Выбрать главу

Sam powrócił akurat w chwili, kiedy odkrywała pierwszą kartę.

– Les Trois Araignees – powiedziała Sissy, unosząc kartę.

– Hmm… Dla mnie to wygląda jak trzy pająki.

– Bo to są trzy pająki. Jeśli jednak przyjrzysz im się bliżej, zauważysz, że wszystkie trzy snują tę samą sieć. A to oznacza, że to, co się ma wydarzyć, zależeć będzie od trzech rzeczy, a raczej trzech współpracujących ze sobą osób.

– To dobrze czy źle?

– Trudno powiedzieć. Dwa pająki są białe, a jeden czarny, a to znaczy, że jeden z pająków ma złe intencje, podczas gdy pozostałe dwa są stosunkowo niegroźne. Ale jeśli czarny pająk namówi dwa białe pająki do wspólnego działania na rzecz zła, wówczas cała trójka zrobi mnóstwo straszliwych rzeczy. Jeśli bliżej przyjrzysz się karcie, zobaczysz w tle kamienie nagrobne ukryte w trawie.

Sam bez słowa wyciągnął z kieszeni paczkę marlboro, wytrząsnął z niej dwa papierosy i oba zapalił. Podał jednego Sissy i przez chwilę oboje siedzieli w ciszy, zaciągając się dymem.

– Widzę, że zwalczasz ten nałóg tak samo jak ja – zauważył Sam.

Sissy odwróciła drugą kartę. Tego, co zobaczyła, absolutnie się nie spodziewała. Les Menottes, Kajdanki. Na karcie widoczny był płytki strumień, oświetlony przez księżyc w pełni. Przez strumień przechodziła naga kobieta, stąpając ostrożnie po specjalnie ułożonych kamieniach. Prowadzili ją dwaj mężczyźni w wysokich kapturach. Przeguby rąk kobiety związane były kolorowym łańcuchem z różnych kwiatów, głównie róż, chryzantem i stokrotek. Na jej twarzy widniał dziwny uśmiech, jakby akurat myślała o czymś bardzo przyjemnym.

– No i co to znaczy? – zapytał Sam. – Bara-bara na łonie natury?

– Odkąd wróżę z kart, jeszcze nigdy nie odkryłam tej karty. Pomiędzy tym trojgiem ludzi istnieje bardzo intymny związek. Może nie są spokrewnieni, może nie są kochankami, jednak w jakiś sposób wszyscy są sobie bardzo bliscy. Kajdanki z kwiatów mówią, że kobieta dobrowolnie poddaje się niewoli. Ta karta może rzucić światło na nasze pająki… wyjaśnić związki pomiędzy nimi. Księżyc oznacza szaleństwo. To, co robią ci troje, można nazwać zbiorowym obłędem.

Sam zakaszlał i odchrząknął.

– Chyba nie nadążam za tym wszystkim, Sissy. Pająki, kajdanki. Nie wiem, co o tym myśleć. Kiedy czytałaś karty dla Beth, wszystko było o wiele jaśniejsze.

– To dlatego, że byliśmy wówczas bardzo blisko Beth i wiedzieliśmy, co się z nią dzieje. Tymczasem ci ludzie… tak na dobrą sprawę zupełnie nic o nich nie wiemy. A przynajmniej jeszcze nie wiemy. Ale się dowiemy, poczekaj. Kiedy skończymy, będziemy o nich wiedzieli więcej niż oni sami o sobie.

– Skoro tak twierdzisz… Co z ostatnią kartą? Musiałbym już iść, zanim śnieg na dobre zasypie wszystkie drogi. Zapowiadali, że dzisiaj napada dobre dziesięć centymetrów. W Maine już spadło dwadzieścia.

Sissy zaciągnęła się głęboko dymem i po chwili zdusiła niedopałek w dużej błękitnej popielniczce. Odwróciła trzecią kartę i zobaczyła dwoje ludzi wśród gęstej śnieżycy. Każdy z nich osłaniał jedną dłonią ucho, żeby lepiej słyszeć. Les Ecouteurs Dans La Neige. Nasłuchujący Wśród Śniegu.

– Dwoje łudzi – powiedziała Sissy, czując, jak na policzki wypływają jej rumieńce. – Dwoje ludzi. Stoją w śniegu i słuchają.

– Co to znaczy?

– Myślę, że to ty i ja.

– Skąd wiesz? To może być ktokolwiek.

– Ale to jest ostatnia karta, ta, która ma mi podpowiedzieć, co powinnam uczynić.

Sam zrobił zdziwioną minę.

– W porządku. Jedną z tych osób możesz być ty, ale nic nie wskazuje na to, że drugą jestem ja.

– Wręcz przeciwnie. Ta karta mówi mi, co powinnam zrobić teraz, natychmiast. A, jak widzisz, pada śnieg, prawda? A ty jesteś jedyną osobą w pobliżu.

– Co więc powinniśmy zrobić? Wyjść na śnieg i zacząć słuchać? – Przyłożył dłoń do ucha tak samo jak osobnicy na karcie.

– Moglibyśmy spróbować.

– Sissy, wiesz doskonale, jak podziwiam to, co potrafisz robić z kartami. Uważam jednak, że w tym wypadku nie masz zielonego pojęcia, co one tak naprawdę oznaczają.

Sissy objęła dłońmi głowę i przez kilka długich chwil wpatrywała się w kartę ze śniegiem, jakby się spodziewała, że w każdej chwili karta może do niej przemówić i wyjaśnić jej swoje znaczenie. Była pewna, że postaci na karcie to właśnie ona i Sam. Sam miał jednak sporo racji. Nie wiedziała, co te ostatnie trzy karty chcą jej powiedzieć, nie wiedziała, jak powinna zareagować.

Mimo wszystko była głęboko przekonana, że karty chcą jej powiedzieć coś ważnego. Wywoływały w niej to samo uczucie, jakie wywołuje dźwięk telefonu dzwoniącego bladym świtem. Ktokolwiek wówczas dzwoni, z pewnością nie dzwoni z dobrymi wiadomościami.

– Włóż kurtkę – powiedziała do Sama.

– Co?

– Włóż kurtkę, wychodzimy z domu.

Sam zgasił papierosa.

– W porządku, skoro tego chcesz. Uważam jednak, że działasz po omacku.

Szybko włożył kurtkę i buty, tymczasem Sissy włożyła długą parkę z futrzanym kołnierzem.

– Zjesz ciasteczko? – zapytała, wyciągając ku niemu torebkę z ciasteczkami. – Trevor mi je przywiózł.

– Och, dzięki, ale nie. Niedawno zjadłem lunch.

– No i co z tego? Co ma lunch do malutkiego ciasteczka? Sam poczęstował się i po chwili oboje z Sissy wyszli z domu. Na dworze było tak cicho, że słyszeli hałas pługa, który odśnieżał autostradę niemal dwie mile od nich.

– No więc co mamy usłyszeć? – zapytał Sam.

– Sama chciałabym wiedzieć.

Stali w milczeniu, czekając nie wiadomo na co, aż wreszcie Sam dla rozgrzewki kilkakrotnie przestąpił z nogi na nogę.

– Nie mogę tak stać zbyt długo, Sissy – powiedział. – Muszę dojechać do Torrington, zanim zamkną bank.

– Cóż, jasne. – Sissy dała za wygraną. – Może się pomyliłam? Może powinnam ponownie rozłożyć karty i sprawdzić, czy nie popełniłam błędu? Widzisz, karty bywają przebiegłe. Nigdy nie skłamią, ale potrafią wprowadzić człowieka w ślepy zaułek.

– Taka właśnie była Beth.

– Beth? Nie wierzę.

– Nigdy nie powiedziałaby nieprawdy. Miała jednak rzadki talent mówienia w taki sposób, że człowiek potem musiał długo zgadywać, o co naprawdę jej chodziło.

– Rozumiem – mruknęła Sissy. Wzięła Sama pod rękę i oboje wrócili do kuchni. – Myślę, że powinieneś już iść – powiedziała.

W tej samej chwili zegar w hallu wybił godzinę trzecią. I dokładnie w tej chwili z telewizora dobiegł głos spikerki:

– Policja stanowa twierdzi, że znalazł się świadek zabójstwa pani Ellen Mitchelson, która została zastrzelona na własnym podwórku w Canaan, pojedynczym strzałem z dużej odległości. Jak dotąd policjanci nie zdradzają personaliów świadka, nie informują tez, jakie nowe informacje przekazał, wyrażają jednak nadzieję, że aresztowanie mordercy jest raczej kwestią godzin niż dni. Niemniej jednak policja nadal apeluje do wszystkich mieszkańców Canaan, by byli czujni i mieli oczy i uszy otwarte na wszystko, co wyda im się podejrzane.

– Oczy i uszy otwarte – powtórzyła Sissy. – Sam, nasłuchiwaliśmy w złym miejscu.

– O czym ty mówisz, Sissy? Posłuchaj, naprawdę muszę już iść.

– Powinniśmy nasłuchiwać w Canaan, tam, gdzie zginęła ta kobieta.

– Skąd to wiesz?

– Po prostu wiem. Czuję. Poza tym, powiedzieli to właśnie w telewizji.

– Co więc zamierzasz zrobić? Za oknami śnieżyca jak cholera. Chcesz się snuć w tym śniegu po całym Canaan zjedna ręką przy uchu, spodziewając się, że coś usłyszysz? I co takiego właściwie?