Выбрать главу

Steve wyciągnął z kieszeni sztywny od zimna listek gumy do żucia i włożył go do ust.

– Jeśli stała tam furgonetka z otwartymi drzwiami, ja bym ją zauważył.

– Tak, jednak, z całym szacunkiem, pan jest detektywem i dostrzega pan podobne rzeczy, ponieważ do tego pana przygotowano. Zadałby pan sobie pytanie, co robi tutaj furgonetka z otwartymi drzwiami, skoro w okolicy nie ma ani sklepów, ani hurtowni, z których można by coś wynosić i ładować do samochodu. Natomiast przeciętny obywatel mógłby całymi dniami chodzić po okolicy i nie zauważyłby nawet różowego goryla, gdyby ten go mijał. To zostało naukowo udowodnione.

– A jednak chciałbym znaleźć chociaż jedną osobę, która rzeczywiście widziała zaparkowaną tutaj furgonetkę. Przynajmniej jedną osobę.

– Może ktoś się znajdzie, w końcu przez cały czas szukamy świadków.

Z domu Mitchelsonów wyszła Doreen. Ostrożnie stawiając stopy, ruszyła w ich kierunku wąską ścieżką, wytyczoną przez policyjnych techników dwiema liniami taśmy.

– Steve – powiedziała. – Czy chcesz porozmawiać z panem Mitchelsonem i tą dziewczynką?

– Oczywiście. – Popatrzył na posterunkowego MacCormacka i dodał: – Doskonała robota. Proszę mnie informować, jeśli będzie miał pan coś nowego, dobrze?

– Jasne.

Steve ruszył za Doreen do domu. W kuchni było pełno policjantów, dziennikarzy i fotografów, a drewniana podłoga była aż czarna od błota. Steve przepchnął się przez kuchnię do salonu. Jakaś policjantka otworzyła mu drzwi i zaraz je za nim zamknęła.

W salonie było chłodno i bardzo cicho. Pomieszczenie było skromnie umeblowane brązowymi meblami obitymi skórą. Ściany miały kolor magnolii, a podłoga wyłożona była dębowymi deskami. W kominku tlił się słaby ogień, dający więcej dymu niż ciepła. Randall Mitchelson stał przy oknie, ubrany w gruby, niebieski, wełniany szlafrok. Ręce trzymał głęboko w kieszeniach. Juniper siedziała na podłodze przy kominku, ściskając w rękach lalkę.

– Pan Mitchelson? Jestem detektyw Steven Wintergreen z policji stanowej, wydział zabójstw.

Randall odwrócił się.

– Witam. Nie podam panu ręki. Mam cholerną grypę. Doreen przyklękła obok Juniper i powiedziała do niej:

– Masz ładną lalkę. Jak jej na imię?

– Izzy.

– Już jedzie do nas ciocia Juniper, siostra Ellen. Na razie zajmie się małą – odezwał się Randall.

– Musimy jednak z nią porozmawiać. Mamy specjalistkę od przesłuchań dzieci, które były świadkami przestępstwa. Ta osoba z pewnością nie zrobi jej krzywdy.

– Nie zrobi jej krzywdy? Co mogłoby wyrządzić jej większą krzywdę niż przyglądanie się śmierci własnej matki?

– A pan? Czy widział pan albo słyszał coś istotnego?

Randall wydmuchał nos.

– O tym, że moja żona nie żyje, dowiedziałem się, kiedy Juniper zaczęła krzyczeć.

– Panie Mitchelson… Czy przychodzi panu do głowy ktoś, ktokolwiek, kto mógłby z jakiegoś powodu pragnąć śmierci pańskiej żony?

– Ellen była żoną. Była matką. To wszystko.

– Czy nie spotykała się z kimś ostatnio? A może była zaangażowana w lokalną politykę albo po prostu miała z kimś na pieńku osobiście?

– Krytycznie wypowiadała się o środkach finansowych, które są wydawane na odbudowę Union Station. Uważała, że o wiele lepiej byłoby wydać te pieniądze na inne cele, jak chociażby na budowę placów zabaw dla dzieci albo na wyciszenie hałasu spowodowanego ruchem ulicznym. Ale nic ponadto. Nie potrafię sobie wyobrazić nikogo, kto mógłby pragnąć jej śmierci.

– Rozumiem – powiedział Steve, zapisując coś w notesie. – A jak się układały sprawy pomiędzy panem a żoną?

– Co ma pan na myśli?

– Czy nic nie zakłócało waszego małżeństwa?

– Oczywiście, że nie. Co mi pan tutaj sugeruje?

– Niczego nie sugeruję. Po prostu zadaję panu rutynowe pytania, panie Mitchelson. To należy do moich obowiązków.

Randall popatrzył na niego z niedowierzaniem.

– Przypuszcza pan, że to ja ją zabiłem? Była moją żoną. Była matką mojego dziecka. Jak coś takiego mogło panu w ogóle przyjść do głowy? Czy myśli pan, że znajdę drugą taką kobietę jak Ellen? Jezu!

Steve odczekał chwilę, gdyż Randall ponownie zaczął wydmuchiwać nos.

– Czy mieliście państwo jakieś problemy finansowe?

– Finansowe? A co to ma wspólnego z zastrzeleniem mojej żony?

– Chodzi mi o pańskie interesy. Nie ma pan na przykład jakichś kredytów, długów?

– Nie widzę żadnego związku…

– Czy mógłby pan po prostu odpowiedzieć na pytanie?

– W porządku, mam pewne długi, ale to nic poważnego. Piętnaście, może dwadzieścia tysięcy dolarów. Jestem samodzielnym rzeczoznawcą budowlanym i obecnie pracuję przy budowie Paugnut Mali w Torrington. Nie otrzymam pieniędzy dopóty, dopóki nie zostanie ukończony drugi etap budowy, ale to nie jest przecież żaden problem.

– Czy pańska żona miała polisę na życie?

Randall opuścił głowę i przycisnął sobie palce do czoła, jakby właśnie zaatakowała go migrena. Steve czekał w milczeniu, ponieważ zdawał sobie sprawę, jak wściekły byłby on sam, gdyby ktoś zadał mu podobne pytanie.

– Czy to mama podarowała ci tę lalkę? – zapytała Doreen dziewczynkę.

Juniper energicznie pokiwała głową.

– Teraz kupię jej czarną sukienkę, dlatego ze mamusię zastrzelono.

Tymczasem Eandall wreszcie odzyskał mowę.

– Odpowiedź na pańskie pytanie, detektywie, brzmi „tak”, była ubezpieczona, ale na niezbyt wielką sumę. Jednak Ellen znaczyła dla mnie o wiele więcej niż wszystkie pieniądze tego świata. A teraz myślę, że na pana już czas.

– Jeszcze jedno pytanie, panie Mitchelson, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu. Czy zna pan kogoś, kto jest właścicielem furgonetki? A może zauważył pan w pobliżu przejeżdżającą powoli lub zaparkowaną furgonetkę?

– Większość moich kontrahentów ma furgonetki.

– Rozumiem. Niech mi pan wyświadczy przysługę i sporządzi listę kontrahentów, przede wszystkim tych, którzy jeżdżą furgonetkami.

– Naprawdę uważa pan, że któryś z nich… Steve odłożył notes.

– Panie Mitchelson, w tej chwili niczego nie uważam. Nie potrafię odgadnąć, jaki motyw kierował zbrodniarzem, nie mam też nikogo, kogo mógłbym podejrzewać o popełnienie tej zbrodni. Muszę więc zakładać, że mordercą jest ktoś, kto w jakiś sposób był z państwem związany albo po prostu się z wami kontaktował.

Randall niechętnie pokiwał głową.

– Tak. Rozumiem pana. Przepraszam. To wszystko jeszcze do mnie nie dotarło. Wciąż się spodziewam, że zaraz usłyszę śpiew mojej żony dobiegający z kuchni. A wie pan, ona przecież wcale nie potrafiła śpiewać. Nie trzymała melodii.

Steve popatrzył na niego i ciężko westchnął.

– Rozumiem pana. Później jeszcze z panem porozmawiam. Będę pana informował, jeśli będę miał jakieś nowe informacje. Poproszę pana tylko o tę listę.

Nagle odezwała się Juniper:

– Spryskam twarz Izzy wodą. To będą jej łzy.

Witajcie w domu rozpusty

Serenity zapłaciła za kawę i nie zjedzone naleśniki Feely’ego, mimo że się upierał, iż ma dość pieniędzy, żeby za siebie zapłacić.

– Daj spokój – zbyła go. – Kiedy ruszysz na północ, będziesz potrzebował każdego centa, prawda? Przypuśćmy, że będziesz musiał z góry zapłacić za wynajęcie igloo?

– Ty chyba naprawdę nie wierzysz w moje zamiary, co? – zapytał ją Feely, kiedy szli przez parking, na którym zalegał mokry śnieg.

– Oczywiście, że w nie wierzę. I uważam, że jesteś cudowny. To takie odświeżające, spotkać kogoś takiego jak ty. W człowieku rośnie nadzieja, że świat jest piękny.