– I co o niej sądzisz?
– Właściwie, żeby ci powiedzieć prawdę, nigdy nie przebrnąłem przez pierwszą stronę. Ale wcześniej widziałem film w telewizji, z kapitanem Jeanem Lukiem Piccardem, wiedziałem więc, co się wydarzy na końcu. Nie byłem zatem nadmiernie skłonny wczytywać się w książkę.
– T.S. Eliot jest cudowny – powiedziała Serenity. – Posłuchaj tylko:
Porozumiewać się z Marsem, mówić z duchami,
Pisać o obyczajach potworów morskich,
Objaśnić horoskop, wróżyć z trzewi lub z kuli ze szkła,
Dostrzec chorobą w podpisach, wydobyć
Historią życia z rysów na dłoni,
Tragedią z kształtu palców; wywoływać znak -
Czarami, omen z fusów herbacianych nieuniknione
Z talii kart przejrzeć na wskroś *…
Feely słuchał, dopóki dziewczyna nie skończyła. Wreszcie odezwał się:
– To jest niezwykłe. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie słyszałem.
– Podobało ci się?
– Chyba tak. To niezwykłe, w jaki sposób można łączyć ze sobą różne słowa. To tak, jakbym słuchał obcego języka. Ale „wróżyć z trzewi…” Co to takiego? Pierwszy raz słyszę.
– Sama długo szukałam. Tu chodzi o przepowiadanie przyszłości na podstawie wyglądu zwierzęcych wnętrzności. Tak właśnie czyniono w starożytnym Rzymie. Na przykład, jeśli Cezar chciał wiedzieć, czy najazd na Persję jest dobrym pomysłem, kapłan otwierał brzuch jakiejś owcy i mieszał kijem w jej wnętrznościach.
– I w ten sposób przepowiadano przyszłość? Fajna sprawa. „Pójdziemy gdzieś dzisiaj wieczorem, kochanie?” „Nie wiem, czy warto. Poczekaj chwilę, aż powróżę z wnętrzności”.
Serenity zamknęła książkę.
– Jak ci na imię? – zapytała go.
– Fidelio Valoy Amado Valentin Valdes.
– Cholera jasna.
– Nie przejmuj się. Większość moich znajomych, mówi do mnie Feely.
– Feely. Bardzo sympatycznie. Skąd pochodzisz, Feely?
– Z Nowego Jorku. Z El Barrio. To taki hiszpański Harlem.
– Naprawdę? Co więc porabiasz w Canaan?
– Jestem tutaj przejazdem, w tranzycie. I czekam teraz na mojego kierowcę, skądkolwiek miałby powrócić.
– Nie jadłeś śniadania – powiedziała Serenity, wskazując na leżącą przed nim na talerzu stertę naleśników.
– Nie. Moje jestestwo gwałtownie odmówiło konsumpcji.
– Co takiego?
– Właśnie miałem zacząć jeść, kiedy zobaczyłem kucharza. – Feely zmarszczył nos z niesmakiem.
– O kurczę. A ja zjadłam smażone jajka na kanadyjskim bekonie. Brrr!
– Pewnie były w porządku. To znaczy, układ pokarmowy człowieka jest bardzo odporny. Pewnie potrafiłabyś przetrawić znaczną ilość śluzu innego człowieka bez żadnych skutków ubocznych.
Serenity popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Powiedz mi, Feely, czy ty jesteś prawdziwy?
– Co masz na myśli?
– Chyba nie nabierasz mnie, co? Używasz tych wszystkich mądrych słów i sprawiasz wrażenie, jakbyś prawie wszystkie je znał, ale nie do końca.
Feely zmarszczył czoło.
– Chyba nie bardzo cię rozumiem.
– Nie wiem. Jestem zdezorientowana. Nie potrafię odgadnąć, czy rozmawiasz ze mną poważnie. – Zawahała się, po czym położyła dłoń na jego ramieniu. – Przepraszam cię. Nie chcę cię dołować, ani nic w tym rodzaju.
– Pozwól, że ci coś powiem – odezwał się Feely. – Mój stryj Valentin był piosenkarzem. Był moim prawdziwym stryjem, bratem ojca, nie miał nic wspólnego z Brunem. Mój prawdziwy ojciec opuścił rodzinę, kiedy miałem trzy albo cztery lata. Właściwie nie wiem, dlaczego to zrobił, a nie było sensu pytać o to matki, ponieważ w gruncie rzeczy niewiele ją to obchodziło. Szczerze mówiąc, rzadko bywa trzeźwa. Ale to nie znaczy, że jej nie kocham i nie poważam, wręcz przeciwnie. Mam dla niej wielki szacunek. Pamiętam jednak stryja Valentina, to o nim mówiłem. Siadał w połowie schodów, paląc cygaro, i zaczynał grać na gitarze. Wtedy siadałem obok niego, a on śpiewał dla mnie pewną piosenkę. To była piosenka o małej myszce, która zamiast sera jadła książki, przez co była pełna różnych słów, a ponieważ była pełna słów, a nie sera, została królową myszy.
– Sympatyczne.
– Możesz powiedzieć, że to sympatyczna piosenka, jeśli chcesz, jednak ważne jest to, że na zawsze utkwiła w mojej świadomości. A kiedy zacząłem chodzić do szkoły i starsi koledzy znęcali się nade mną, ojciec Arcimboldo powiedział mi, że właściwe słowo jest równie skuteczne jak uderzenie pięścią w nos, jeśli nie skuteczniejsze. Cóż… W mojej dzielnicy nie było wiele okazji, by właściwe słowa używać w odpowiednim kontekście. Zacząłem się ich uczyć, jednak większość zatrzymywałem dla siebie, ponieważ ludzie, wobec których mógłbym ich używać, byli zbyt tępi, by je zrozumieć, albo w ogóle nie chcieli mnie słuchać. Zatem, jeśli teraz wymawiam jakieś słowo w złym kontekście, prawdopodobnie jest to skutek tamtych czasów. Ale, na szczęście, wyrwałem się z tego kręgu i mogę teraz wypowiadać każde słowo, jakie tylko chcę.
– Jesteś najbardziej nadzwyczajną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam – powiedziała Serenity. – Rozumiesz mnie?
– Chyba nie. Ja po prostu uciekam.
– Dokąd więc zmierzasz? Mam na myśli kierunek tej ucieczki.
– Na razie na północ.
– Jasne. Ale dokąd? Do Massachusetts? New Hampshire? Tylko mi nie mów, że do Kanady.
– Nie wybrałem sobie żadnego konkretnego miejsca. Uważam, że każdy powinien podążać za swoją gwiazdą. Moja znajduje się gdzieś na północy, nad takim miejscem, w którym jest zbyt zimno, żeby kłamać.
Serenity popatrzyła na zegar.
– Myślisz, że twój przyjaciel jeszcze tu wróci? Bo moim zdaniem nie. Chyba cię porzucił.
– Cóż, w tej sytuacji będę musiał złapać kolejną okazję. Szczerze mówiąc, w pewnym sensie przestraszył mnie swoim zachowaniem. Najpierw niemal rozbił samochód, a potem się zgubiliśmy na drodze.
– A może pójdziesz do mnie? – zaproponowała Serenity. – Moi rodzice wyjechali na urlop do San Diego, mam więc cały dom dla siebie. Mógłbyś się wykąpać i coś zjeść, pożyczyłabym ci jakiś stary sweter mojego brata. Mogłabym ci któryś nawet sprezentować, jeślibyś chciał. Mój brat pracuje obecnie w Stamford dla pewnej firmy prawniczej. Bardzo przytył. Nigdy już nie włoży żadnego ze swoich starych swetrów.
– Nie jestem pewien, czy mogę skorzystać z twojego zaproszenia – powiedział Feely. – W końcu obiecałem Robertowi, że tutaj na niego zaczekam.
– I po co? Nic mu nie jesteś winien, prawda? A z tego, co mi o nim opowiedziałeś, wynika, że jest kompletnym narwańcem.
Jakby decydując za niego, żołądek Feely’ego głośno zaburczał. Chłopak i Serenity popatrzyli po sobie, po czym oboje wybuchnęli głośnym śmiechem.
Trevor wpada w złość
Sissy nie spodziewała się, że Trevor odwiedzi ją ponownie tak szybko. Dopiero niedawno ubrała się i uczesała. Teraz siedziała w salonie, paliła papierosa i oglądała wiadomości telewizyjne. W pewnej chwili usłyszała odgłos opon samochodu, kruszących zamarznięty śnieg na podjeździe. Zsunęła śpiącego pana Bootsa ze swoich stóp i podeszła do okna.
– O cholera! – zawołała. Szybko zdusiła papierosa w ceramicznej popielniczce i gwałtownie zamachała rękami, żeby rozpędzić dym.
Trevor wszedł przez kuchenne drzwi, uprzednio otrząsnąwszy śnieg z butów na wycieraczce przed wejściem. Ubrany był w grubą kurtkę koloru musztardy, a na głowie miał brązową kominiarkę.