Выбрать главу

– To prawda, masz tyle wdzięku. Te ciemnobrązowe oczy… Ale czy wiesz, że kiedy wpada w nie słońce, to wcale nie wyglądają na całkiem brązowe czy wręcz czarne, jak sądzą niektórzy? Wiesz, że są pełne jaśniejących, żółtych punkcików? Nakrapiane niczym skrzydła motyla.

Wtedy właśnie Solve nie na żarty się przestraszył i postanowił być ostrożniejszy. Powinien bardziej uważać!

Tego wieczoru długo przypatrywał się swym oczom w lustrze. Nie była to jednak właściwa pora, źrenice mu się rozszerzyły, a oświetlenie było zbyt słabe. Jego oczy wyglądały na całkiem czarne.

Kiedy jednak tak się sobie przyglądał, stwierdził, iż Johan Gabriel ma rację: naprawdę był teraz przystojny. Rysy twarzy nabrały bardziej męskiego wyrazu, ciemnobrunatne loki w świecie peruk i przypudrowanych na biało włosów nadawały mu charakter wręcz egzotyczny, który z pewnością zarówno wabił, jak i odstręczał kobiety.

A może kusiło je właśnie to, co odpychające, obce? Z jego oczu emanowała sugestywna siła przyciągania, sam potrafił to dostrzec. Sprawiał wrażenie romantycznego kochanka, choć na zupełnie inny sposób niż bujający w obłokach szlachcic Johan Gabriel. Był bardziej niebezpieczny i przez to bardziej pociągający. Wprost porażał zmysłowością. Te usta powoli rozciągające się w uśmiechu…

Oj, czyż nie popadł w zbyt wielki zachwyt nad samym sobą? Solve wybuchnął śmiechem, dostrzegając własną próżność. Bo przecież rysy twarzy same w sobie nie były wcale ładne. Czubek nosa, na przykład, i wydatne szczęki… Ale na takie szczegóły zwykle nie zwraca się uwagi.

Tak przynajmniej sądził. Sam przecież nie potrafił tego ocenić.

Teraz jednak poczuł lęk. Jego drobne manipulacje mogły zostać odkryte. Ta historia z przyjaciółką nauczyciela była bardzo nieprzemyślana.

Bo przecież jego oczy…!

Johan Gabriel odkrył coś, czego nikt inny nie spostrzegł, oprócz, być może, Ulvhedina. Odkrył przebłyski żółtego.

Czy zawsze były? Czy może się powiększyły lub jest ich coraz więcej? A może pewnego dnia pokryją całą tęczówkę?

Tego Solve nie wiedział, niemniej niebezpieczeństwo istniało. Zbyt długo igrał z ogniem, teraz na jakiś czas musi się uspokoić.

W pewien sposób czuł się odpowiedzialny za Johana Gabriela. Gdyby Solvego przyłapano na gorącym uczynku, udowodniono mu któryś z jego na wpół kryminalnych postępków, odbiłoby się to także na jego przyjacielu. A na to Johan Gabriel sobie nie zasłużył. Był niezwykle delikatnym, wrażliwym człowiekiem, którego Solve naprawdę kochał, choć na swój egoistyczny sposób.

Pod koniec semestru Solve musiał jednak przyznać, że jego pozycja w uniwersyteckim mieście stała się nieznośna. Profesor historii w ramach zemsty postanowił, że za żadną cenę nie przepuści go dalej, i choć Solve mógł naprawdę dokuczyć wykładowcy, ani nie chciał, ani nie ośmielił się tego uczynić.

A kiedy Johan Gabriel zakończył studia w Uppsali i przeniósł się do Sztokholmu, by tam podjąć pracę w kancelarii, także i Solve przerwał naukę i wrócił do domu. Zdążył zdać tylko część egzaminów i obiecał ojcu, że kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, podejmie studia. W tym jednak momencie chciał tylko być w domu i pomagać w gospodarstwie, gdyż, jak wyznał, na jakiś czas dość już miał Uppsali.

Dostał list od Johana Gabriela, który pisał o tym, jak bardzo sprzykrzyło mu się wielkie miasto i praca w kancelarii. Matetiainie także nie powodziło mu się najlepiej, nie mógł więc pozwolić sobie na zbytki i przyjemności. Był wprost chory z tęsknoty za domem w Skenas; całym sercem nienawidził Sztokholmu. Od czasu do czasu zakochiwał się, ale tylko na dystans. Widać drogiemu Johanowi Gabrielowi szczególną przyjemność sprawiały tęskne westchnienia do pięknych kobiet.

Żaden z przyjaciół nie czerpał zadowolenia ze swojej życiowej sytuacji. Solve także nie był szczęśliwy, stale bowiem rósł dręczący go niepokój. Nie cieszyło go też wcale, że Stina włóczy się za nim jak wiemy pies. Miał nadzieję, że wyszła za mąż i jest stateczną matroną, ale nie! Znów miała chrapkę na młodego panicza i zaczynała stanowić dlań niebezpieczeństwo. Solve ogromnie się bał, że dopuści się w stosunku do niej czegoś naprawdę drastycznego. Ręce aż go świerzbiały, by pozbyć się jej raz na zawsze.

To naprawdę niezmiernie go przeraziło. Do tej pory tkwiące w nim przekleństwo Ludzi Lodu wydawało się dość bezpieczne, powierzchowne, teraz zaczął przeczuwać jego głębię, która mogła przyprawić o zawrót głowy.

Najgroźniejsza zmiana dokonała się w sumieniu Solvego. Prawa ustanowione przez ludzi przestawały się dlań liczyć. Czuł nieprzepartą, wręcz organiczną potrzebę zdobywania władzy i kierowania życiem innych podług własnej woli. Był niezależny! Był jednym z czarowników Ludzi Lodu, kimś wyższym od wszystkich tych nędznych śmiertelników!

A powinien był myśleć inaczej. Znajdował się przecież nie ponad, a głęboko poniżej tego, co można by określić jako człowieczeństwo. Dotknięci z Ludzi Lodu nigdy jednak nie oceniali właściwie swojej pozycji.

Solvego niepokoiło tylko jedno. Jego siostra Ingela, z którą nieustannie się droczyli, zauważyła złośliwie, iż nagle jego oczy stały się ostre. Ostre? zapytał urażony. No, jakby jaśniejsze, odparła. Bardziej błyszczące.

Wspomniała o tym mimochodem, z pewnością nie wiązała jego oczu z historią Ludzi Lodu. Ale Solve się wystraszył.

Wkrótce stwierdził, że praca na dworze także mu nie wystarcza. Ingeli ciągle nie było w domu. Zaczęła się już interesować młodzieńcami z okolicy i pod pretekstem mniej lub bardziej istotnych przysług świadczonych rodzicom wraz z jedną z przyjaciółek ganiała po drogach, jak to zawsze leżało w zwyczaju młodych dziewcząt. Solve, który przejrzał ją na wylot, niemiłosiernie z niej drwił i mówił, że nie chce na to patrzeć.

Tak przedstawiała się sytuacja, kiedy jednocześnie zaszły dwa wydarzenia, które dały początek zmianom w życiu Solvego.

Johan Gabriel wrócił ze Sztokholmu i przedstawił przyjacielowi kuszącą propozycję, a ojciec dostał list od swojej matki, Ingrid z Grastensholm.

– Posłuchajcie, dzieci – powiedział Daniel, przywoławszy swe ukochane latorośle, które wciąż rozpalały jego nadzieje. Matka także brała udział w rozmowie, lecz ona nie stanowiła osobowości tak silnej jak pozostali. Po prostu była – tak jak przedmiot, który się lubi i którego brakuje, gdy zniknie, lecz nic poza tym.

– Słuchajcie – rzekł Daniel. – Moja matka Ingrid pisze, iż pragnie, byśmy latem odwiedzili Grastensholm…

Och, nie, pomyślał Solve. Tylko nie do Ulvhedina! On od razu się zorientuje! i babcia Ingrid także! Przecież oni są dotknięci.

Bardzo nie chciał, by poznali prawdę, bo wszak oboje opowiedzieli się po stronie dobra.

Nawet teraz Solve nie spostrzegł, na jak niebezpiecznej drodze się znalazł. Nie chciał, by tamtych dwoje zobaczyło, kim on jest, tylko dlatego, że oni nauczyli się żyć wśród ludzi, nie szkodząc nikomu!

Groźne myśli, Solve!

Daniel kontynuował:

– Babcia pisze też o radosnej nowinie: Elisabet Paladin z Ludzi Lodu, chyba ją pamiętacie…

Dzieci skinęły głowami. Lubiły Elisabet.

– Wyszła za mąż za bardzo sympatycznego człowieka, który nazywa się Vemund Tark. Sprowadzają się na Elistrand, bowiem on stracił swój dom. Wszyscy bardzo się cieszą z tego rozwiązania, bo pamiętacie chyba, że Ulf niepokoił się o przyszłość Elistrand. Teraz kolej przyszła na babcię Ingrid, która martwi się o to, co stanie się z Grastensholm. Chce, aby jedno z was z czasem przejęło dwór.

Ingela nic nie powiedziała, myślami bowiem była przy pewnym młodym człowieku z jednego z gospodarstw w parafii. Właśnie teraz był dla niej wszystkim i nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że miałaby opuścić parafię Vingaker.