– Zastanawia się pewnie, gdzie się tyle czasu podziewam. Nie chcę, żeby zobaczyła nas razem, bo zaraz zacznie sobie wyobrażać niestworzone rzeczy. Dziękuję za odprowadzenie, teraz już sobie sama poradzę.
Wyciągnął coś, co długo ściskał w kieszeni. Helle dostrzegła banknot.
– Proszę, weź to, dziedzic i ja pomyśleliśmy, że możesz mieć problemy, teraz kiedy zwichnięta ręka nie pozwoli ci pracować.
– Ale naprawdę nie trzeba… Nie, nie mogę tego przyjąć!
– Dziedzic bardzo nalegał.
Po chwili wahania Helle wzięła pieniądze.
– Dobrze, ale niech mi będzie wolno potraktować je jak pożyczkę – powiedziała, uradowana nieoczekiwaną pomocą.
– Zwrócisz je, kiedy wydasz swoją książkę – uśmiechnął się Peter i Helle znowu dostrzegła, jak wiele w nim ciepła i życzliwości.
– A jeśli się coś zdarzy… – zaczęła. – Jeżeli się czegoś dowiecie…
– Wtedy damy ci znać – obiecał. – I pamiętaj, oszczędzaj ramię!
– Dobrze – uśmiechnęła się, lecz na samą myśl o tym, co przytrafiło jej się w wieży, poczuła zimny dreszcz strachu.
Peter zniknął, a Helle ruszyła ku domowi. Widząc minę gospodyni, wyjaśniła pośpiesznie, że upadła, zwichnęła rękę i dlatego się spóźniła.
Kiedy surowa kobieta dała upust swemu oburzeniu, przypomniała sobie, co polecono jej przekazać:
– Był tu dziś przed południem bardzo elegancki pan i pytał o ciebie. Mówił, że jest redaktorem z wydawnictwa i…
– Co?! – zawołała Helle. – Z wydawnictwa? A mnie nie było w domu! O, nie, co ja teraz zrobię?
– Bardzo chciał z tobą porozmawiać – rzekła gospodyni, wyraźnie zgorszona nagłym wybuchem Helle. – Inaczej pewnie taki wytworny pan by tu nie przyszedł. Prosił, żebyś przyjechała do miasta jutro o dwunastej.
– Do wydawnictwa?
– Nie, wybiera się najpierw na jakąś konferencję, prosił więc, żebyś się z nim spotkała w recepcji hotelu d’Angleterre, bo chce cię zaprosić na lunch.
Helle poczuła, jak nogi się pod nią uginają.
– Mnie? Na lunch? – spytała drżącym głosem. – Ale… ale ja nie mam się w co ubrać! I nie pasuję do tak eleganckich miejsc, to niemożliwe!
Wyglądało na to, że gospodyni jest tego samego zdania.
– Musisz wybrać coś z tych rzeczy, które masz, to jedyne wyjście.
Biedna Helle! Tej nocy nawet nie zmrużyła oka! Ramię ją bolało, ale prawie nie zwracała na to uwagi. Choć oczywiście nie zapomniała o wypadku i o swoich wybawcach, teraz jej myśli zaprzątało coś zupełnie innego. Coś niewiarygodnie emocjonującego! Była tak podniecona na myśl o tym, że jej rękopis być może został przyjęty do wydania, że nie mogła myśleć o niczym innym.
Równo z dwunastym uderzeniem zegara Helle zjawiła się w hotelu. Chociaż poświęciła cały ranek na to, żeby dobrze się prezentować, wyglądała bardzo niepozornie w porównaniu z wytwornymi damami, które mijały ją w holu. Spytała w recepcji o mężczyznę, którego nazwisko podała jej gospodyni, a wtedy od pobliskiego stolika wstał jakiś człowiek.
Był to mężczyzna stosunkowo młody i bardzo elegancki, o zgrabnej sylwetce i niemal demonicznych oczach.
– Helle Strøm? – zagadnął głębokim, miłym grosem, od którego zakręciło się jej w głowie.
– T… tak – wyjąkała i rozejrzała się wkoło wielkimi oczami, przerażona i strasznie przejęta.
– Nazywam się Bo Bernland – uśmiechnął się, jakby trochę rozbawiony jej onieśmieleniem. – Proszę, chodźmy od razu do restauracji!
Helle podążyła za nim, oszołomiona wspaniałym otoczeniem, i po raz kolejny sprawdziła w torebce, czy nie zgubiła biletu kolejowego na powrót. Kosztował prawie tyle, ile dostała od Thorna poprzedniego wieczoru. Całe szczęście, że nie musi płacić za lunch.
Kiedy usiedli, redaktor odezwał się po krótkiej chwili:
– A więc to ty napisałaś tę powieść… Muszę przyznać, że jesteś młodsza, niż się spodziewałem.
Wydawało się, że Helle zrobiło się przykro z tego powodu.
– Czy… w ogóle jest coś warta?
Uśmiechnął się przepraszająco.
– Może ta akurat nie. Ale masz talent, dziewczyno! Twoja powieść, choć niedoskonała, jest bardzo obiecująca.
Helle poczuła ogromne rozczarowanie. Dziś w nocy robiła sobie wielkie nadzieje i tyle się spodziewała.
– A może mogłabym ją jakoś przerobić?
Bo Bernland zaczął w roztargnieniu wertować rękopis, który zabrał ze sobą.
– Sądzę, że w przypadku tego utworu to się nie opłaci. Ale chowasz jeszcze inne w zanadrzu, prawda?
Zawahała się.
– Cóż, pomysłów mi nie brakuje… Przede wszystkim jednak bardzo chciałabym się dowiedzieć, jakie popełniłam błędy.
Przyniesiono posiłek i minęło trochę czasu, zanim odpowiedział:
– Powieść jest zbyt dyletancka. Poza tym ta twoja bezpośredniość… Czy naprawdę przeżyłaś to wszystko?
Zaczerwieniła się, bo wiedziała, o czym Bernland pomyślał.
– Nie, oczywiście, że nie! Tak tylko to sobie wyobrażam. Tak to… sobie wymarzyłam…
– Muszę przyznać, że masz bardzo bujną wyobraźnię – rzekł oschle. – I ogromną zdolność wyczucia sytuacji. Musiałaś chyba być bardzo zakochana, żeby tak pisać?
Helle zupełnie nie podobało się to, w jakim kierunku zmierza rozmowa z redaktorem, zaczęła żałować, że w ogóle tu przyszła, a nawet że napisała powieść.
– Nie, nie byłam – powiedziała ściszonym głosem. – To tylko moje marzenia. Lecz skoro powieść ma tyle niedostatków, to dlaczego prosił pan, żebym przyszła? Co w niej takiego obiecującego?
– Łagodny ton. Kobiecość i właśnie zaangażowanie. Fantazja. Zdolność odczuwania cudzych myśli, umiejętność ożywienia środowiska, poszczególnych scen. Tego zawsze mi brakowało.
– Czy pan także pisze? – spytała Helle.
– Tak, popełniłem kilka książek – przyznał, uśmiechając się z zażenowaniem. – Lecz zupełnie innego gatunku, bardziej realistycznych, ze świata mężczyzn. Zresztą właśnie przyjęto kolejną do druku – dodał z dumą. – W Szwecji. Mój przyjaciel przesłał ją bez mojej wiedzy do pewnego wydawnictwa.
– Gratuluję – mruknęła, usiłując przezwyciężyć uczucie zazdrości w stosunku do tego eleganckiego człowieka, któremu się powiodło.
Obserwował ją w zamyśleniu.
– Głowa do góry! Wierzę w ciebie. Rozmawiałem z moim dyrektorem i sądzę, że możesz napisać coś naprawdę dobrego. Czy to twoja pierwsza powieść?
– Nie. Trzymam jeszcze kilka w szufladzie biurka. (Nie miała żadnego biurka, ale nie musiał o tym wiedzieć). Lecz są zbyt słabe.
– Czy pozwolisz, bym ja o tym zadecydował? – spytał Bernland łagodnie. – Widzę, że coś ci się stało w rękę.
Nagle Helle ocknęła się, przyłapała się na tym, że przygląda się redaktorowi pełna podziwu.
– Tak, wczoraj upadłam dość nieszczęśliwie.
Można to też tak określić!
Wzrok Bernlanda wyrażał współczucie. Po chwili znowu zaczęli mówić o jej powieści i reszta czasu upłynęła im na dyskusji i dobrych radach udzielanych przez redaktora. Helle czuła się szczęśliwa jak nigdy przedtem. Ukradkiem podglądała, jak jej rozmówca korzysta ze sztućców i jak częstuje się z półmisków. Starała się go naśladować, żeby przypadkiem się nie wygłupić.
Kiedy wróciła do domu, na schodach czekali już na nią Christian Wildehede i Thorn. Helle stwierdziła ze wstydem, że na kilka godzin zupełnie zapomniała o ich istnieniu. Lecz teraz tak bardzo ucieszyła się na widok przyjaciół, że serce jej szybciej zabiło.
– Nareszcie! – westchnął Christian i wstał. – Właśnie zamierzaliśmy zrezygnować.
Helle aż drżała z niecierpliwości, żeby im wszystko opowiedzieć, ale uprzedzili ją swoją propozycją.