Выбрать главу

– Przyszliśmy, żeby cię zapytać, czy wybrałabyś się z nami na małą wyprawę. Chciałaś przecież, prawda?

Nagle w oczach Helle zapaliło się światełko nadziei.

– Dokąd?

– Do wieży Vildehede. Nie bój się, mamy latarki. W dodatku świeci księżyc.

– O… – blask oczu dziewczyny nieco przygasł.

Zastanowiła się.

– Tak, pewnie, że chcę! – powiedziała w końcu bez przekonania, rzucając przerażone spojrzenie w stronę zimnego księżyca.

ROZDZIAŁ III

Helle wahała się, rozdarta między strachem przed powrotem do budzącej grozę wieży a pragnieniem przebywania razem z nowymi przyjaciółmi. Wiedziała doskonale, co w końcu wybierze.

– Muszę tylko najpierw uprzedzić gospodynię – szepnęła. – Na wypadek, gdyby zobaczyła, jak wychodzę.

– Już to załatwiliśmy – odparł półgłosem Christian Wildehede i uśmiechnął się szeroko. – Wykorzystując cały swój wdzięk i urok powiedziałem jej, że zostałaś zaproszona przez moją matkę na wytworną kolację. Od razu spojrzała na ciebie nowymi oczami! – Po czym dodał już głośniej: – Idziemy?

– Daj mi dwie minuty!

Udało jej się przygotować w pięć, pomimo unieruchomionej ręki i zdenerwowania. Tym razem Helle ubrała się bardziej odpowiednio do wspinaczki na wieżę.

– Czy naprawdę musimy tam jechać tak późno? – spytała niepewnie, kiedy schodzili do nabrzeża.

Christian, który szedł podejrzanie blisko Helle, odpowiedział:

– Thorn miał dziś dużo pracy. Poza tym czekaliśmy dość długo na ciebie. A kto by wytrzymał do jutra?

Odbili od brzegu. Księżyc świecił bardzo jasno, przeglądając się w wodzie. Zerwał się wiatr, a pojedyncze chmury gnały po niebie, poszarpane i pięknie oświetlone. Łódź kołysała się na falach.

– To strasznie niewygodne, że mieszkamy po różnych stronach zatoki – rzuciła Helle bez zastanowienia. – Jeśli będę chciała was o coś zapytać lub po prostu porozmawiać, to muszę odbyć całą wyprawę.

– Nie masz przyjaciół?

Takie pytania zawsze wprawiały Helle w zakłopotanie, nie wiedziała, jak na nie odpowiedzieć.

– W domu starców wszyscy są starzy, nawet personel. Nigdy ze mną nie rozmawiają, tylko ciągle strofują. Oczywiście zdarza się od czasu do czasu, że zaczepiają mnie mężczyźni, kiedy wracam do domu, ale nie bardzo odpowiada mi ich towarzystwo. Przyśpieszam więc kroku i spuszczam wzrok. – Helle pokazała, jak cnotliwie wtedy wygląda, i Christian z Peterem się roześmiali. – Aha, jeszcze nie opowiedziałam o tym co mi się dziś przydarzyło! – rzuciła nagle.

Spojrzeli na nią przerażeni.

– Chyba nie spadłaś znowu? – wystraszył się leśniczy.

– Nie, nie! Wręcz przeciwnie!

– Może tym razem ty kogoś zaczepiłaś, by nie usychać jako stara panna? – spytał Christian rozbawiony.

Helle zaczerwieniła się i zamilkła.

– Wybacz mi – przeprosił Christian, z trudem zachowując powagę. – Opowiadaj!

Słowa młodego dziedzica wytrąciły Helle z równowagi i potrzebowała trochę czasu, by się opanować. Rzuciła szybkie, trwożne spojrzenie w stronę wieży, która teraz wydawała się zupełnie czarna na tle wieczornego nieba. Dziewczyna zadrżała.

Po każdym ruchu ramion Petera pióra wioseł zanurzały się miękko w wodzie. Christian siedział blisko Helle na rufie. Pomyślała, jak to przyjemnie czuć ciepło drugiego człowieka, chociaż mógłby cofnąć rękę, którą trzymał za jej plecami. Oparł ją niby przypadkiem na relingu, ale wiadomo, jakie miał zamiary.

Helle czuła zakłopotanie wobec jawnego zainteresowania, jakie okazywał jej młody dziedzic. Wprawdzie jej to schlebiało, ale czuła się także trochę urażona. Nie mogła traktować go poważnie, w dodatku był taki młody. Choć oczywiście miał wiele uroku. Poza tym Helle nie mogła narzekać na nadmiar męskiego towarzystwa.

Kiedy się trochę uspokoiła, opowiedziała przyjaciołom o niecodziennym spotkaniu z redaktorem, o hotelu d’Angleterre, o zainteresowaniu wydawnictwa dla jej utworów i o fantastycznych widokach na przyszłość.

– Jak się nazywa ten niepowtarzalny redaktor, o którym opowiadasz z takim przejęciem? – spytał Christian nieco sceptycznie. Peter zdawał się zamknięty w sobie bardziej niż zwykle.

– Ach, on tak wspaniale się prezentuje! – westchnęła Helle zachwycona. – Ma w sobie coś demonicznego. Jest jednocześnie pociągający i odpychający. Nazywa się…

Helle zastanowiła się. Nie, chyba nie zapomniała jego nazwiska? Ależ tak, naprawdę zapomniała!

– Ben? – powiedziała niepewnie. – Nie… Stenmann? Brunmann? Coś w tym rodzaju.

Myśli Helle krążyły uparcie wokół tego denerwującego szczegółu aż do końca podróży. Dotarli na drugi brzeg i wyszli na ląd.

– Jak się czujesz? – spytał Peter z prawdziwą troską.

Helle wydawało się, że okazuje jej życzliwość tylko wtedy, kiedy spotykają ją kłopoty lub potrzebuje pomocy. Poza tym zachowywał się z tak ogromną rezerwą, że w głębi duszy aż się go bała. Nie rozumiała dlaczego.

– Dziękuję, dobrze, myślę, że z moją ręką coraz lepiej.

Weszli między drzewa, których korony stanowiły gęstą zasłonę przed światłem księżyca. Było tu ciemno jak w grocie.

Helle poczuta czyjąś dłoń podtrzymującą jej łokieć, po silnym uścisku poznała, że to Peter. Ale Christian także był w pobliżu. Ciągle się potykał, niby niechcący, i dlatego nie szedł szybciej.

– Czy policja jeszcze tu nie dotarła? – spytała.

– Policjanci przeszukali dziś wieżę, ale niczego nie znaleźli – odparł Christian.

– Myślisz, że nam się uda?

Zatrzymał się i spojrzał Helle prosto w twarz, przysuwając się tak blisko, że widziała, jak błyszczą jego oczy.

– Bez wątpienia. Wpadłem na pewien ślad! Zdobyłem plan całego zamku sprzed kilkuset lat. Według tej mapy w podziemiach jest jeszcze jedno pomieszczenie. Powinno być całkiem dobrze zachowane!

– W podziemiach? – jęknęła Helle i cofnęła się o krok, wpadając prosto w ręce Petera.

– Tak, ale to nic strasznego, kiedy masz przy sobie dwóch silnych kawalerów – rzekł Christian, lecz jego słowa wcale nie uspokoiły dziewczyny. – Chodźmy dalej, strasznie tu ciemno!

Wyszli z zagajnika na otwartą przestrzeń, oświetloną przez księżyc. Niedaleko przed sobą mieli wieżę. Zejście w podziemia u stóp budowli ziało niczym ogromna paszcza głodnego potwora.

– Czy nie powinniśmy poczekać do jutra i przyjść tu razem z policją? – Helle próbowała powstrzymać towarzyszy.

– Zajęcze serce! – zaśmiał się Christian. – Dość się już namęczyłem z namówieniem Thorna na tę wyprawę, więc teraz ty nie utrudniaj! Chodźże!

Niechętnie ruszyła za przyjaciółmi. Zeszli w dół ciemnym korytarzem i mężczyźni zapalili latarki. Helle ujrzała nierówne ściany, gdzieniegdzie ukazywał się kamienny fundament.

– Nie idź dalej, bo zaraz będzie barierka odgradzająca studnię – odezwał się Peter, a jego głos odbił się echem.

Helle spojrzała w górę. Światło księżyca przedzierało się przez małe okienka na szczycie wieży, rzucając wokół tajemniczy blask. To właśnie tam, na tej belce na ukos w górę, musiałam zawisnąć, pomyślała. Przebiegł ją dreszcz.

– Chyba poczekam na zewnątrz – mruknęła.

– Nie, nie zostawimy cię na dworze zupełnie samej, wykluczone! – odparł Christian i chwycił dziewczynę za zdrową rękę. – Chodź!

– A ta studnia… co to właściwie takiego? – spytała Helle.

– Nie wiadomo. To po prostu bardzo głęboki szyb. Przypuszczalnie zamierzano rozbudować zamek również w głąb i pracy nie ukończono. Mówi się, że pod zatoką istnieje tajemne przejście, prowadzące do siedziby biskupa, która znajdowała się wówczas dokładnie po drugiej stronie, ale to chyba tylko legenda. Na tym starym planie, który mamy w domu, nie zaznaczono niczego takiego.