Выбрать главу

Potykając się i chwiejąc na nogach wyszedł wreszcie na łąki nie opodal domu Eleny i swojego.

Tam się opamiętał. Dziewczyna nie może zobaczyć go w tak opłakanym stanie. Wyprostował się i ostatni kawałek drogi dzielący go od domu przebył godnie, dostojnie, choć nie opuszczało go uczucie, że przez cały czas żądny zemsty demon depcze mu po piętach.

Gdy szczęśliwie dobrnął do chaty, opadł na ławę, by chwilę odetchnąć. Bezustannie przeklinał swój parszywy los.

Dlaczego, dlaczego nic mu się nie układa?

Gdy Solve coraz bardziej pogrążał się w żalu nad sobą, Elena podjęła decyzję.

Nie mogła już dłużej znieść samotności, a poza tym bardzo się bała. Gorzką prawdą bowiem było, że nadal szukała okoliczności usprawiedliwiających zachowanie Solvego. Nie było to wynikiem słabości charakteru Eleny, znalazła się, jak wiele innych kobiet przed nią, pod jego przemożnym wpływem.

Solve w kontaktach z Eleną nie wykorzystywał świadomie czarodziejskich sił, ale magiczną moc nosił w sobie. Tkwiła ona w jego łagodnym, ciepłym głosie, niezwykłych oczach, fascynującym wyglądzie i jego zawsze obezwładniającym erotyzmie. W stosunku do Eleny udawał życzliwość i przyjaźń i samotnej dziewczynie przez kilka dni jawił się jako wspaniały przyjaciel.

Elena jednak zaczęła podejrzewać, że władza, jaką nad nią miał, nie była całkiem zwyczajna. Solve naprawdę potrafił rzucać czar na kobiety, a nieświadomie ofiarował jej podwójną dawkę tego, czemu oprzeć się mogła prosta i niedoświadczona dziewczyna.

Dlatego zapragnęła teraz znaleźć się wśród ludzi. Rozdzielił ich widok małego, zaniedbanego chłopca w klatce.

Na malca w klatce trudno było znaleźć usprawiedliwienie.

Nie miała odwagi zabierać ze sobą całego swego dobytku. Wsadziła tylko kota do koszyka wraz z paroma drobiazgami, które mogły jej się przydać w ciągu najbliższych dni, a potem wyprowadziła kozy i szła udając, że idzie je wypasać. Poganiała je w stronę wioski, krążąc po okolicznych wzgórzach, by nie wzbudzić w Solvem podejrzeń.

Ale jego nie było widać. Bez przeszkód minęła dom, w którym zamieszkiwał, i wkrótce zasłoniło ją kolejne wzniesienie. Odetchnęła z ulgą, choć wiedziała, że zaraz stanie się znów widoczna z jego okna. Kiedy była pewna, że on nie może jej zobaczyć, popędzała kozy z gorączkową niecierpliwością. Teraz, gdy zrobiła już pierwszy krok, nie mogła się doczekać, kiedy pokona całą drogę.

Do kogo jednak miała się zwrócić w wiosce? Nie wypadało, by szła do Milana, nic nie wiedziała o śmierci jego ojca. Może do kościoła? Ksiądz był, co prawda, ogromnie surowy, ale przecież musiała z kimś pomówić, opowiedzieć o chłopcu, który być może w tej chwili cierpi wielką biedę gdzieś w lesie.

Znów sumienie ukłuło ją niczym strzała. Czy słusznie postąpiła, wypuszczając go, czy też nie? Pytanie to dręczyło ją od wczoraj bezustannie.

Westchnęła ciężko. To już dla niej stanowczo za dużo, zwłaszcza że gdzieś w głębi duszy tkwiło niebezpieczne pragnienie, by jeszcze raz ujrzeć Solvego.

Kiedy zbliżała się już do wioski, zobaczyła, że ktoś ścieżką zmierza w jej kierunku. Mężczyzna w uroczystym stroju, zdobionym kolorowymi taśmami, z kamizelką, do której przywiesił złote monety.

Mężczyzna udający się w konkury.

Tą drogą? Wszak tutaj nikt nie mieszka!

Ale… Ale to przecież Milan.

Elena poczuła rozczarowanie. Czy naprawdę Milan postanowił komuś się oświadczyć?

Sporo czasu upłynęło, zanim zdążyła połączyć wszystko w jedną całość, i zrozumiała, że Milan zmierza do niej. Tak wielką skromność miała w sercu Elena.

Kiedy się spotkali, Milan zaczerwienił się ze wstydu.

– Eleno, ty tutaj? Dokąd się wybierasz?

W tym momencie pękły tamy. Nie mogła już ukrywać poczucia osamotnienia, niepewności, lęku i wątpliwości.

– Och, Milanie, nie wiem, co mam robić! Tak bardzo się boję!

Opowiedziała całą historię o obcym przybyszu, który od razu stał się takim miłym, dobrym przyjacielem, lecz później okazało się, że ma syna, przypominającego małego diablika, którego trzyma w klatce. Jednym tchem dała wyraz współczuciu, jakiego doznała na widok dziecka. Mówiła o tym, co zrobiła później, i o malcu, który wędrował gdzieś teraz samotnie, być może napotkał w lesie dzikie zwierzęta, i o swoim lęku przed Solvem.

Milan z każdym jej słowem coraz mocniej zaciskał szczęki. W pewnym momencie wyczuł jej niepewność.

– Eleno… Czy ty… czy jesteś związana z tym człowiekiem?

Dziewczyna nerwowo potarła oczy

– Związana? Nie, był po prostu dobrym przyjacielem, nigdy nie był nieprzystojnie natrętny. Ale, Milanie, mam złe przeczucia, obawiam się, że on ma nade mną władzę. Jak gdyby chciał, bym przystała na jego propozycję, której nigdy nie uczynił! Ja go nie chcę, Milanie, a mimo to mnie pociąga w jakiś niezwykły, przerażający sposób. Nie mogę tego pojąć.

– Za to ja rozumiem – odparł Milan ze smutkiem. – Sądzę, że masz rację, Eleno. On stara się przywieść cię do grzechu, sprowadzić z drogi cnoty. Mężczyźni we wsi radzą teraz, są na niego bardzo rozgniewani.

– Dlaczego?

– On ma uroczne oczy.

– Och – szepnęła Elena. – Tak, to prawda!

I dlatego właśnie Solve popełnił błąd. Pokazał swe czarodziejskie sztuki, nie zapoznawszy się bliżej z przesądami mieszkańców tych okolic. Uważali oni, że istnieją ludzie obdarzeni urocznymi oczyma czy, jak powiadali inni, „złym okiem”. Samym tylko spojrzeniem potrafią rzucić urok i wyrządzić krzywdę. Solve powinien był zwrócić uwagę na ostrzegawcze sygnały, na gesty wykonywane palcami, mające odwrócić urok. Jednocześnie dwoma palcami, wskazującym i małym, pokazywali na niego, drugi zaś gest polegał na wciśnięciu kciuka między palec wskazujący a środkowy. Solve jednak był zbyt pewny siebie, by przejmować się takimi głupstwami.

– Eleno – zdecydował się Milan. – Słyszałaś chyba, że mój ojciec nie żyje i został już pochowany?

– Och, co ty mówisz, Milanie! Tak bardzo mi przykro, naprawdę!

– Dziękuję. Ale to już minęło. Właśnie szedłem do ciebie, by prosić o twą rękę. Co byś odpowiedziała?

Elena oblała się rumieńcem.

– Sądzę, że wiesz, że nie szedłbyś na próżno – odparła cicho. – Ale ja nie mam nic, co mogłoby stanowić mój posag.

– Wiem o tym i wcale o to nie pytam. Zależy mi na tobie. A więc jesteś teraz moja, prawda? Odprowadzę cię do wioski, pójdziemy prosto na radę starszyzny. A potem sam udam się do tego człowieka. Jak on się nazywa, Solve?

– Och, nie, Milanie, tego nie wolno ci robić! On może wyrządzić ci krzywdę!

Twarz Milana zawsze odzwierciedlała jego nastrój. Także i teraz Elena poznała, że Milan za nic nie da się przekonać.

– Masz zostać moją żoną. Sądzisz, że zniosę, by jakiś obcy starał się ciebie uwieść? O, tam idzie Peter. On może zaprowadzić cię na radę.

Zanim Elena zdążyła zaprotestować choćby słowem, Milan wyjaśnił Peterowi, jak się sprawy mają, i pospieszył w górę, do domu Solvego. Złe oko, czy nie – ten człowiek musi usłyszeć kilka słów prawdy.

– Milanie! – zawołała za nim Elena, ale równie dobrze mogła wołać do wiatru północnego.

Peter w zamyśleniu spoglądał na szybko znikającą w oddali sylwetkę Milana.

– Nie podoba mi się to. Ale kiedy Milan wpadnie w gniew, nigdy nie słucha innych! Chodź, musimy powiadomić radę o tym malcu. Trzeba go szukać w lesie całą gromadą.

– Ale on naprawdę ma straszny wygląd – ostrzegła Elena. – Powiedz im, że nie muszą się go bać. Nie jestem pewna, ale sądzę, że on nie ma złego oka, choć może tak właśnie wygląda.

Peter w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Mogła mu zaufać.