Solve?
Nikt nie odpowiadał.
Ale on musiał być tam w środku, z całą pewnością!
Może jest ranny alba chory. Niech się dzieje, ca chce, moim obowiązkiem jest zajrzeć do środka. Był przecież samotny, w obcym kraju, może ktoś z wioski okazał się na tyle nikczemny i pobił obcego przybysza? Na przykład Milan, jeśli doszły go słuchy…
Jej palce już rozwiązały supeł. Ponownie zapukała do otwartych już drzwi, a kiedy nikt jej nie odpowiedział, weszła do środka.
Elena była już kiedyś w domu Janko, ale teraz unosił się w nim przedziwny zapach. Izba była niemal pusta. Znajdowało się w niej niewiele sprzętów. Na palenisku dostrzegła naczynie z czymś w rodzaju kaszy, a na ławie leżał jej ser! Doprawdy, sporo już zdążył zjeść! Bardzo ją to ucieszyło.
Solvego jednak tam nie było. Widać musiała mimo wszystko się przesłyszeć.
Już miała wychodzić, gdy jej uszu ponownie dobiegł jakiś dźwięk, jakby ktoś uderzał w drewno. Ach, zapomniała, że dom Janko miał jeszcze niedużą sypialnię. W pośpiechu, przejęta troską o Solvego, uznała, że drugie drzwi prowadzą na tyły domu.
Zapukała i do tych drzwi.
Teraz panowała tam istnie grobowa cisza.
Otworzyła drzwi z paskudnym poczuciem, że wdziera się w czyjąś prywatność. Ale jeśli on leży tam, bezradny…
W izdebce było ciemno, ale kiedy do środka wpadło nieco światła z większej izby, mogła rozróżnić poszczególne sprzęty.
W maleńkiej przypominającej alkowę izbie najbardziej rzucała się w oczy spora, czworokątna skrzynia, czy co to było.
Ale…
Z początku Elena nie wierzyła własnym oczom.
Wpatrywała się w nią jakaś istota. Mała, bezbronna istota wpatrywała się w pierwszą kobietę, jaką widziała. W pierwszego c z ł o w i e k a, oprócz swego strażnika, z którym miała do czynienia od kilku lat.