W domu na wzgórzu Solve nareszcie ocknął się z paraliżu, jaki ogarnął jego wolę.
Oczy mu błyszczały, policzki pałały. Jakimż idiotą się okazał! Jak do tego stopnia mógł poddać się panice, że nie zauważył tak doskonałego rozwiązania?
Chłopiec zginął. Nie wziął mandragory ze sobą, ona także gdzieś się zapodziała. Solve był więc wolny! Wolny, wolny, wolny!
Dlaczego miał marnować czas na tego niewydarzeńca? Biegać w kółko po tych przeklętych lasach i wystawiać się na pośmiewisko? Jaki to miało sens? Mógł teraz bez przeszkód wyruszyć do Wenecji i zacząć wszystko od początku. Dalej kraść i oszukiwać, i piąć się do góry jak kiedyś, tyle że z większym wyrachowaniem, sprytniej! Dopiero teraz droga do szczytu, do władzy nad światem, stała przed nim otworem. O Tengelu Złym musi zapomnieć, najważniejsze, by jak najszybciej się stąd wydostać. Szukanie Tengela Złego mogło w rezultacie okazać się wręcz niebezpieczne, znów mógłby zostać obarczony ciężkim brzemieniem, jakim był Heike.
Musi dotrzeć do Adelsbergu, by tam zdobyć konia i powóz, i nowy majątek. Chłopi w tej dziurze nie mieli absolutnie nic. Mógłby się też zadowolić samym koniem. Wjechać wierzchem do Wenecji. Jeśli to w ogóle możliwe, bo słyszał, że cała Wenecja stoi na palach wbitych w wodę. Brzmiało to dziwacznie.
Czując przypływ energii, Solve pozbierał swe nieliczne drobiazgi i opuścił chatę. Klatka niech zostanie tu, gdzie stoi, on wkrótce i tak będzie daleko stąd, i wszystko, co się tu wydarzyło, przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.
Odległość, jaka dzieliła go od Adelsbergu, z łatwością mógł pokonać pieszo. Był teraz wolny, swobodny, miał przed sobą całe życie, ba, cały świat! Pokaże teraz wszystkim tym, którzy drwili i naśmiewali się z Solvego Linda z Ludzi Lodu, co potrafi! Jeszcze dostaną za swoje!
Były to czcze pogróżki rzucane na wiatr, ale i tak sprawiały mu przyjemność.
Znalazł się mniej więcej w połowie drogi do wioski, gdy ścieżkę zastąpił mu rozgniewany nie na żarty człowiek.
Milan nie miał zamiaru pojmać czy też zgładzić Solvego, chciał po prostu wyłoić skórę łajdakowi, który ośmielił się za bardzo zbliżyć do jego dziewczyny. Co prawda nic jej nie zrobił, ale sama myśl… Milan był bardzo zazdrosnym młodym człowiekiem, co stanowiło chyba jego jedyną wadę. Poza tym cechowała go łagodność i dobroć jak rzadko, a opowieść Eleny o małym, niewydarzonym chłopcu mocno poruszyła jego serce.
Jeszcze jeden powód, by rozprawić się z tym obcym.
Nie mogli się dogadać, ale co do zamiarów Milana nie można było mieć wątpliwości. Z jego wypowiedzi Solve wyłapał imię Eleny i nie był aż tak głupi, by nie dośpiewać sobie reszty. Wymowa była jednoznaczna: „Łapy z daleka!”
Okazał się jednak na tyle głupi, by zachować się arogancko. Na Milana podziałało to niczym płachta na byka.
Nie namyślał się długo…
Solve ocknął się w bardzo bolesnej rzeczywistości. Był sam na świecie, jak porzucony tobołek, z nosem na pokrytym czerwonym pyłem kamieniu. Jedna noga utkwiła w kolczastym krzewie, ramię, na którym leżał, zdrętwiało.
Z jękiem opuścił głowę. Za uprzednie jej podniesienie musiał zapłacić ostrym, rozsadzającym czaszkę bólem.
Wokół nosa i ust czuł coś lepkiego, miejscami boleśnie przyschniętego. Krwawię, pomyślał zdumiony. Z nosa leci mi krew! I jeden ząb się rusza!
Bezustannie jęcząc, zdołał wreszcie usiąść, a wkrótce potem nawet wstać.
Jakże on wygląda! Pokryty kurzem i zakrwawiony. I jak to boli!
Kiedy Solve otrząsnął się na tyle, że przestał litować się nad sobą, zapałał niepohamowanym gniewem.
Skierował go naturalnie na nieznanego łajdaka, który ośmielił się go pobić. Ale zemsta dotknie jednocześnie i napastnika, i Elenę. Tę nieprzyzwoitą dziwkę! Koniec z próbą zdobycia jej poprzez przyjaźń. To za długa droga. Teraz ona sama będzie musiała przyjść do Solvego. Przywoła ją do siebie siłą swej woli, a potem drań, który go pobił, dostanie ją z powrotem – zhańbioną, zbrukaną i całkiem bezwartościową.
Będzie to stosowna zemsta na nich obojgu.
Najpierw jednak Solve musiał minąć wioskę. Nie chciał tu zostać ani chwili dłużej. Obejdzie ją naokoło, a potem zatrzyma się w jakimś miejscu między Planiną a Adelsbergiem. I tam właśnie będzie musiała przyjść Elena. Tam dopełni się jej los.
Dla urażonej dumy Solvego myśl o tak słodkiej zemście była niczym balsam na rany. Tak będzie wyglądało jego pożegnanie z tą parszywą wioską. Nigdy więcej go nie ujrzą.
O Heikem nie myślał już wcale. Żywił przekonanie, że dzikie zwierzęta już dawno się z nim rozprawiły.
Na przemian kulejąc i jęcząc szedł skrajem lasu, zostawiwszy wioskę w dole. Spoglądał na nią od czasu do czasu, ale panował tam całkowity spokój. Wieś sprawiała wrażenie, jakby wcale nie było w niej ludzi.
No cóż, tym lepiej dla niego. Przejdzie nie zauważony.
Wkrótce zostawił już Planinę za sobą. Świadomość, że Tengel Zły jest blisko, nadal w nim tkwiła, wibracje stały się nawet silniejsze, przerodziły się w pewność.
Nie miał już jednak czasu na Tengela Złego. Najistotniejsze – zemścić się! A potem musiał dotrzeć do Adelsbergu.
Wszak Wenecja czekała na największego człowieka na świecie – Solvego Linda z Ludzi Lodu.
Gdy dotarł do niewielkiego, przytulonego do skały lasku, zszedł z gościńca łączącego obie miejscowości. Skrył się między drzewami.
Tutaj! Tu będzie czekał na Elenę.
Solve przykucnął, objął ramionami nogi i usiadł na piętach. Oparł czoło o kolana i przymknął oczy.
– Chodź, Eleno – szepnął. – Chcę, byś do mnie przyszła. Teraz, zaraz!
Paląca go nienawiść i żądza zemsty uczyniły jego zdolność sugestii podwójnie silną, dwakroć trudniejszą do odparcia niż wcześniej.
Elena w walce z nią nie miała żadnych szans.
ROZDZIAŁ XIII
Niemal wszyscy mieszkańcy wioski zebrali się w maleńkiej winiarni. Było tak ciasno, że para z oddechów zdawała się drżeć w pomieszczeniu. Przybyły także kobiety, zaszczycone faktem, iż pozwolono im wejść do świętego miejsca mężczyzn.
Elena, niezwyczajna, by być ośrodkiem zainteresowania, mocno trzymała Milana za rękę. Czerwieniąc się i jąkając, odpowiadała na pytania.
W pewnej chwili poczuła jednak, że powinna powiedzieć coś jeszcze:
– Bardzo jestem wdzięczna, że chcecie wyruszyć ze mną na poszukiwania tego biedaka. Pragnę jednak, abyście wiedzieli, że postanowiłam się nim zaopiekować, nie zważając na jego wygląd. To ja ponoszę odpowiedzialność za dziecko, a Milan jest taki dobry, iż zgodził się, by chłopiec zamieszkał w naszym przyszłym domu. Oczywiście, jeśli go odnajdziemy i jeśli w ogóle pozwoli się obłaskawić.
– Już dawno porwał go wilk, to więcej niż pewne! – zawyrokowała jedna z kobiet.
– Musimy go szukać – stanowczo rzekła druga.
Pozostałe pokiwały głowami.
– A co zrobimy ze złym okiem?
Zapadła cisza, wreszcie odezwał się ksiądz:
– Stara Anna dopiero co widziała go na skraju lasu, prawda? Wygląda na to, że wyruszył do Adelsbergu. Sami nie poradzimy sobie z kimś takim jak on. Posłuchaj, Peterze, weź konia i pojedź zaraz do Adelsbergu okrężną drogą. Trzeba ich ostrzec! Poproś, by odcięli mu drogę, i powiedz, że my wyruszamy stąd. Proś także, by zabrali mego przyjaciela, księdza! To człowiek Bogiem silny, już dawniej wypędzał demony. Ja pójdę z wami…
W tej samej chwili Elena jęknęła.
– Co się stało? – zapytał Milan.
– Och, nie – pisnęła. – Och, nie, nie! Trzymaj mnie mocno, Milanie? Wydaje mi się, że on mnie wzywa, nie rozumiem, co się dzieje! Tak ogromnie mnie do niego ciągnie, a przecież wcale tego nie chcę!