Sissel przyglądała się czerwonemu, połyskującemu winu, zafascynowało ją, oczarowało. Miała wrażenie, że ją wciąga. Zapragnęła poddać się urokowi, ulec złemu królowi podziemi. Wiedziała, że zaczarowane ziarna leżą w kieliszku po to, aby poddała się jego sile, aby z własnej, nieprzymuszonej woli ułożyła się w jego łożu z piernatami, aby on legł obok niej, objął i kochał. I by czerpała z tego radość.
To on był królem podziemi. Ten, który leżał teraz przy niej.
A więc weź mnie, uczyń swoją, zrób ze mnie żywą kobietę, pozwól mi opuścić ten pusty świat, gdzie od tak dawna byłam zamknięta w swym własnym lęku przed erotyzmem. Jestem już gotowa.
Ale czy naprawdę? Sissel drgnęła gwałtownie.
Cóż to za gorączkowe fantazje ją naszły? Ją, która cofała się, ledwie Nils ją tknął?
To wino. Żadne tam ziarna zapomnienia, po prostu nie przywykła do alkoholu i puściły wszystkie tamy.
A na dodatek on był taki męski.
Nie potrafi chyba czytać w myślach? Oblała się rumieńcem.
A jednak pragnienie owładnęło jej ciałem, naturalna siła, której nie mogła powstrzymać. Ale mogła ją ukryć.
On teraz na nią nie patrzył, na szczęście. Zamyślony spoglądał na ogień.
O czym to rozmawiali? Nie odzywała się tak długo, pewnie zaczynało go to dziwić.
Tak, rozsupływali tajemnice, wyjaśniali wszystko, co, jak sądziła Sissel, było snem…
– A potem? – spytała z bijącym sercem, dochodzili bowiem do niebezpiecznego momentu. – Co zrobiłeś potem?
Długo przyglądał się jej z powagą.
– I to także pamiętasz?
Kiwnęła głową. Słowa nie chciały jej przejść przez gardło.
Nie, tego nie mogła powiedzieć. Jej surowe wychowanie nie pozwalało na tak intymne zwierzenia, wino wprawdzie złagodziło opory, lecz nie do końca.
Ze szlochem zasłoniła twarz rękami.
Delikatnie je odsunął.
– Jesteś niezwykłą dziewczyną, Sissel – rzekł łagodnie. – Wyglądasz na taką… samotną. I skrępowaną. Wydaje mi się, że popełniono w stosunku do ciebie wielką niegodziwość.
Wiedziała, co ma na myśli, i przyznawała mu rację. Ani ona, ani Agnes nie miały łatwego dzieciństwa. Chłód, pogarda i wojskowa dyscyplina ojca pozostawiły trwałe ślady w ich psychice. „Zabronione, nie wolno”, to wszystko, co miał im do powiedzenia. Agnes była silna, zdołała się uwolnić i poślubiła Tomasa, choć Sissel, rzecz jasna, nie wiedziała, jak układa się ich małżeńskie pożycie. Ją samą często gnębił lęk, że jej psychika została wykoślawiona, że jest oziębła i nie potrafi wyrażać swoich uczuć.
Teraz jednak… Teraz wcale tak nie czuła. Nigdy nie przypuszczała, że jej ciało i nerwy potrafią wibrować od niemal dokuczliwego żaru.
– I jak? – zapytał cicho. – Co zrobiłem potem? Sądzę, że o tym także powinniśmy porozmawiać.
– Nie mogę – szepnęła.
Delikatnie dotknął policzka dziewczyny, palcem pogładził skórę.
– Zrobiłem coś, czego nie powinienem był robić. Pocałowałem cię, prawda?
– Tak – szepnęła Sissel tak cicho, że ledwie dosłyszalnie. – Dobrze pamiętam ten pocałunek. Prześladuje mnie we wszystkich snach. To niemądre z mojej strony, ale tak właśnie jest.
– Wybacz mi – powiedział. – Nie powinienem zachowywać się w ten sposób, ale byłaś taka nieodparcie śliczna, wzruszająco zaspana i bezradna.
– Nic nie szkodzi – szepnęła Sissel, odwracając głowę.
Ogień trzaskał i bawił się cieniami w pokoju. Przez chwilę w milczeniu obserwowali grę złotoczerwonych płomieni. Wreszcie spytał niepewnie:
– Powiedziałaś, że pamiętasz ten pocałunek. Jaki był?
– Był… och, nie potrafię tego nazwać słowami. Bardzo szczególny.
– Tak, ja też go pamiętam.
Podniosła wzrok na jego twarz, w świetle i cieniach rzucanych przez ogień jeszcze bardziej wyrazistą.
– Naprawdę? Naprawdę to pamiętasz?
Kiwnął głową, bardzo teraz poważny. Długo na nią patrzył, jakby prosił o wybaczenie. Potem ją objął.
I nagle znów to poczuła! Leciutki dotyk jego warg, który tak często czuła we śnie. Teraz jednak był rzeczywisty. Już sama ta myśl ją uspokoiła. Ogarnęło ją dobrze znane z sennych marzeń nieopisane szczęście. Brakowało jej go zawsze, gdy całował ją Nils, chociaż on w pocałunki wkładał o wiele więcej energii.
Połaskotał wargami jej wargi i oboje się roześmiali. Tak jak we śnie. To była cudowna, beztroska zabawa. Szaleństwo, uznała Sissel, siadając. Nic przecież o nim nie wiedziała, przez ostatnie dwa lata nie opuszczał jednak jej myśli i miała wrażenie, że są starymi przyjaciółmi. Czy on jednak odbierze to w ten sposób?
Zachowywał się tak jak powinien, tak jak ona pragnęła. Także usiadł i zakończył niebezpieczną zabawę, mówiąc z uśmiechem:
– Sądzę, że twoje spodnie już wyschły.
Dopiero wtedy uświadomiła sobie, jak lekko jest ubrana.
– Chyba tak – mruknęła i sięgnęła po nie przez jego plecy.
Zdawała sobie sprawę, że ich rozmowa nie jest jeszcze skończona, wciąż pozostawało parę pytań, które chciała mu zadać. Nie mogła się jednak przemóc.
Kiedy włożyła już spodnie i własny sweter zamiast pożyczonego szlafroka, znów siadła przy ogniu.
Popatrzył na nią uważnie.
– Co się stało, Sissel?
Przeczesała palcami włosy i uśmiechnęła się niepewnie.
– A co się miało stać?
– W twojej twarzy można czytać jak w otwartej księdze. Coś cię niepokoi, prawda?
– O, niepokoi mnie wiele spraw – zapewniła trochę zbyt pospiesznie. – Marta, zachowanie mojej rodziny, usiłowanie morderstwa…
Nakrył jej usta dłonią.
– Wcale nie tego się tak boisz. Powiedz mi, czy jeszcze coś ci się śniło?
Sissel spuściła głowę.
– Może – przyznała cicho. – A może nie. Nie wiem. Czasami.
Przyglądał jej się długo i uważnie, a ona nie śmiała podnieść wzroku.
– Opowiedz mi!
– Nie! – krzyknęła.
– Dobrze, nie będę cię zmuszać. Na razie. Może porozmawiamy o czymś innym?
Uradowana pokiwała głową.
– Co Marta powiedziała dziś wieczorem?
– Ucieszyła się, że cię zobaczy.
Sissel sposępniała.
– Wiesz, to wszystko jest takie niewiarygodne. Czy dobrze zgadłam, że Fredrik nie jest synem Carla?
– Owszem, Marta potwierdziła, że Carl nie może mieć dzieci. Lekarz orzekł, że to absolutnie niemożliwe.
Roztańczone płomienie zaczęły zamierać. Dorzucił kilka szczap. Sissel zamyślona obserwowała jego ruchy.
– O dziwo, wcale tak mocno nie potępiam Rity – wyznała. – Mam na myśli jej zdradę. Rozumiem ją. Pamiętam, jak mój ojciec stale jej dogryzał, że już najwyższy czas, by wydała na świat nowego Christhede. A ona wiedziała, że Carl nigdy nie będzie mieć syna… Potrafię także zrozumieć, że w przypływie słabości i samotności rzuciła się w ramiona innego mężczyzny. Ale że nastawała na życie Marty, to niewybaczalne. I takie niepodobne do Rity. Musiały nią kierować naprawdę silne emocje. Chodzi mi o to, że gdyby naprawdę kochała Carla, nigdy nie uczyniłaby czegoś takiego Marcie. A jeśli go nie kochała, to jaki miała powód, by nadal trwać w małżeństwie? Za tym wszystkim musi się kryć coś więcej. A jego… jej kochanka, potępiam z całego serca! Jak mógł za plecami dobrego przyjaciela romansować z jego żoną!
– Wiesz, kto to jest? – spytał cicho.
Sissel z gniewem pomyślała o Stefanie Svartem, którego Carl uratował podczas starcia w miasteczku na terenach strzeżonych przez ONZ, a on odwdzięczył się wykorzystując samotność Rity i nadużywając przyjaźni Carla. To obrzydliwe!
– Tak, chyba wiem, kim jest – powiedziała twardo. – Ale nie przejmujmy się nim, on nie jest wart nawet jednego naszego oddechu. Są ważniejsze rzeczy, nad którymi trzeba się zastanowić. Nie wiem, jak zdołamy wybrnąć z tej sytuacji. Marta nie może pozostawać w ukryciu przez całą wieczność! Już za późno, by zgłosić przestępstwo Rity, bo teraz Carl i ojciec za bardzo przywiązali się do Fredrika, nie powinniśmy ich ranić. Ale dlaczego nie zrobiliście tego przed dwoma laty? Nie rozumiem waszych argumentów, przecież ona jest niebezpieczna!