Выбрать главу

– Nie wiem, dlaczego ten dupek od razu nie poprosił mnie o linkę do holowania. – Howard reagował tak na każdego kierowcę, który ośmielał się jechać zbyt blisko za nim.

Skręcił na stację benzynową, zatrzymał samochód przed dystrybutorem i po chwili wyłączył silnik. Sylvia odwróciła się, żeby popatrzeć na wiklinowy koszyk ustawiony na tylnym siedzeniu.

– Chyba śpi – powiedziała z uśmiechem.

– Więc go nie budź. Nie zniósłbym już ani chwili tego żałosnego pisku.

– Sprawdzę tylko, czy nic mu nie jest.

– Oczywiście, że mu nic nie jest.

Howard otworzył skrytkę w podłokietniku pomiędzy przednimi siedzeniami i wyciągnął z niej brązową wełnianą czapkę z pomponem i parę brązowych wełnianych rękawiczek. Mocno wcisnął czapkę na głowę. Uważał, że dzięki tej czapce wygląda jak Richard Dreyfuss ze Szczęk. Sylvia zaś w sekrecie porównywała go wówczas do Huberta z Ulicy Sezamkowej.

Podczas gdy Howard pedantycznie naciągał rękawice, palec po palcu, Sylvia odpięła pas bezpieczeństwa, który przytrzymywał koszyk, podniosła wiklinową pokrywę i zajrzała do środka. W środku, zwinięty w kłębek na grubym wełnianym szalu, spał lśniący szczeniak labradora, który tego dnia został odebrany matce.

– Suzie oszaleje na jego punkcie.

– Sam nie wiem. Labradory bywają agresywne, nie sądzisz? Mam nadzieję, że nie będziemy mieli problemów z jego ułożeniem. Wydaje mi się, że powinniśmy byli wziąć raczej suczkę.

– Och, Howard, on jest taki uroczy.

Howard otworzył drzwi explorera i wysiadł. Zimno wprost zapierało dech w piersiach, a z północnego zachodu wiał przenikliwy wiatr. Howard otworzył nakrętkę wlotu paliwa i zaczął napełniać zbiornik.

Stacja benzynowa firmy A &J usytuowana była przy autostradzie numer 7, niedaleko skrzyżowania z szosą prowadzącą do Branchville. Ściemniało się już i trasa była niemal pusta. Tylko od czasu do czasu stację benzynową mijała samotna ciężarówka z choinkami bożonarodzeniowymi. Po przeciwnej stronie stała jakaś chata z oknami zabitymi deskami. Wszystko wskazywało na to, że był tu kiedyś przydrożny zajazd. Przed budynkiem stał zardzewiały pick-up, wsparty na cegłach zamiast kół, oraz brudny brązowy chevrolet caprice. Za chatą nie było już nic, tylko las.

Stacja była jasno oświetlona i Howard dostrzegł kasjera za kontuarem. Bujał się na krześle z nogami na ladzie i oglądał telewizję. Howard nienawidził samoobsługi na stacjach benzynowych. Z jakiej racji kasjer siedzi sobie w cieple i nic nie robi, gdy tymczasem klient drży na wietrze i brudzi sobie ręce śmierdzącym paliwem z podajnika? Poza tym paliwo zazwyczaj sączyło się do baku cholernie powoli, co jeszcze bardziej irytowało Howarda.

Sylvia zapukała w szybę i pomachała do niego. Wykrzywił twarz w grymasie niechętnego uśmiechu, co miało znaczyć, że ją zauważył, jednak nawet nie podniósł ręki. Wiatr unosił krople deszczu i Howard był przekonany, że jest wystarczająco zimno, żeby zaczął padać śnieg.

Ogród miłości

– On cię kocha – mówiła Sissy, unosząc Kartę Ogrodu. – Nie ma wątpliwości, facet ma świra na twoim punkcie.

– Jest pani pewna? – zapytała Mina. – Tak się boję, że zrobię z siebie idiotkę.

Sissy potrząsnęła głową.

– Moja droga, potrafię wyczuć promieniowanie autentycznej miłości przez betonową ścianę grubości trzydziestu centymetrów. To mój talent. Być może jest to mój jedyny talent, jednak do tej pory nigdy się nie pomyliłam.

– Robi pani wspaniałe ciasteczka – powiedziała Mina. Zjadła ich już pięć i patrzyła na pozostałe dwa takim wzrokiem, jakby bała się, że jej za chwilę uciekną. – To jest dopiero talent.

– Kupiłam je w sklepie. Nie potrafię piec. Gerry mawiał, że w kuchni reaguję tylko wtedy, gdy odzywa się alarm przeciwpożarowy.

Mina wygodniej rozparła się na starej brązowej kanapie obitej aksamitem. Była niską dziewczyną, jej głowa była jednak zbyt duża w stosunku do reszty ciała, a uda świadczyły o tym, że pocieszenie znajduje w jedzeniu.

– Nigdy nie przypuszczałam, że Merritt mnie zauważy, a co dopiero, że się zakocha!

– Powinnaś bardziej wierzyć w siebie. Popatrz na siebie, masz dopiero trzydzieści jeden lat, jesteś drobna i śliczna. Teraz masz włosy trochę w nieładzie, ale to przecież żadna sztuka odwiedzić fryzjerkę.

Mina dotknęła swych lekko wzburzonych jasnych włosów.

– Widziałam taką fryzurę w „Complete Woman”.

– Nigdy nie kopiuj niczego z kobiecych czasopism, moja droga, a już szczególnie fryzur i pozycji seksualnych. Ludziom, którzy publikują te czasopisma, chodzi tylko o to, żebyś po lekturze źle się czuła, niemodna i brzydka. Taką mają pracę. Pomyśl, czy kiedykolwiek kupiłabyś czasopismo dla kobiet, gdybyś czuła się doskonale i była przekonana, że nie potrzebujesz zawartych w nim rad? Oczywiście, że nie.

– Znam Merritta od klasy maturalnej – rozwodziła się tymczasem Mina. – Najczęściej widywałam go na stadionie lekkoatletycznym. Miał takie kręcone włosy i słońce nadawało im tak śliczne odcienie, że myślałam, że jest bogiem.

– Jest zwykłym mężczyzną, Mino, tak jak wszyscy. Popełnia błędy, zdarza mu się kłamać, drapie się po tyłku. Ale mimo to kocha cię.

– I naprawdę tak mówią karty?

Sissy wręczyła Minie kartę, żeby mogła uważniej jej się przyjrzeć. Karta prezentowała starannie utrzymany ogród pod bezchmurnym niebem. Kwitły w nich róże, a gruszki ciężko zwisały z gałęzi. W środku ogrodu na ławce siedziała kobieta w pudrowanej peruce i krynolinie. Obcisły stanik sukienki odsłaniał piersi. Obok niej siedział młody mężczyzna, zupełnie nagi, jedynie na głowie miał trójkątny kapelusz. Nad głowami młodych unosiła się chmura motyli.

– Le Jardin d’Amour – powiedziała Sissy. – Ta karta ukazuje się tylko wówczas, jeśli jesteś zakochana z wzajemnością.

Mina zaczęła gryźć dolną wargę. Wprost nie chciała wierzyć, że karty sobie z niej nie drwią. Niespodziewanie wybuchła:

– Widzi pani, to było takie przypadkowe spotkanie. Nie widzieliśmy się mniej więcej przez dziesięć lat. Ale poznałam go. Szedł przez rynek, a ja od razu go rozpoznałam, mimo że on nie rozpoznał mnie. Gdyby nasze psy nie przystanęły, żeby się obwąchać, a ich smycze nie poplątały się, cóż, po prostu minęlibyśmy się. Merritt przeszedłby obok mnie, jak gdyby nigdy nic, jakby w ogóle mnie nie znał.

– Cóż, zdarzają się różne przypadki. Mina opuściła wzrok.

– Wczoraj zaprosił mnie na kolację do Oakwood. Zamówił dla mnie truskawki i powiedział, że jestem nadzwyczajną dziewczyną.

– A nie powiedział przypadkiem „Kocham cię”?

– Nie – odparła Mina. – Takich słów nie użył.

– To nie ma znaczenia – stwierdziła Sissy, powoli tasując karty. Było wczesne popołudnie, jednak w jej salonie panował taki mrok, że z trudem widziała twarz Miny. Wyraźne były jedynie odbicia okien w szkłach jej owalnych okularów. – Karty wiedzą, kiedy mężczyzna cię pożąda, nawet jeżeli on nie chce się do tego przyznać. A skoro karty wiedzą, uwierz mi, wiem także ja.

Nastąpiła długa cisza. Mina wzięła do ręki portmonetkę i patrząc w nią, zmarszczyła czoło, jakby nie wiedziała, co ma teraz począć.

Po kolejnych kilkunastu sekundach niezręcznej ciszy Sissy odezwała się wreszcie:

– Wystarczy dwadzieścia pięć dolarów, moja droga.

Fatalna chwila

Wreszcie bak był pełen. Howard zamknął go i poszedł do kasjera, żeby zapłacić. Po drodze do kasy wziął z półek dwa batoniki czekoladowe, paczkę orzeszków i kilka ciastek. Sylvia pilnowała, żeby przestrzegał diety, jednak zawsze przemycał do samochodu słodycze i jadł je w drodze do pracy. W jaki sposób mógłby stawiać czoło codziennym stresom w biurze po dwóch kubkach kawy bez mleka i misce paszy odpowiedniej jedynie dla konia?