Sissel potarła czoło.
– Powiedziałeś, że mam pomóc Marcie. Wiesz, że niczego bardziej nie pragnę.
– Świetnie! Trzeba natychmiast zapewnić jej ochronę. Tam, gdzie mieszka, nie ma telefonu, wiadomość należy jej przekazać bezpośrednio. Pojmujesz chyba, że ten, kto chciał pozbawić ją życia, doskonale zrozumiał twój sen? Jasne jest dla niego, że widziałaś Martę i że planowano ją przeprowadzić przez Hestebotn.
– I ciągle grozi jej niebezpieczeństwo?
– Większe niż kiedykolwiek. A Agnes dziś wieczorem gdzieś się wybiera, obiecałem, że zajmę się dziećmi. Ona tak rzadko wychodzi z domu, nie mogę sprawić jej zawodu. Zresztą dopytywałaby się, gdzie idę. Musisz to zrobić ty.
– Co zrobić?
– Zastanów się: każdy może teraz pojechać naokoło samochodem, żeby pochwycić Martę. A ponieważ powszechnie wiadomo, że mam rodzinę po drugiej stronie gór, nie tak trudno się domyślić, gdzie ona jest. Musisz dotrzeć tam pierwsza! Napiszę list, ale musisz mi obiecać, że go nie przeczytasz. Zdradzę ci adres Marty, a ty oddasz jej list. Będzie wiedziała, co ma robić.
– Ale jak mam tam dotrzeć? Nie prowadzę samochodu.
Tomas popatrzył na nią zniecierpliwiony.
– Czy ty naprawdę niczego nie pojmujesz? Musisz przejść przez Hestebotn, to przecież jasne! Jeśli się pospieszysz, zdążysz przed zapadnięciem ciemności.
Sissel poczuła, jak oblewa ją lodowata fala strachu. Hestebotn!
– Nie, tego nie możesz żądać, Tomasie, ja…
Westchnął zrezygnowany.
– Taki z ciebie tchórz? Niemądre fantazje są dla ciebie ważniejsze niż życie Marty? Mówiłaś, że zrobisz wszystko, aby jej pomóc. Tak mało dla ciebie znaczy?
Sissel opuściła ramiona.
– Dobrze, Tomasie. Zrobię to.
Kwadrans później pedałowała przez mostek na rzece. Dręczyło ją uczucie, że wyjaśnienia Tomasa w wielu punktach nie są zadowalające. Miała wrażenie, że doktor Gren i Tomas uchylili przed nią jakieś drzwi, ale wciąż zbyt mało mogła przez nie zobaczyć.
Kiedy zdała sobie z tego sprawę, ogarnął ją jeszcze większy strach.
Nad doliną zapadł niebieskofioletowy zmierzch. Gdy mijała wzburzoną rzekę, ujrzała na niebie stado łabędzi, ciągnących ku północy. Rwące wody wciąż ciskały krę na brzeg albo w szalonym tempie porywały ją z prądem. Na ziemi jednak śnieg stopniał już prawie wszędzie i drogą jechało się wygodnie.
Pomknęła dalej doliną po drugiej stronie rzeki, przez gęsty las iglasty. Energicznie pedałowała pod górę, nie chciała, aby w Hestebotn zastała ją ciemność. Nawet w świetle dnia przerażała ją ta dolina. Nie bardzo sama wiedziała, dlaczego, myśli chaotycznie kłębiły jej się w głowie. Wszystko wydawało się takie nierzeczywiste, ale przecież cały jej sen okazał się ułudą.
Tak, ten sen! Nie chciała teraz się zajmować jego wyjaśnianiem.
Ktoś usiłował zamordować Martę! Nieprawdopodobne! Nie, nie wolno jej o tym myśleć! Najważniejsze, że znów zobaczy Martę. Marta żyje i tylko to się liczy. Nie wolno jej myśleć, że czeka ją droga przez dolinę strachu…
Usłyszała za plecami silnik samochodowy. Tomas mówił, że nikt nie może jej zobaczyć, absolutnie nikt! Prędko wciągnęła rower do lasu i ukryła się za świerkami.
Samochód przemknął drogą w dole, ale go nie widziała. Wsłuchując się w pracę silnika odniosła wrażenie, że to może być któreś z aut domowników, ale prawdę powiedziawszy, nie bardzo się na tym znała.
Ziemia pachniała wiosną, powietrze było łagodne, miłe. Sissel położyła się i nastawiła uszu. Gdzieś z daleka dobiegł warkot motocykla, ale i ten dźwięk zamarł, zapadła cisza.
Wreszcie ośmieliła się wyjść spomiędzy drzew i ruszyła naprzód.
Straciła wiele czasu. Z lękiem popatrzyła w górę, po coraz ciemniejszym niebie gnały rozpędzone chmury. Blady księżyc o wystrzępionym brzegu bawił się z nimi w chowanego. Ale do nocy jeszcze daleko. Zdaniem Tomasa przejście przez Hestebotn trwa godzinę. Oby tylko zdążyła!
Wreszcie tam dotarła. Wąska przełęcz była tak charakterystyczna, że nie można się było pomylić. A oto i zarośnięta ścieżka, prowadząca w głąb doliny. Sissel poczuła, że ściska ją w gardle, nie przypuszczała, że można odczuwać aż taką samotność. Strome, groźne górskie zbocza zdawały się nie mieć końca. Nie było tu miejsca dla ludzkich siedzib, nie było życia, tylko ponura pustka. Wrota Demonów.
W ustach miała całkiem sucho. Skąd zaczerpnie odwagę, by tam wejść?
Ukryła rower wśród karłowatych sosen i ruszyła ku „wrotom”. Droga okazała się dłuższa, niż przypuszczała i zanim dotarła do samego wejścia, gdzie wierzchołki gór wznosiły się do nieba, księżyc zdążył już przybrać nocną chłodno żółtą barwę.
Zatrzymała się gwałtownie i schowała w krzakach. Serce zaczęło jej walić w oszalałym tempie.
Na sąsiednim wzgórzu stała wysoka, ciemna postać. W blasku księżyca Sissel wyraźnie zobaczyła, jak odwraca głowę, rozgląda się za czymś, czeka.
Nie musiała długo się przyglądać, żeby wiedzieć, kto to jest. Napłynęła kolejna fala strachu, dziewczyna zasłoniła usta dłonią, żeby nie krzyknąć.
Wpadła w pułapkę. Oto ostatnia godzina, której nadejście przeczuwała przez wszystkie przesycone lękiem lata.
Stała u wejścia do mrocznej doliny. A na wzgórzu czekał na nią mężczyzna ze snu. Mężczyzna, który nie miał ludzkich dłoni.
ROZDZIAŁ IV
Sissel przycupnęła na ziemi cicho jak myszka i przerażonymi oczyma wpatrywała się w sylwetkę na wzgórzu. Nie miała wątpliwości: to on, mężczyzna ze snu, ten, na którego ustach składała leciutki, łaskoczący pocałunek i oboje się potem śmiali… Poznała ciemne, błyszczące ubranie, krótką kurtkę, ściągniętą szerokim pasem, miękkie wysokie buty, czarne włosy, pociągającą twarz.
Co jest prawdą, co snem, a co ludowym bajaniem? zastanawiała się zrozpaczona.
Co mam zrobić? Gdybym tylko mogła coś z tego pojąć. Tomas twierdził, że nikt nie odprowadzał mnie do pokoju, ale przecież on tu jest! I w dodatku w tej dolinie zła. Może to także sen? Albo Tomas mnie oszukał? Wpadłam w tę samą pułapkę co Marta? A jeśli Marta nie żyje, jeśli wejdę do tej złej doliny, żeby umrzeć? Muszę zawrócić, uciekać do domu!
Warkot silnika samochodowego dobiegający z oddalonej drogi był niczym błogosławione pozdrowienie z rzeczywistego, cywilizowanego świata. Wkrótce jednak ucichł i w lesie znów zapadła głucha cisza, przepojona złowieszczym wyczekiwaniem, jakby cała przyroda wstrzymała oddech, jakby skały obserwowały Sissel niewidzialnymi oczyma, ciesząc się z jej klęski, a wszystkie drzewa ożyły i bacznie śledziły każdy jej ruch.
Dziewczyna otrząsnęła się z niemądrych fantazji i starała zachować przytomność umysłu.
Jeśli Tomas mówił prawdę i ktoś rzeczywiście próbował zabić Martę, a teraz jej życie zależy od tego, czy Sissel pierwsza dotrze na miejsce i zdąży dostarczyć list… to musi przejść przez Wrota Demonów.
Ale kim wobec tego był ten, który czekał na nią w przywodzącym na myśl śmierć blasku księżyca? Bo Sissel nie miała wątpliwości, że czeka właśnie na nią. Czy rzeczywiście był złym duchem tej doliny, królem podziemnego świata i żyjących w nim niesamowitych stworów?
Z miejsca, gdzie leżała, nie mogła dostrzec jego dłoni. Gdyby je zobaczyła…
Nagle postać odwróciła się i zaczęła schodzić w dół zbocza, po chwili zniknęła wśród zarośli. Sissel jeszcze długo leżała nieruchomo, wytężając słuch, aż zaczął jej płatać figle i miała wrażenie, że zewsząd dochodzą dźwięki. Księżyc schował się za chmurą, wokół, jeśli to możliwe, zrobiło się jeszcze bardziej ponuro. Wydawało jej się, że słyszy odgłos stąpania po ścieżce, jakby ktoś szedł nie w dół zbocza, lecz zapuszczał się głębiej w dolinę, ale równie dobrze mogło to być tylko przywidzenie.