Выбрать главу

– To jedynie młodzieńczy bunt. Próbuje okazywać światu własną niezależność.

Steve zdjął spinki z mankietów koszuli.

– Niech sobie ją okazuje, byle nie tutaj. Dopóki mieszka z nami, będę wymagał od niego, żeby okazywał rodzicom szacunek.

– Steve, czasami sobie nawet nie zdajesz sprawy, jak wielki cień rzucasz na wszystkich. Alanowi jest bardzo trudno się z niego wydobyć.

Nagi do pasa Steve objął żonę wpół i pocałował.

– Powinniśmy mieć dziewczynkę. Wyglądałaby jak ty, jak mała królewna, która spadła z czubka drzewka bożonarodzeniowego.

Helen oddała mu pocałunek.

– Uważasz, że powinniśmy mieć dziewczynkę? Nawet nie masz pojęcia, jakie kłopoty są z wychowywaniem córki. Zechciałaby sobie przebijać język, robić tatuaże i nosić krótkie spódniczki. Nie miałbyś czasu na rozwikłanie żadnego przestępstwa. To ją musiałbyś śledzić, chodzić za nią krok w krok, żeby mieć pewność, że nie zażywa narkotyków i nie uprawia seksu byle jak, byle gdzie i z byle kim. Albo ze w ogóle go jeszcze nie uprawia.

– Za kogo mnie uważasz? Za faceta zdolnego do prześladowania własnego dziecka?

– Idź wziąć prysznic. Na razie uważam cię za spoconego detektywa.

Był w połowie schodów, kiedy zadzwonił jego telefon komórkowy. Z trudem wydostał go z kieszeni i rzucił do mikrofonu:

– Wintergreen.

– Tutaj posterunkowy MacCormack. Mamy chyba naocznego świadka. To młody chłopak, który widział furgonetkę przed posesją Mitchelsonów, mniej więcej w czasie, kiedy został oddany strzał.

– Dobra wiadomość. Gdzie on jest?

– Tutaj, przy Lakeside Road. Zawieźć go do Litchfield?

– Nie, to ja przyjadę do Canaan. Czy ten chłopak może trochę poczekać?

– Nie ma problemu, poczeka. Na razie żłopie kawę i wcina pączki, jakby je widział po raz pierwszy w życiu.

Steve wziął najszybszy prysznic w życiu. Wytarł się do sucha, włożył świeżą bieliznę, którą Helen położyła mu na skraju łóżka, zapiął koszulę, zawiązał sznurowadła i był gotów do drogi. Kiedy otwierał drzwi, Helen wcisnęła mu w usta jedną kanapkę, a pozostałe włożyła do papierowej torby.

– Uważaj na siebie – powiedziała.

Pocałował ją, poślizgnął się na oblodzonym stopniu i wylądował na tyłku na śniegu.

– Powiedziałam, uważaj – powtórzyła ze śmiechem.

Podniósł się, otrzepał ze śniegu i też próbował się roześmiać, jednak kość ogonowa bolała go tak mocno, że wcale nie było mu do śmiechu.

Nie zadawaj pytań i nie kłam

Kilka minut przed trzecią Sissy usłyszała pukanie do kuchennych drzwi, jednak zanim zdążyła je otworzyć, do domu wszedł Sam Parker. Czapkę i kurtkę miał całkiem zasypane śniegiem. Otrząsnął buty na wycieraczce i klasnął dłońmi w grubych rękawicach podobnie jak foka w cyrku.

– Cześć, Sissy. Jadę właśnie do Torrington i wpadłem, żeby zobaczyć, czy przypadkiem czegoś nie potrzebujesz.

W Boże Narodzenie Sam miał skończyć siedemdziesiąt lat. Był wdowcem, mieszkał w odległości mniej więcej pół mili od Sissy, w domu z przepięknym widokiem na jezioro Waramaug. Był krępy i niski, miał dużą głowę i cienki wąsik jak Clark Gable. Sissy bardzo się przyjaźniła z jego żoną, Beth, i obserwowanie, jak Beth umiera na chorobę neuronu ruchowego, było jednym z najstraszniejszych doświadczeń w jej życiu.

– Wiesz co, Sam? Potrzebowałabym trochę majonezu, ale nie chcę, żebyś specjalnie dla mnie szedł do sklepu spożywczego.

– Nie ma sprawy, masz u mnie ten majonez. Cholerny dzień, co? Gdybym nie musiał, w ogóle bym nie wychodził z domu.

– A może przed wyjazdem napijesz się ze mną kawy?

– Dzięki za propozycję, ale nie chciałbym później zbyt wiele razy się zatrzymywać, żeby ulżyć pęcherzowi. Pogoda jest nieodpowiednia. – Zajrzał do salonu, gdzie pan Boots leżał spokojnie przed kominkiem. – Cześć, Boots. Spójrz tylko na siebie. Nie wiem, kto wymyślił powiedzenie o pieskim życiu, skoro ty się wygrzewasz w ciepełku, a ja muszę wyłazić na dwór w temperaturze poniżej dwudziestu stopni.

Pan Boots warknął i kilkakrotnie uderzył ogonem w podłogę.

– Widzę, że psy są bardziej ludzkie niż większość ludzi – stwierdził Sam. W ośnieżonych butach podreptał w kierunku Bootsa i wytargał go za uszy. – Popatrzmy tylko na te oczy. Ileż w nich inteligencji! Gdyby ten pies miał palce zamiast pazurów, pewnie doskonale grałby w pokera.

W tym momencie Sam zauważył leżącą na stoliku talię kart DeVane. Odwrócił się do Sissy.

– Wciąż przepowiadasz przyszłość, co?

Sissy lekko przytaknęła. To właśnie karty DeVane dały jej pierwszą wskazówkę, że Beth jest poważnie chora, już wtedy niespodziewanie traciła równowagę i upuszczała różne przedmioty, które trzymała w rękach. Początkowo wyglądało to na jej wrodzoną niezgrabność. Jednak Sissy odkryła kartę La Pierre D’Achoppement, Przeszkodę, która ukazywała kobietę potykającą się i wpadającą do przepaści, w której świnie rozrywały ciała żywych ludzi.

Na prośbę Beth Sissy przepowiedziała jej przyszłość z kart w dniu, w którym lekarze rozpoznali chorobę. Ze straszną dokładnością przepowiedziała stopniową degradację jej ciała: zanik mięśni, niezdolność do chodzenia, ubierania się, korzystania z toalety. Później nie mogła już nawet przeżuwać jedzenia i przełykać i, co najgorsze, nawet mówić.

Beth chciała być wcześniej przygotowana na każdy etap choroby i Sissy opowiadała jej o nich, chociaż zapytana o dzień, w którym nadejdzie śmierć – skłamała.

Sam ściągnął okulary, przetarł je szalem, a potem z zainteresowaniem spojrzał na karty.

– Cóż więc nas czeka? Mam nadzieję, że masz same dobre wiadomości.

– Chcąc być z tobą szczera, muszę zaprzeczyć. Karty ostrzegły mnie, że nadejdą dwie burze, chociaż nie wiem, co to ma znaczyć, jeszcze nie wiem. Ale później pokazała się ta karta… lalka bez głowy, co oznaczało, że zostanie osierocone dziecko. Zaraz potem usłyszałam, że jakiś snajper zastrzelił w Canaan kobietę, a jej mała biedna córeczka straciła matkę.

– Słyszałem o tym w wiadomościach. Naprawdę uważasz, że właśnie to przepowiedziała ta karta?

– Tak uważam. Myślę też, że związek z tym mają też inne karty. Wciąż jednak nie rozumiem, na czym ten związek polega.

– Hmm… – mruknął Sam, prostując się. – Chyba masz problem, co z tym zrobić.

– Myślałam, żeby zatelefonować na policję, Trevor twierdzi jednak, że w ogóle się tym nie zainteresują.

– Mnie też się tak wydaje. Poza tym… pamiętaj, jak było z moją Beth. Powiedziałaś jej, co się wydarzy, i nie można było tego powstrzymać. Ja też nie mogłem nic zrobić, chociaż oddałbym własne życie, gdyby to tylko mogło pomóc Beth.

Sissy położyła dłoń na jego ramieniu.

– Sam – szepnęła tylko, a on wiedział już, o co jej chodzi.

– A może powinnaś zapytać karty, co należałoby zrobić – zasugerował. – „Co powinnam zrobić, żeby zatrzymać nadchodzące wydarzenia, cokolwiek to ma być?”

– Nie wiem. Potrafią przepowiedzieć przyszłość, jednak nie mówią, jak się z nią zmierzyć. Czasami bywają okrutne.

– Spróbuj jednak, mimo wszystko.

– W porządku. Ale może najpierw zdjąłbyś buty? Usiadła na kanapie, a Sam wrócił na chwilę do kuchni, żeby ściągnąć buty i kurtkę. Sissy nie musiała wykładać całej talii od początku. Należało jedynie odkryć dwie nowe Karty Przepowiedni, a potem poziomo położyć na nich trzecią. Pierwsze dwie karty miały jej powiedzieć, czy w ogóle ma sens podejmowanie próby odmienienia przyszłości, natomiast trzecia karta miała dać odpowiedź na pytanie, co powinna zrobić, jeżeli oczywiście jakiekolwiek działanie jest możliwe.