Pianie koguta przywróciło mu poczucie rzeczywistości, dodało otuchy. Nie był już taki samotny w ciszy poranka.
Ośmielił się nawet spojrzeć jeszcze raz na stół.
Był już teraz spokojny. Na twarzy powoli rozkwitał mu uśmiech. Najpierw leciutki, potem coraz szerszy.
Nareszcie dotarła do niego prawda.
Możliwości!
Och, Boże, były wprost nieograniczone!
Bez pośpiechu zaczął je rozważać. Czegóż to nie będzie mógł osiągnąć jako jeden z dotkniętych z Ludzi Lodu!
Na dodatek znajdował się w o wiele lepszej sytuacji niż wszyscy jego poprzednicy; gdyż nikt nie wiedział, co on potrafi! Nikt nawet nie przypuszczał, że jest dotkniętym.
To właśnie była chwila, która miała zadecydować o całym jego życiu. Mógł był pomyśleć: Nikt nie wie, że należę do wybranych! Byłoby to bardziej naturalne, jako że nie miał żadnej z zewnętrznych, straszliwych cech dotkniętych.
Ale nie, Solve natychmiast zdał sobie sprawę, że jest jednym z dotkniętych, a nie wybranych. Tym samym obrał stronę.
Pragnął być jednym z dotkniętych, Było to niebezpieczne wyzwanie. Nie wróżyło niczego dobrego.
Tej nocy wiele się w nim zmieniło. Stał się nowym człowiekiem, choć nie nastąpiło to od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Przeobrażenia dokonywały się powoli, przez miesiące i lata. Ale ostatnia noc była punktem zwrotnym w jego życiu.
Kiedy wyczerpany tak leżał w łóżku w ten słoneczny poranek, obudziła się w nim inna pewność, nieskończenie silna i co najmniej równie niebezpieczna.
Nikt nie mógł się dowiedzieć, że on jest dotknięty.
Dawało mu to nieograniczone możliwości!
ROZDZIAŁ II
W realnym wymiarze miłość Johana Gabriela Oxenstierny do Themiry miała żałosny koniec. Jej ojciec, Kinvall, bezlitośnie wydał ją za mąż za urzędnika prowadzącego księgi na dworze. Ów człowiek jednak nic a nic ją nie obchodził. Chyba uczucie, jakie żywił dla niej Johan Gabriel, naprawdę pozostawało odwzajemnione, choć dzieliła ich tak duża różnica wieku.
Johan Gabriel cierpiał jeszcze przez długi czas po tym ślubie, kładącym kres jego nadziejom, ale cierpiał jakże pięknie! Jego „poetyczne” uczucie do Anny przetrwało, stawało się coraz bardziej wysublimowane. Przez całe życie pielęgnował marzenie o Themirze. Gloryfikował zarówno ją, jak i ich związek jako coś nadziemsko czystego i nieskończenie pięknego. Wiele wspaniałych wierszy spłynęło spod jego pióra właśnie za jej przyczyną. Tak więc i niepozorna służąca weszła na stałe do historii literatury jako źródło inspiracji skalda.
Niebawem jednak myśli Johana Gabriela zostały zaprzątnięte czym innym. Wysłano go do Uppsali, na studia na tamtejszym uniwersytecie.
Solve Lind z Ludzi Lodu, który w Johanie zawsze widział młodszego brata (nie zapominając, oczywiście, o jego wysokim urodzeniu), zaczął prosić ojca, by pozwolił mu pójść w ślady przyjaciela. Chciał także rozpocząć studia.
Daniel długo się nad tym zastanawiał. Chłopak ma bystry umysł, ale czy rodzinę stać na jego dalszą naukę?
W końcu poddał się. Wszak i on sam, i jego ojciec, Dan, kształcili się w Uppsali. Uznał, że nie może odmówić tego swemu synowi, choć finanse nie bardzo na to pozwalały.
Właściwie rodzina Oxenstiernów także nie należała do zamożnych, obaj więc chłopcy w Uppsali musieli mocno zaciskać pasa. Przyjeżdżali do domu tak często, jak tylko się dało, by przez kilka dni porządnie się najeść i nabrać sił do dalszej nauki.
W mieście uniwersyteckim nie zamieszkali razem, nie uchodziło bowiem, by hrabia na co dzień przebywał pod jednym dachem z kimś, kto nie jest szlachcicem. Widywali się jednak często, obydwaj studiowali te same nauki humanistyczne i potrzebowali się nawzajem. Johanowi Gabrielowi oparciem był zdrowy rozsądek starszego Solvego i on sam jako ochrona przed grupami agresywnych studentów, którzy widzieli w poecie nieco śmiesznego słabeusza. Solve natomiast potrzebował przyjaźni Johana Gabriela, choć bowiem był otwarty, niewielu ludzi rozumiało jego myśli i jego jakby podzielone życie: w połowie w rzeczywistości, w połowie w fantastycznym świecie baśni.
A Johan Gabriel Oxenstierna to potrafił. Ten młody, wrażliwy elegant, mile widziany w kręgach literackich ze względu na swój ujmujący charakter, romantyczną melancholię i wielki talent poetycki, był zdolny dostrzec w Solvem nieodkryte możliwości.
Jednak nawet mu się nie śniło, co drzemie w przyjacielu tak naprawdę!
Solve chciał się przenieść do Uppsali jeszcze z innego powodu. Miał już po uszy Stiny, która na dodatek kompromitowała go, śląc mu porozumiewawcze spojrzenia, szepcząc i chichocząc na oczach innych służących z domostwa czy też ze Skenas.
Płynęły lata w Uppsali. Dla Solvego były one interesujące szczególnie, nikt bowiem nie wiedział o niezwykłym podwójnym życiu, jakie prowadził. Oczywiście na uniwersytecie zdarzały się przedziwne sytuacje, jak na przykład nagłe zniknięcie dzienników z pokoju kolegium nauczycielskiego i powtórne się ich pojawienie, gdy tymczasem Solve osiągał nieoczekiwanie dobre wyniki. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, by podejrzewać go o oszustwo, zwłaszcza że mógł udowodnić, iż przez cały czas znajdował się w swej izdebce albo też przebywał z kolegami.
Miały miejsce także i poważniejsze wydarzenia. Niemiłych studentów dotykały rozmaite nieszczęścia, dziewczęta z płaczem zadawały sobie pytanie, co też w nie wstąpiło, że bez wahania godziły się na to, czego żądał ów młody, ciemnowłosy student.
Raz tylko Solve doznał lekkiego wstrząsu i wówczas uznał, że musi być ostrożniejszy.
Siedzieli właśnie z Johanem Gabrielem w pięknym parku Fyrisgen, w skromnej traktierni pod gołym niebem. Dzień był piękny, rozjaśniony ostrym blaskiem słońca, które odbijało się w oczach Solvego.
Johan Gabriel pociągnął tęgi łyk piwa ze swego kufla i rzekł:
– Muszę przyznać, że masz powodzenie u kobiet, Solve! Nigdy jeszcze nie widziałem naszego profesora historii do tego stopnia rozwścieczonego. Ale dobrze mu tak, zawsze się do mnie paskudnie odnosił, nie wiadomo dlaczego.
Solve tylko skinął głową. Od dawna już irytowało go bezwstydnie niesprawiedliwe traktowanie wrażliwego Johana Gabriela przez nauczyciela historii i w końcu postanowił w imieniu przyjaciela dać mu nauczkę.
– Ale w jaki sposób udało ci się odbić mu tę jego panienkę? – zapytał Johan Gabriel z podziwem. – Nie mogę tego pojąć, ona zawsze odnosiła się do tego nędznika niczym do boga.
– To proste – uśmiechnął się Solve z lekką ironią. – Moim nieodpartym wdziękiem…
On nie wie, że to prawda, pomyślał. Kiedy czegoś pragnę, mojej woli nie można się oprzeć.
Wrócił myślą do chwili, kiedy zażyczył sobie, by młodziutka przyjaciółka nauczyciela natychmiast podeszła do jego stolika, uprzednio powiedziawszy swemu byłemu wybrankowi kilka słów gorzkiej prawdy. Solve czuł wówczas w sobie niezwykłą pewność i nie miał ani cienia wątpliwości, że dziewczyna będzie posłuszna jego woli.
Tak też się stało! Oznajmiła swemu bóstwu, iż jest nudny i egoistyczny, a ona woli bardziej interesujących mężczyzn. Zostawiła go i w dużej jadalni wydziałowej usiadła przy stoliku Solvego. Wzbudziło to powszechne zainteresowanie, a profesor opuścił pomieszczenie w sposób wskazujący na silną irytację. Później, co prawda, Solve miał nieco kłopotów z pozbyciem się damy, z którą znajomości w żaden sposób nie pragnął pogłębić. Młodziutka piękność, bardzo zmieszana i ogromnie upokorzona chłodem Solvego, musiała iść do domu.
Powinien mieć z jej powodu wyrzuty sumienia i tak w istocie było, ale tylko przez krótką chwilę. Niebawem o niej zapomniał.
Głos Johana Gabriela wyrwał go ze wspomnień.