Выбрать главу

Byłaby zapewne przykładem osoby, która dorastała w czasach, gdy palenie papierosów i picie wódki nie było niebezpieczne dla zdrowia, a ludzie zawsze mówili to, co myśleli, nie troszcząc – się, czy kogoś obrażą czy nie. To były piękne dni (chociaż wówczas nie mieliśmy o tym pojęcia).

Jednak Trevor był synem Gerry’ego i nic nie mogła poradzić na to, że go kocha (mimo że ubierał się tak, że wyglądał jak torba na zakupy). Poza tym uwielbiała Jake’a i była nawet skłonna tolerować Jean, jeśli tylko nie opowiadała akurat o fengshui i o jego zbawiennym wpływie na jej własny organizm. („To mnie tak wewnętrznie oczyszcza!”) Sissy nie mogła powiedzieć Jean, że jest kupą gówna, ponieważ było to nieprawdą, na co Jean miała pisemne dowody.

Chcąc wreszcie podjąć decyzję, Sissy postanowiła, że to karty zadecydują, czy ma jechać na Florydę czy nie. Otworzyła torebkę, którą przywiózł Trevor, wyciągnęła ciastko i ugryzła spory kawałek. Poszła do kuchni, otworzyła zamrażalnik i wyciągnęła z niego oszronioną butelkę Sto – licznej. Nalała sobie dużą porcję i zaniosła ją do pokoju. Trochę podsyciła ogień na kominku, aż bierwiona zaczęły trzaskać i posypały się wesołe iskierki. Słyszała w kominie szum wiatru. Zapowiadała się niespokojna noc.

Usiadła i otworzyła duże kartonowe pudełko z kartami DeVane. Miało już wytarte kanty, a wieko było podklejone taśmą.

– Wizje przyszłości… proszę, przyjdźcie do mnie.

Wyciągając karty z pudełka, zawsze wypowiadała te słowa, nawet jeśli miała tylko wymruczeć je cicho pod nosem. Karty miały ogromną moc, były pełne znaczeń, nigdy nie kłamały, jednak czuła, że za każdym razem, kiedy ich potrzebuje, musi je o to stosownie poprosić. W końcu do jasnowidza też nikt nigdy nie przychodził i nie wołał od progu: „Hej, powiedz, co mi się przydarzy jutro?”

Dokończyła ciastko, po czym odkryła pięć pierwszych kart i ułożyła je w pięciokąt. Były to Karty Otoczenia; wyjaśniały tło przyszłych wydarzeń. Pierwsze dwie karty ukazywały tonących mężczyzn i twarze żałobników. Spodziewała się tego. Nadchodzące dni będą upływały pod znakiem dwóch burz, które nadejdą jednocześnie.

Kolejne trzy karty przedstawiały wdowę, siedzącą w pokoju, w którym, niczym dywan, całą podłogę wyściełały setki żywych żab, małego chłopca na moście, próbującego złowić licho wyglądającego karpia ze sceptyczną miną, oraz mężczyznę z czarną opaską na oczach, stojącego wśród wydm, z twarzą uniesioną ku słońcu.

Wdową była Sissy, a żywe żaby symbolizowały pytania, na które brakowało odpowiedzi: w którą stronę skoczyć? Małym chłopcem był Trevor, próbujący przekonać ją do wyjazdu na Florydę. Przesłanie mężczyzny z opaską na oczach było oczywiste: Ci, którzy szukają znaków na słońcu, nigdy już niczego nie dojrzą.

Na dotychczasowych pięć wyłożyła kolejnych siedem kart. Były to Karty Zagrożenia. Mówiły, na jakie znaki powinna zwracać uwagę i czego się bać. Powinna więc się obawiać bezdzietnej kobiety, chłopaka z egzotycznego kraju i dwóch mężczyzn piłujących drewno. Powinna być ostrożna, kiedy zmieni się kierunek wiatru. I uważać na niespodziewane pułapki. Ostatnia karta przedstawiała ptaka o czerwonej piersi, zaplątanego w jeżynach i krwawiącego. Powinna także być czujna, kiedy zobaczy ślady stóp, prowadzące do jeziora. Również wtedy, gdy natknie się na mężczyznę ukrytego w okutej brązem skrzyni. Ta właśnie karta ułożyła się na środku, co oznaczało, że jest szczególnie ważna.

Sissy wyprostowała się i bębniąc palcami w blat stołu, przyglądała się kartom. Naprawdę trudno było wywnioskować, co karty chcą jej przekazać, wiedziała jednak, że nawet mówiąc zagadkami, są one zawsze bardzo precyzyjne. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego mężczyzna w okutej brązem skrzyni jest aż tak ważny. Może to Gerry? Może zostawił po sobie coś w jakiejś skrzyni? I to coś ona, Sissy, powinna znaleźć? A może miała po prostu wkrótce spotkać nowego mężczyznę, i to w zupełnie niespodziewanym miejscu?

Jak dotąd jednak nie natrafiła na żadną sugestię, że powinna pojechać na Florydę.

– Co o tym sądzisz, panie Boots? – zapytała psa.

Pan Boots przechylił głowę na bok, jednak nic nie odpowiedział.

Wypiła potężny łyk wódki, po czym odwróciła dwie Karty Przepowiedni, układając je na Kartach Zagrożenia. Pierwszą Przepowiednią była La Poupee Sans Tete, lalka bez głowy. Przedstawiała młodą matkę w żółtej sukni próbującą umieścić na właściwym miejscu oderwaną główkę małej lalki o idiotycznym uśmiechu na buzi. Obok stała zapłakana dziewczynka. Kolejna okazała się La Faucille Terrible, prezentująca mężczyznę z sierpem, torującego sobie drogę wśród gęstych chwastów. Sierp wysunął się mężczyźnie z ręki i ugodził go w oko. Po drugiej stronie pola stał inny mężczyzna i histerycznie się śmiał.

A więc dwie kolejne złe Karty Przepowiedni. Żadna z nich nie sugerowała jednak, że Sissy powinna opuścić New Preston i spędzić zimę na Florydzie. La Poupee Sans Tete znaczyła, że jakieś dziecko lub dzieci zostaną nagle osierocone. Z kolei La Faucille Terrible ostrzegała, że ktoś odniesie rany, wykonując zwykłą, codzienną pracę.

Wszystkie Karty Otoczenia mówiły, że nadchodzące wydarzenia rozegrają się tutaj i że ona (wdowa) będzie ich częścią. Gdyby pojechała na Florydę – Karty Zagrożenia ostrzegały ją przed pułapkami, bezdzietnymi kobietami i zmiennymi wiatrami. Taka była jej przyszłość, a z doświadczenia wiedziała, że nie może jej uniknąć. Pewnego ranka przed czterema laty odkryła Le Pecheur Perdu, zagubionego rybaka, kartę przedstawiającą samotnego mężczyznę na pustej plaży, otoczonego ze wszystkich stron przez kraby. Wtedy zrozumiała, że rak prostaty nieuchronnie zabije Gerry’ego.

Śniadanie w Canaan

Feely otworzył oczy. Jeszcze nigdy w życiu tak nie zmarzł. Właściwie było mu tak zimno, że zastanawiał się, czy przypadkiem nie jest już martwy. Szyby samochodu ozdobione były piórkami mrozu, a w środku było bardzo jasno, gdyż białe słońce świeciło już dość intensywnie. Brakowało tylko chórów anielskich.

Feely spróbował się poruszyć i zorientował się, że jednak nadal żyje. Czuł każdy mięsień. Przespał noc na przednim fotelu chevroleta z głową opartą o szybę. Jego czapka wprost do niej przymarzła.

– Uuuh… – jęknął.

Zdołał się wyprostować i rozejrzał się dookoła. W pierwszej chwili pomyślał, że jest sam w samochodzie, po chwili usłyszał jednak ciche chrapanie docierające z tyłu. Odwrócił się i zobaczył Roberta, przykrytego rozłożonymi gazetami. Jego kilkudniowy zarost skrzył drobinkami lodu. Po raz pierwszy Feely dostrzegł, że Robert ma na lewej skroni duży plaster.

Robert otworzył jedno oko.

– Która godzina?

– Nie wiem. Poczekaj. Pięć po ósmej.

– Chryste – jęknął Robert i zrzucił gazetę na podłogę. – Jakie ja miałem sny!

– Ja też – dorzucił Feely. – Śniło mi się, że znowu jestem w szkole, a mój nauczyciel rzuca we mnie brokułami.

Robert wyprostował się i przetarł rękawem szybę. Niestety, okna były pokryte lodem od zewnątrz.

– Boże, jak zimno. Musimy włączyć silnik.

Tylne drzwiczki przymarzły do ramy i musiał naprzeć na nie całym ciałem, żeby je otworzyć. Po chwili wsunął się na siedzenie kierowcy i przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik zawył, jednak za pierwszym razem nie zadziałał.

– No, ruszaj, ty draniu – warknął Robert i ponownie przekręcił kluczyk. Tym razem silnik niemal natychmiast ożył. – Widziałeś? W życiu nie trzeba się przejmować niczym ani nikim. Twoje życie jest twoją własnością. Masz do tego niezbywalne prawa.