Выбрать главу

– Trzymać? Przecież mógłbyś mi odciąć ręce.

– Nie mówiłem ci, żebyś mi ufał?

Feely nerwowo ustawił kłodę w pionie, ale kiedy Robert uniósł siekierę, wycofał ręce i drewno spadło z pnia.

– Boisz się, że cię zranię? – zawołał Robert z rozpaczą.

Feely schował dłonie pod pachami.

– Na pewno nie z premedytacją. Możesz to jednak zrobić niechcący. Przecież piłeś.

– Na miłość boską, jestem ekspertem. Rąbię drewno do kominka od czasu, gdy dorosłem na tyle, by podnieść siekierę.

Robert podniósł kłodę z ziemi i mocno przytrzymał ją lewą ręką. Zamknął jedno oko, by dobrze ucelować, po czym prawą ręką opuścił siekierę na drewno. Rozłupał kłodę na pół, jednak odrąbał sobie także wskazujący palec, tuż poniżej pierwszego stawu, oraz czubek palca środkowego, tuż za paznokciem. Krew trysnęła na śnieg i na nowe spodnie Feely’ego.

– Cholera! – wrzasnął Robert. – Cholera! Cholera! Cholera! – Podniósł rękę. Krew płynęła obfitym strumieniem. – Odrąbałem sobie palce! Odrąbałem sobie pieprzone palce!

Feely patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Robert krzyczał i wściekle wymachiwał lewą ręką. Wszystko to tak bardzo przypominało film rysunkowy, że Feely zaczął się śmiać. Niemal uwierzył, że Robert odrąbał sobie palce specjalnie, żeby go rozbawić.

– Do diabła, z czego się śmiejesz? – zawołał Robert. – Myślisz, że to jest zabawne?

Zacisnął prawą dłoń na lewym przegubie, próbując powstrzymać krwawienie. Krew jednak nadal płynęła, znacząc kroplami śnieg i wpadając mu do rękawa.

– Daj mi to! – Robert sięgnął po wełniany szal Feely’ego. Owinął go ciasno wokół zranionych palców, po czym wysunął rękę wysoko do góry, jakby komuś salutował.

– Hej, Robert, to jest mój nowy szalik! – zaprotestował Feely, ujrzawszy, jak krew przesiąka przez wełnę. – Serenity właśnie mi go podarowała.

– Och, tak mi przykro. Wolisz, żebym wykrwawił się na twoich oczach, niż dać mi ten szal?

– To było takie zabawne – powiedział Feely. – Najpierw zrobiłeś poważną minę, potem się napiąłeś, a potem rozdarłeś się jak stare gacie.

– Rozproszyłeś mnie, ty błaźnie. Gdybyś mnie tylko nie rozproszył… Szukaj moich palców!

– Co?

– Szukaj moich palców, bałwanie! Przecież muszę je sobie przykleić!

– Och – jęknął Feely.

Zaczął rozglądać się po ziemi dookoła pnia, jednak po palcach nie było nawet śladu. Widział jedynie krew i kawałki drewna. Po chwili Robert odepchnął go i zaczął szukać sam, z lewą ręką wciąż uniesioną. Prawą rozgarniał śnieg.

– Mam! – zawołał. – Jeden już jest – oznajmił, unosząc z ziemi koniuszek środkowego palca. – Nabierz śniegu w dłonie. Zrób to, Feely, słyszałeś? Trzeba go przechowywać w zimnie.

Feely nabrał pełną dłoń śniegu. Robert ostrożnie złożył w nim odcięty koniec środkowego palca i powiedział:

– Nie zgub go, dobrze? Tylko go nie zgub.

Feely z obrzydzeniem popatrzył na koniec palca. Miał obgryziony paznokieć, przez co był jeszcze bardziej odrażający; Feely’emu zebrało się na wymioty. W tym momencie Robert znalazł drugi palec i również złożył go w dłoni Feely’ego.

– Jak je z powrotem przymocujesz?

– Plastrem, a jak inaczej?

– Myślisz, że będą się trzymać?

– Jest duża szansa. Nacięcia są świeże i będą się goiły tak, jak wszystkie drobne rany.

Feely wzruszył ramionami. Jego zdaniem Robert powinien jak najszybciej zgłosić się do szpitala, żeby palce fachowo przyszyli mu lekarze.

– O co chodzi? – zapytał Robert.

– Według mnie powinieneś iść do szpitala, żeby przyszyli ci je lekarze.

– Tak, cwaniaczku, masz absolutną rację. Niestety, nic z tego.

– Mógłbym zatelefonować po pomoc.

– Feely, ja przecież dla wszystkich ludzi w tym kraju jestem duchem. Muszę podróżować przez nikogo nie zauważony i nie zapamiętany.

Feely popatrzył na niego, stojącego na podjeździe przed domem, z uniesioną lewą ręką i szalem zawiązanym wokół dłoni. Jak mógł zostać nie zauważony. Szczęśliwie, Orchard Street wydawała się zupełnie pusta. Dwadzieścia jardów od nich stał jedynie czerwony jeep. Z jego rury wydechowej wydobywały się kłęby dymu.

– Lepiej wejdźmy do środka – powiedział.

W tym samym momencie otworzyły się drzwi i stanęła w nich Serenity.

– Jak się mają moi dwaj drwale? Bo w domu wypaliło się już prawie całe drewno.

– Niezbyt dobrze – odparł Feely. – Robert miał przykry wypadek.

– Rozproszyłeś mnie! – zawołał Robert. – Przez cały czas zachowujesz się jak facet opóźniony w rozwoju.

Feely podszedł do drzwi i wyciągnął w kierunku Serenity dłoń ze śniegiem, zabarwionym na różowo.

– Widzisz? On odrąbał sobie palce.

– Och! – zawołała Serenity. – Cholera jasna, tylko tego brakowało!

Z bólu i frustracji Robert z całej siły kopnął pień do rąbania drewna i przewrócił go w śnieg.

Obserwatorzy

– To oni – powiedziała Sissy, zapalając trzeciego papierosa.

– Jesteś tego pewna?

– Całkowicie. Pamiętasz karty? Dwóch mężczyzn rąbiących drewno. Następnie La Faucille Terrible. Mężczyzna wydłubujący sobie oko i drugi, śmiejący się. To, co właśnie widziałeś, jest urzeczywistnieniem tego, co przewidziały karty.

– Niezupełnie. Przecież ten facet nie wydłubał sobie oka, tylko odrąbał palce, i to cholernie wielką siekierą. – Także on zapalił papierosa. – Czy karty przewidzą, kiedy oboje rzucimy palenie?

– Ja je w końcu rzucę. Nie wiem jak ty.

– Nie martwię się za bardzo sobą, raczej chodzi mi o ciebie.

– Rzucę palenie, kiedy będę na to gotowa. Poza tym, kim ty jesteś, moim ojcem?

– Przepraszam – rzucił Sam. – Po prostu…

– Wiem, Sam. Po prostu troszczysz się o mnie. Nie wiózłbyś mnie aż tutaj, gdybyś się o mnie nie troszczył. Ale to naprawdę bardzo, bardzo ważna sprawa. Trudno mi to wyjaśnić komukolwiek, kto sam tego nie czuje, ale to, co się teraz ze mną dzieje… Widzisz, chodzi o ludzkie życia, Sam. Jeśli zrezygnujemy, będą umierać niewinni ludzie. Uwierz mi, tak właśnie się stanie.

– To co mamy teraz robić?

– Niewiele nam pozostało do roboty, przynajmniej dzisiaj. Na razie wiemy przynajmniej, z kim mamy do czynienia, a dzięki temu łatwiej przewidzimy, co będzie się działo dalej.

– Sądzisz, że ci ludzie mają coś wspólnego z tą zastrzeloną kobietą?

– Jestem tego pewna.

– Może powinnaś skontaktować się z policją?

– Może to zrobię, jeżeli karty powiedzą mi, że ci ludzie znów zaatakują. W tej chwili jednak nie mam żadnych dowodów? Tylko przejmujące uczucie, a przecież przejmujące uczucie nie obroni się przed sądem, prawda?

– Wiesz co? Jesteś niesamowitą kobietą, Sissy Sawyer. Zapraszam cię do New Milford na kolację.

Podczas gdy tak siedzieli, z domu wyszedł Feely. Podszedł do garażu i pociągnął za podnoszone drzwi. Następnie tak długo kopał w śniegu na podjeździe, aż wreszcie zniknęły pod nim wszystkie ślady krwi Roberta. Wreszcie wziął na ręce trzy kłody, które Robert miał wcześniej porąbać, i wniósł je do domu.

– Les Trois Araignees – powiedziała Sissy. – Jeden czarny i dwa białe, jednak wszystkie snują tę samą sieć.

– Myślę, że naprawdę powinnaś skontaktować się z policją.

– I co bym powiedziała? „Przepraszam pana, panie oficerze, ale dwustuletnia talia kart powiedziała mi właśnie, że troje ludzie powoduje wielki chaos wokół Canaan”. Daj spokój, Sam. Śmialiby się z tego przez tydzień. Nikt nie wziąłby tego poważnie.