Co prawda niewiele miał innych powodów do radości.
Ta istota nie mówiła o Solvem. Heike tak bardzo pragnął wiedzieć, co powiedziała.
Wydawało mu się to takie przyjemne, serdeczne, choć nie potrafił nazwać swych wrażeń. Czuł tylko, że w duszy rozlewa mu się niezwykłe, dobre ciepło.
Co ona mogła zrobić z tymi drzwiami?
Ostrożnie usiłował dotknąć miejsca, przy którym manipulowała, tam jednak klatka była wyjątkowo szczelna, nie mógł więc dosięgnąć.
Chwycił mocno za drążki drzwiczek. Rozpacz, która ogarniała go tak często, znów pochwyciła go w swoje szpony. Nie wiedział, skąd się brała, przecież nie znał innego życia poza tym spędzonym w klatce, ale w głębi serca nosił w sobie tęsknotę, której nie potrafił nazwać.
Drążki wydały mu się dziwnie poluzowane. Zawsze stanowiły całość z resztą klatki, a teraz jakby drgnęły, poruszyły się.
Co uczyniła ta istota?
Heike nie miał odwagi nawet oddychać.
Czy zrobiła coś, z czego Solve nie byłby zadowolony? W takim razie sympatia Heikego była po jej stronie.
Trochę się bał, bo Solve znów mógł się rozgniewać i kłuć go szpikulcami. Umysł Heikego pracował z wielkim wysiłkiem.
A jeśli…?
Nie, nie potrafił spokojnie wyciągać wniosków. To wszystko spadło na niego zbyt gwałtownie, było nowe, nieznane, przytłaczające.
Drzwiczki?
W napięciu, ze strachem szarpnął drążki.
Poruszyły się, to pewne!
Jeszcze raz! Drgnęły wyraźnie.
Zanim zdążył się zastanowić, szarpnął z całych sił. Tkwiąca w zamku gałązka jałowca pękła z trzaskiem i drzwiczki stanęły otworem.
Heike zapatrzył się w jakże niecodzienny obraz, wydał z siebie kilka żałosnych dźwięków i mimowolnie się zmoczył, szczerze zdumiony i przestraszony.
Szczególnie się tym nie przejął, higiena osobista była dlań pojęciem nieznanym. Przez pewien czas śmiertelnie się bał, że właśnie to mu się przydarzy, ponieważ Solve wpadał w gniew, gdy musiał sprzątać klatkę, ale później Heike nauczył się odpowiadać złośliwością na złośliwość i polubił drażnienie Solvego.
Drzwiczki były otwarte. Naprawdę otwarte!
Raz za razem musiał powtarzać w myśli te słowa, by móc je do końca pojąć.
Solve będzie wściekły!
Ale Solvego tu nie było…
Heike wystawił rękę i dotknął nią przestrzeni świata poza klatką.
Czy tam jest niebezpiecznie?
W każdym razie nie boli.
Solve i ta istota, i inni ludzie, których widział z daleka w czasie podróży, mogli się tam poruszać.
Ta istota…?
W zakamarkach pamięci Heikego kołatało mgliste wspomnienie o kimś podobnym, kto kiedyś się nim opiekował. Nie tak dobrym, jak ta istota, nie obdarzonym tak łagodnym głosem.
A może tylko mu się to przyśniło?
Solve niedługo wróci.
Ta myśl sprowadziła na Heikego nowy niepokój. Solve, to oznaczało twarde słowa, uderzenia i ukłucia na skórze. Oznaczało także zamknięte drzwi, być może już na zawsze zamknięte, zaryglowane drzwi.
Nie, nie, jęknął Heike w duchu.
Nie zdawał sobie sprawy, że doznał olśnienia, bo właśnie objawiła mu się wizja wolności, pojęcie dotychczas nieznane.
Instynktownie przesunął się w kierunku drzwiczek. Zatrzeszczały stawy, zesztywniałe od ciągłego siedzenia w jednej pozycji.
Przeszył go ból! Jakiż ból! Ale Heike przyzwyczajony był do bólu, traktował go jako nieodłączny element swego życia.
Zagryzł więc zęby i wyczołgał się, przeciskając przez wąskie drzwiczki. Przeżył moment grozy, bo wydawało mu się, że się zakleszczył i że nigdy, przenigdy nie pozna już wolnej przestrzeni. Dodało mu to nadludzkich sił.
Zaparł się całym sobą i pchał, nie zważając na piekący ból i wrażenie, że ciało rozsypuje mu się na kawałki. I tak udało mu się wytoczyć z klatki na podłogę. Upadł i przez chwilę trwał skulony w pozycji, jaką przybierał przez ostatnie miesiące, a nawet lata.
Heike Lind z Ludzi Lodu, pięciolatek, po raz pierwszy od blisko czterech lat znalazł się na wolności.
Oddychał ciężko, bezradny, przerażony nową sytuacją, w której się znalazł, udręczony nieznośnymi wprost bólami całego ciała, zdruzgotany swym żałosnym położeniem.
Czas jednak naglił, strach, że Solve wkrótce powróci, był silniejszy ponad wszystko. Nie podda się, nie pozwoli się znów wtłoczyć do klatki! Na samą myśl o tym poczuł falę mdłości, przestraszył się, że zaraz zwymiotuje. Podniósł się więc i opierając na dłoniach i kolanach starał się dotrzeć do zamkniętych drzwi, przez które, jak wiedział, będzie musiał przejść.
Spróbował nawet się wyprostować, by dosięgnąć klamki.
Zakończyło się to, oczywiście, niepowodzeniem, upadkiem i kolejnym atakiem bólu. Heike leżał teraz na podłodze, szlochając z przerażenia, że nie zdąży na czas wydostać się z izdebki.
Pierwsze, co starał się zrobić, to wyprostować kark, bo widział tylko brudne klepisko.
Jęcząc cicho, prostował szyję kręg za kręgiem, aż zakręciło mu się, zawirowało w głowie. Obudził się jednak jego upór, gorzał jak płomień, podsycany myślą o wolności. Poruszał się więc na kolanach, mocno pochylony do przodu, aż wreszcie udało mu się dotrzeć do drzwi. Odczuł ta jako wielkie zwycięstwo. Pozostawało jeszcze podźwignąć się do góry, dosięgnąć…
Ale drzwi ustąpiły pod naporem jego ciała! Istota nie zamknęła ich starannie.
I Heike znów pomyślał o niej z wdzięcznością.
Znalazł się w większej izbie, do której jak dotąd czasami udawało mu się zerknąć z daleka. Nie miał jednak zamiaru teraz się jej przyglądać, zbyt zajęty był szukaniem wyjścia.
Tam były! Kolejne drzwi do sforsowania.
Natężając wolę, swym żałosnym sposobem przesunął się dalej po podłodze. Choć płakał z bólu, zdecydowany był wydostać się za wszelką cenę, poganiany upływem czasu, którego nie umiał obliczyć. Widział tylko, że Solve może nadejść w każdej chwili.
Bardzo się tego obawiał.
Wyprostować się nie potrafił. Poruszać się mógł tylko na dłoniach, kolanach i łokciach, one musiały go dźwigać, czołgał się tak z pupą wypiętą w górę.
Uważał, że zbyt wiele czasu upłynęło, zanim dotarł do drzwi wyjściowych. Były zamknięte, a rozumiał, że nie uda mu się dostatecznie szybko dosięgnąć klamki.
Bez nadziei, kierowany jedynie desperackim pragnieniem wydostania się na wolność, rzucił się bokiem na drzwi. Ten ruch przypłacił falą ognia, która przepłynęła przez całe ciało. Ale poszedł za ciosem, odkrył w sobie pokłady nowych sił i wolę, która pchała go naprzód, nie pozwalając zatrzymać się przeszkodom.
Drzwi wprawdzie drgnęły, ale się nie poddały. Wszak Elena, wprawdzie luźno, ale przywiązała je z zewnątrz. Największą jednak trudność stanowiła klamka.
Heike leżał na boku na podłodze, przyglądał się jej i myślał. Łzy wywołane bólem całego ciała spływały mu po twarzy nieprzerwanym strumieniem, lecz wcale się nimi nie przejmował. Widział jedynie klamkę, umieszczoną tak nieosiągalnie wysoko.
Ale czy naprawdę sytuacja była bez wyjścia? Pomysłowość zawsze ożywa w tym, kto z całego serca czegoś pragnie. Mimo że Heike przez całe życie był skazany na siedzenie w klatce, potrafił jednak dodać dwa do dwóch, a zmysł obserwacji miał jak najbardziej w porządku.
Z wysiłkiem przekręcił głowę i rozejrzał się po izbie.
Tam… O tam, niedaleko od siebie, zobaczył swego znienawidzonego wroga: laskę Solvego zakończoną ostrym szpikulcem, którym kłuł i drażnił chłopca.