Выбрать главу

– Proszę przełożyć, co ma pan do stracenia?

Steve przez chwilę się wahał. Zerknął na drzwi, chcąc się upewnić, że Doreen nie zagląda do środka, po czym szybko przełożył karty.

Sissy wzięła karty do obu rąk i powiedziała:

– Obrazy przyszłego świata, proszę, przemówcie do mnie…

Steve rzucił pytające spojrzenie Trevorowi, ten jednak tylko wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że taka jest właśnie jego matka i należy ją brać właśnie taką, jaka jest.

Sissy natychmiast odkryła kartę, przedstawiającą mężczyznę w ciemnej, poplątanej puszczy. Dotarł właśnie do rozstaju leśnych dróg, na którym stało przynajmniej dziesięć drogowskazów, a każdy wskazywał inny kierunek. Na każdej tabliczce widniał napis „La Sepulchre”, każda jednak miała pod napisem inny symbol. Pierwsza – rybę. Druga – damską dłoń. Kolejna – sztylet. Sama karta nazywała się L’Emgme de la Tuerie.

– To pańska Karta Atmosfery – powiedziała Sissy. – To jest właśnie pan, próbujący rozwiązać swoją sprawę morderstwa, „zagadkę zabójstwa”. Każdy ze znaków daje panu podpowiedz, ale tylko jedna z nich jest prawdziwa. Problem polega na tym, że każdy ze znaków wskazuje drogę do grobu.

Odwróciła kolejną kartę, a potem jeszcze jedną. Pierwsza ukazywała mężczyznę kłócącego się z młodym chłopcem. L’Heritier Ingrat, niewdzięczny potomek. Następna ukazywała dwóch mężczyzn, bijących się przed domem na pięści, podczas gdy kobieta z kwiatami we włosach płakała oparta o studnię. Les Parents en Colere, rozzłoszczeni rodzice.

Karta Przepowiedni prezentowała mężczyznę wsuwającego przez kraty więziennej celi kawałki chleba, mimo że więzień wyraźnie go ignorował. La Nourriture Odieuse, znienawidzony posiłek.

– No właśnie – powiedziała Sissy.

Steve uważnie przyjrzał się wszystkim kartom.

– To jest moja przyszłość? Stracę pracę w policji i skończę w więzieniu?

– Nie, oczywiście, że nie – odparła Sissy. – Kluczem do pańskiej przyszłości jest ta karta – wskazała palcem – niewdzięczny potomek. Mówi mi ona, że pokłócił się pan z synem, ponieważ uważa pan, że powinien okazywać panu większy szacunek. Tymczasem jemu się wydaje, że pan go w ogóle nie kocha. Nieważne, co syn robi, zawsze jest przekonany, że się pan nim w ogóle nie interesuje, a kiedy już okazuje mu pan jakieś uczucia, jest to jedynie udawanie.

Z jakiegoś powodu zdenerwował rodziców młodej dziewczyny. Oto oni, walący w drzwi pańskiego domu, domagający się sprawiedliwości. Być może ci rodzice są przekonani, że pański syn wykorzystał ich córkę, może zapłodnił? Ale niech pan tylko spojrzy na tę dziewczynę. Niełatwo to dojrzeć, ale z jej ust wyskakuje mała żabka, co znaczy, że dziewczyna kłamie.

Steve pochylił się nad biurkiem i wziął do ręki Kartę Przepowiedni.

– Więc co to znaczy? – zapytał szybko. Nie potrafił ukryć przed Sissy, że jego wyciągnięta ręka drży.

– To znaczy, że pański syn zostanie ukarany, mimo że jest niewinny. I nieważne, jakimi prezentami będzie pan chciał mu wynagrodzić fakt, że zawiódł go pan, syn zawsze już będzie panem gardził. On nie chce prezentów, chce pana. Proszę, ten mężczyzna ma klucz, przywiązany do paska, a górna część klucza ma kształt serca. Mężczyzna może w nieskończoność podawać chleb przez kraty, wyrażając swoje przeprosiny, ale jeśli tylko zda sobie sprawę, o co synowi chodzi tak naprawdę, ma możliwość, żeby otworzyć celę i natychmiast go z niej wypuścić.

Sissy ostrożnie wyciągnęła kartę z dłoni Steve’a i wsunęła ją z powrotem do talii.

– Taka jest właśnie pańska przyszłość, detektywie Wintergreen, i to się właśnie stanie, jeśli nie uczyni pan nic, żeby zmienić bieg wydarzeń.

Steve wstał i podszedł do okna. Śnieg wciąż sypał. W szybie widział swoje zamazane odbicie; wyglądał jak duch. Po długiej chwili odwrócił się i powiedział:

– Chciałbym o tym porozmawiać z kilkoma współpracownikami. Może zechciałaby pani zejść na dół i tam na mnie poczekać? Posterunkowa Rudinstine poda pani kawę, jeśli pani tylko zechce.

– Bardzo dobrze – odparła Sissy. – Tylko niech to nie trwa zbyt długo. Przyszłość nadchodzi nieraz znacznie szybciej, niż się nam zdaje.

Karły i pieprz

Robert zjadł jajecznicę, po czym jak ostatni głodomór rzucił się jeszcze na kilka tostów.

– Feely i ja musimy na jakiś czas wyjechać. Serenity zapalała właśnie pierwszego jointa tego dnia.

Ubrana była jedynie w obszerną turkusową koszulę i jaskrawoczerwone skarpety narciarskie. Miała podkrążone oczy i włosy w nieładzie.

– Wrócicie?

– Oczywiście, że wrócimy. Mamy tylko do załatwienia pewien interes.

Serenity nie mogła sobie poradzić z zapaleniem jointa.

– Jaki interes możecie mieć w Canaan?

Robert popatrzył nad stołem na Feely’ego i posłał mu porozumiewawczy uśmiech zaufanego wspólnika.

– Feely i ja jesteśmy tutaj bardzo ważnymi osobistościami. Można w gruncie rzeczy powiedzieć, że jesteśmy kataklizmowo ważni.

– Apokaliptycznie – uzupełnił Feely.

– Nieważne – ucięła Serenity. – Jeżeli tylko nie uciekniecie i nie zostawicie mnie bez pożegnania.

– Uważasz, że moglibyśmy się tak zachować? Przenigdy! Teraz muszę sobie zmienić bandaże. – Robert pomachał lewą ręką przed nosem Serenity. – Jak myślisz, zaczynają już śmierdzieć?

Robert poszedł na górę, pozostawiwszy Feely’ego i Serenity przy stole zastawionym brudnymi talerzami po jajecznicy. Serenity przez chwilę w milczeniu paliła, po czym odezwała się:

– Widziałam twoje rysunki. Te, na których byłam ja.

Feely poczuł, że się czerwieni.

– Przepraszam. To były tylko takie improwizacje.

Pochyliła się ku Feely’emu z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Wiesz, pomyślałam, że jesteś naprawdę fajnym chłopakiem. Niesamowitym. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Nikt nie czuł do mnie tego co ty.

– Nie wierzę. Jestem pewien, że twoi rodzice bardzo cię kochają.

– Co ty mi tu pieprzysz? Moi rodzice nigdy nikogo nie kochali. Oni nie mają żadnych uczuć. Powiedziałam ci już, oboje są w środku puści. Pieprzniczki, tyle że bez pieprzu. Możesz nimi potrząsać, ile tylko chcesz, ale nigdy nic z nich nie wydobędziesz.

– To brzmi bardzo metaforycznie – zauważył Feely.

– Bo ja właśnie taka jestem. Metaforyczna. Wiesz, co powiedział T.S. Eliot? „Nabyliśmy doświadczeń, ale zagubiliśmy ich znaczenie”. Moi rodzice mają mnie, ale, do diabła, nigdy nie rozumieli, kim jestem. – Na chwilę umilkła, po czym dodała: – Ty wiesz, kim jestem, prawda, Feely? Wiesz, ponieważ jesteś taki sam jak ja. Wspaniałomyślni i wielkoduszni, tacy właśnie jesteśmy. Oddajemy nasze ciała i nasze dusze wszystkim, którzy ich potrzebują. Człowiek, który nie będzie dzielił się sobą z innymi, nigdy nie dorośnie. Pozostanie karłem, jak cyrkowy błazen. – Znów umilkła. Wreszcie zamknęła oczy i rzuciła: – Kochasz mnie, Feely?

Poczuł, że robi mu się gorąco.

– Jasne. Przecież przeczytałaś mój komiks.

– A Touchy? Czy myślisz, że Touchy też mnie kocha?

– Nie wiem. Jest tak pełen nienawiści, że chyba trudno mu się skupić na jakimkolwiek innym uczuciu.

– Powiedz mi więc, co to za sprawa, którą musicie razem załatwić.

Feely potrząsnął głową.

– Przepraszam, ale nie mogę ci tego powiedzieć.

– Och tak, rozumiem! Wolno mi uprawiać z wami seks, ale nie wolno mi pytać o wasze interesy.

– Tak naprawdę to sprawa Roberta, a nie moja. Ja wyświadczam jedynie przysługę, ponieważ ma zranioną rękę.

– Mów dalej.

– Nie mogę, Serenity. Zabiłby mnie, gdybym ci powiedział.