Sissel w milczeniu pokiwała głową.
– Czy on dużo dla ciebie znaczy? – spytał Stefan z niezwykłą jak na niego niepewnością.
– Jest tylko dobrym przyjacielem. Chce się ze mną ożenić, ale ja przez cały czas się wzbraniam. Opętała mnie przecież osoba, która nie istnieje. Potwór, troll, król podziemnego świata o twojej twarzy!
Stefan mocniej uścisnął ją za rękę. Zapytał z wahaniem, słychać było, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło:
– Wspomniałaś że… że byłaś już z mężczyzną? Z Nilsem? Nie musisz mi odpowiadać, jeśli nie chcesz. Wiem, że to dla ciebie trudne.
– Akurat na to mogę ci odpowiedzieć, bo to nie miało dla mnie znaczenia. Owszem, tylko z Nilsem. Dwa razy, to wszystko. Przesadziłam, mówiąc o kilku razach. Zdecydowałam się nie dlatego, że miałam ochotę, lecz ponieważ zaczęłam się bać, że jestem nienormalna. Snułam marzenia o wymyślonej osobie, nie interesowali mnie żywi mężczyźni. Pierwszy raz był okropny, Stefanie. Miałam wrażenie, że czekają mnie tortury, i odsuwałam to tygodniami. A kiedy wreszcie do tego doszło, byłam spięta jak dziecko u dentysty. Biedny Nils zasłużył na lepszy los!
– A ten drugi raz? Bo przecież to się powtórzyło?
– Tak – powiedziała z goryczą. – Czytałam gdzieś, że pierwszy raz zawsze bywa trudny i że później jest znacznie lepiej. Wypiłam więc szklankę dżinu z tonikiem, żeby nabrać odwagi, a przecież nigdy nie piję. Drink mnie oszołomił i zobojętnił, ale z drugiej strony brzydziłam się bliskością Nilsa i sobą samą i nigdy więcej się na to nie zdecydowałam. Ach, ile kłamstw i wymówek zaserwowałam temu biednemu chłopakowi, Stefanie! Po tym ostatnim zbliżeniu nie znosiłam nawet jego najdrobniejszego dotyku, wzdrygałam się jak od uderzenia batem.
– A jednak nie zerwałaś z nim?
– Nie. Przecież to ze mną było coś nie w porządku. Nils to dobry chłopak. Ach, jakże sobą gardziłam, ale przez cały czas się łudziłam, że w końcu będzie lepiej, że nauczę się go kochać. To jednak się nigdy nie stało. Wiele razy prosiłam go, żeby sobie znalazł inną dziewczynę, ale on się uparł. Postanowił, że będzie mnie miał. Wiedział, że nie interesują mnie inni mężczyźni, i uznał, że ma największe szanse, żeby, jak się wyraził, rozpalić we mnie ogień.
Sama się zdziwiła goryczą, jaka zabrzmiała w jej słowach.
– Sądzę, że sporo winy za to ponosi twój ojciec, Sissel – stwierdził Stefan po namyśle. – Albo też Nils nie był dla ciebie właściwą osobą.
– O, z całą pewnością! Przecież mężczyzna powinien przynajmniej choć trochę pociągać! Ale masz rację, ojciec też jest winien. To jego staroświeckie, oficerskie pojęcie honoru i moralności. „Dama nigdy się nie odwraca, kiedy ktoś za nią gwiżdże. Dama nie zostaje z mężczyzną sam na sam. Kobieta nigdy nie okazuje uczuć!” Ach, Boże, jakże głęboko to we mnie tkwiło! Zwłaszcza to ostatnie. Podobno jako dziecko byłam bardzo wrażliwa.
– Wciąż jesteś – uśmiechnął się Stefan. – Wyraz twojej twarzy potrafi się zmienić w ciągu jednej sekundy. Bez względu na wszystko nie wolno ci sądzić, że jesteś oziębła, jeśli chodzi o to, co twój ojciec z pewnością nazywa „obszarem zakazanym”.
– Rzeczywiście tak mówi – roześmiała się Sissel. – Nie, nie uważam, że jestem zimna. Wiem, że tak nie jest.
– Ja też o tym wiem – powiedział cicho. – Ale przy takim traktowaniu w dzieciństwie nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby tak było.
Sissel spuściła głowę.
– I tak się boję – szepnęła. – Boję się, że na każdą próbę zbliżenia będę reagować negatywnie. Oba te razy, Stefanie, to było całkowite fiasko. A później zapewne będzie jeszcze trudniej. Po takiej klęsce traci się wiarę w siebie.
– Nie maluj wszystkiego w czarnych barwach – powiedział kręcąc głową. – Zaczekaj, aż rzeczywiście znajdziesz się w takiej sytuacji. Człowiek się nie rozwija, martwiąc się zawczasu.
Zawstydzona przyznała mu rację.
– Chyba tak. A ty? Masz dziewczynę?
Roześmiał się gorzko.
– Jak bym mógł? Ja także byłem opętany, tak jak ty. Owszem, próbowałem, ale żaden związek nie dawał mi satysfakcji, w dodatku ciągle miałem ciebie przed oczami. Byłem bliski szaleństwa! Ale odbijałem sobie w snach. W snach o tobie.
Sissel serce podskoczyło w piersi.
– Widać oboje jesteśmy trochę szaleni – zaśmiała się nerwowo.
– I dzięki Bogu!
Nie mogła się powstrzymać, musiała dać upust radości rozpierającej jej serce.
– Ach, życie jest takie piękne, Stefanie! Takie cudowne! Odnalazłam Martę i odnalazłam ciebie.
Śmiał się cicho.
Sissel dodała pospiesznie:
– Chodzi mi o to, że wspaniale jest znaleźć przyjaciela, kogoś, kto myśli i czuje podobnie i…
– Oczywiście – przytaknął z uśmiechem.
Sissel znów się zawstydziła, zawsze tak niemądrze się wyraża. On pewnie się teraz z niej śmieje. Pewnie sądzi, że ona uważa ich związek za coś oczywistego?
– Kochana Sissel – rzekł miękko. – Tak bardzo, bardzo cię lubię. Wprost bezgranicznie!
Od tych słów zrobiło się jej cieplej na sercu. Dodały jej otuchy.
Nie spostrzegli nawet, jak wyszli z doliny. Dziwne, pomyślała Sissel. Nawet przez sekundę się nie bałam. Czar złej doliny prysnął.
Przy drodze czekała ich kolejna niespodzianka. Rower Sissel i motocykl Stefana były ukryte w odległości pięćdziesięciu metrów od siebie.
– Sama widzisz – roześmiał się Stefan. – Tak jak mówiliśmy, we wszystkim myślimy podobnie. Nawet nasze pojazdy dobrze się czują we własnym towarzystwie. Mógłbym cię odwieźć, ale najlepiej będzie, jeśli od razu zabierzesz rower. Odprowadzę cię do samego domu, żeby mieć pewność, że cała i zdrowa dotarłaś na miejsce.
Wspomniał o niebezpieczeństwie, o złu, o którym tak długo wzbraniali się rozmawiać. Sissel poczuła, że ciarki przebiegły jej po plecach, ogarnął ją ponury chłód. W domu nie mogła się spodziewać niczego przyjemnego…
Cieszyła się, że Stefan ją odprowadzi. Starała się pedałować możliwie najszybciej, a on jechał tak wolno jak potrafił, aby mogli być blisko siebie. Czasami ją okrążał, śmiali się do siebie, żartowali i cieszyli, że droga o tej porze jest pusta. Być może zbliżał się ranek, Sissel całkowicie straciła poczucie czasu.
Stefan nie chciał wjeżdżać hałaśliwym motocyklem na podwórze. Zostawił go przy drodze i wolno ruszyli pod górę. Jedną ręką prowadził rower Sissel, drugą obejmował dziewczynę. Szli w milczeniu, napawając się niezwykłym poczuciem łączących ich więzi.
Sissel marzyło się z pewnością czulsze pożegnanie, ale na podwórzu dostrzegli jakąś postać, która ruszyła im na spotkanie. Sissel z początku zadrżała, zdjęta strachem, ciągle żywo w pamięci miała jeszcze lęk, jakiego doświadczyła tej nocy, i przerażało ją wszystko, co niepewne. Wkrótce jednak pomimo sporej odległości rozpoznała osobę i odetchnęła z ulgą.
– To Agnes – powiedziała cicho. – Pewnie czuwała przez całą noc.
– Wobec tego zostawiam cię pod jej opieką – oświadczył Stefan. – Przyjdę jutro przedstawić się twojej rodzinie. Dobranoc, najmilsza.
– Ale…
Uśmiechnął się przelotnie, nieco smutno.
– Uważaj na siebie, Sissel! Nie pozwól, żeby ktoś cię skrzywdził!
Zawrócił i prędko zszedł ze wzgórza.
Z początku Sissel czuła się rozczarowana takim nagłym rozstaniem, kiedy jednak ruszyła na spotkanie z Agnes, ucieszyła się, że Stefan nie pocałował jej na pożegnanie. Stałoby się to za szybko. Utraciliby wówczas ów cudowny czas, być może najpiękniejszy okres związku miłosnego, kiedy dwoje ludzi ostrożnie się do siebie zbliża, a napięcie między nimi stale rośnie.