– Masz więc zamiar stawić się na posterunku policji i oznajmić: Chcę zgłosić usiłowanie morderstwa, którego dopuściłem się przed dwoma laty. Moja żona spodziewała się dziecka innego mężczyzny, a to znaczy, że ten mały chłopczyk nie jest moim synem i nie ma prawa do nazwiska Christhede. Mój szwagier Tomas i jego przyjaciel Stefan Svarte, policjant, nie zgłosili wówczas próby morderstwa i ukryli Martę Eng, której dwa lata temu szukała cala Norwegia.
Tomas zaczerpnął oddechu i popatrzył na Carla.
– Jak ci się wydaje, jak by to zabrzmiało? Zrozumiałeś, ile osób pociągnąłbyś za sobą swoim upadkiem? Wśród nich oczywiście Stefana, który zrobił to wszystko ze względu na ciebie.
Carl zastanawiał się ze spuszczoną głową. Nagle wszyscy aż drgnęli, słysząc cichy glos Stefana:
– Niezależnie od tego, na co się zdecydujesz, Carl, nie przejmuj się mną. Postąpiłem tak, jak uważałem za słuszne, i jakoś się z tego wykaraskam. Co innego jest moim zdaniem ważniejsze, a mianowicie, że kara sama w sobie jest taka negatywna. Ludzi wsadza się do więzienia ku przestrodze bądź dlatego, że mogą być zagrożeniem dla niewinnych. Nie uważam, aby tak było w twoim przypadku, Carl. Już nie. Być może odbycie kary potrzebne ci jest dla odzyskania spokoju ducha, ale czy dla rodziny nie będzie lepiej, jak zostaniesz w domu? Zrobisz dla nich coś dobrego?
– Wszyscy ci ufamy, Carl – serdecznie zapewniła Marta. – Nikt nie przypuszcza, że jeszcze raz zachowasz się tak niemądrze.
Uśmiech wdzięczności rozjaśnił zgnębioną twarz Carla.
– Nigdy, nigdy więcej tego nie zrobię! – powtórzył z przekonaniem.
Sissel miała wrażenie, że od razu urósł w jej oczach. Takiego Carla jeszcze nigdy nie widziała. Carla pewnego siebie. I do tej pewności siebie doszedł sam. Nie spodziewała się jednak, że ta przemiana będzie miała dalsze konsekwencje, dlatego kolejne słowa brata były wstrząsem dla niej i dla wszystkich zebranych.
Carl odwrócił się do ojca, w jego oczach pojawił się nowy, niemal gorejący blask.
– Stefan ma rację – oświadczył. – A teraz, ojcze, przysporzę ci kolejnej troski, być może jeszcze większej. Nie wychyliłeś jeszcze kielicha goryczy do samego dna. Wciąż pozostają sprawy, które należy wyjaśnić. Wiem, że może ci od tego pęknąć serce, ale musisz poznać całą prawdę!
Jednym ruchem zerwał ze ściany swoje wojskowe odznaczenia i położył je przed Stefanem, ostrzegawczo marszczącym brwi. Carl jednak udawał, że tego nie widzi.
– Czy nikogo z was nie zdziwiło, że wyszedłem cało z obszarów ogarniętych wojną, podczas gdy Stefan Svarte został ciężko ranny? – spytał z rozpaczą w głosie. – Naprawdę wierzyliście, że jestem bohaterem? Boże, myślałem, że zwariuję z radości, kiedy mi przyznano medal. Myślałem o tym, jak bardzo dumny będzie ojciec, sądziłem, że Stefan umrze i o niczym się nie dowie. Potem ten medal nie dawał mi spokoju. Pocieszałem się jakimś mglistym wyobrażeniem, że gdy ojciec kiedyś odejdzie, natychmiast zwrócę odznaczenie. Sam się tak mamiłem!
Jego pogarda dla siebie nie miała granic. Wszyscy pozostali milczeli, oniemiali.
Carl zawołał z rozpaczą:
– Czy nikt z was nie zrozumiał, że to Stefan Svarte był bohaterem, który uratował całe miasteczko? Ja się schowałem w krzakach, zdrętwiały ze strachu!
Stary Christhede przymknął oczy ze wstydu. Przez moment wyglądało to strasznie, jakby zemdlał lub doznał ataku serca. Rzucili się ku niemu, ale wyprostował się z wysiłkiem i gestem dał znać, by się odsunęli.
Przyjął natomiast szklaneczkę whisky, którą prędko nalała mu Marta.
Dał znać Carlowi, by mówił dalej. Jego twarz była przerażająco pozbawiona wyrazu, lecz syn postanowił, że wyzna teraz całą prawdę.
Sissel szczerze podziwiała brata. Wymagało to niezwykle wiele odwagi i siły woli.
– Dlaczego nigdy nic nie powiedziałeś, Stefanie? – wykrzyknął Carl do starego przyjaciela.
– Ponieważ tobie ten medal był bardziej potrzebny niż mnie – spokojnie odparł Stefan. – Wiedziałem, jak wiele się od ciebie oczekuje. Ja świetnie sobie radzę bez niego. Zresztą jak mogłem coś powiedzieć? Przyjść i oznajmić, że to mnie należy się odznaczenie, bo to ja jestem bohaterem? Czy sam nie słyszysz, jak bardzo głupio to brzmi?
– Rzeczywiście, przyznaję, że sam powinienem wyjaśnić całą sprawę – mruknął Carl. – Okropnie się wstydzę. Ale nie śmiałem, ze względu na ojca.
– Bolało mnie natomiast, że nie chcesz mnie znać, że odmawiasz dostępu do swojej rodziny – powiedział Stefan. – Bo bardzo mi się spodobała twoja siostra i dręczyło mnie, że nie mogę jej poznać. Musiałem jednak trzymać się z daleka, żeby tobie jeszcze bardziej nie utrudniać życia.
Ta sytuacja była ogromnie przykra dla Carla. Wreszcie jednak podjął decyzję.
– Wyruszę w swoją drogę do Canossy już dzisiaj – obiecał. – Napiszę do szefa sił ONZ w Norwegii i zwrócę medal. To będzie…
Głos mu się załamał, ciężko walczył, by zachować spokój.
– Samodyscyplina! – wrzasnął major Christhede starym zwyczajem. – Co to za…
Tomas przerwał mu ostro:
– Czy nie dość już mieliśmy samodyscypliny i autorytarnych rządów w tym domu? Czyżbyś niczego nie zrozumiał, teściu?
Major poczerwieniał na twarzy i nabrał oddechu, by przywołać Tomasa do porządku, gdy jednak napotkał pełen goryczy wzrok innych, opanował się.
– Przykro mi – rzekł przygnębiony. – Carl, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli już teraz wybierzemy się do miasta i porozmawiamy z wojskowym radcą prawnym. Znam go, na pewno będzie wiedział, jak postąpić. Pójdziesz z nami, Stefanie?
– Tym razem zdecydowanie niechętnie.
– Masz rację, to nie byłoby właściwe posunięcie. Rito, a ty?
– Jadę z wami.
– Dobrze, wobec tego natychmiast wyruszamy.
Carl odzyskał równowagę.
– Wspaniale będzie nareszcie wszystko wyjaśnić i zrzucić ten kamień z serca. Jeśli i ty zdołasz mi wybaczyć, Stefanie, moje szczęście będzie pełne. Bardzo mi brakowało twej przyjaźni.
– Zawsze ją miałeś – odparł Stefan. – Rozumiałem, co cię powstrzymuje od spotkania ze mną, i nie chciałem się narzucać.
W ciągu ostatnich minut Carl stał się jakby zupełnie innym człowiekiem. Człowiekiem, który pozbył się ciężaru, od dawna przygniatającego go do ziemi.
– Jednego tylko nie pojmuję – stwierdził Tomas. – Co Rita wczoraj wieczorem robiła w Hestebotn?
Rita ukradkiem otarła oczy i odpowiedziała spokojnie:
– Kiedy wczoraj po południu usłyszałam o śnie Sissel, wszystko zaczęło mi się składać i zrozumiałam, że ktoś zabrał Martę, żeby ją chronić. A osobą, przed którą chciano ją osłaniać, nie mógł być nikt inny jak Carl. Bardzo mnie poruszyło, że ośmielił się zaatakować naszą kochaną Martę, więc kiedy zabrał samochód i pojechał za Sissel, przeczuwałam najgorsze. Pojechałam drugim autem…
– A więc to Carl był pierwszy – pokiwała głową Sissel. – Pomyliłam się co do tego.
– Tak, chciałam go powstrzymać. Jest przecież moim mężem i czułam się za niego odpowiedzialna. Jednocześnie pragnęłam pomóc tobie, Sissel. Przez chwilę widziałam cię w dolinie, ale potem zniknęłaś bez śladu.
Sissel i Stefan wymienili spojrzenia. Zapadła chwila milczenia. W końcu Carl powiedział:
– Najistotniejszym problemem jest teraz sytuacja Fredrika. Rozumiesz chyba, ojcze, że ród Christhede skazany jest na wymarcie? Nic się na to nie poradzi. Ale chciałbym adoptować chłopca, nie mogę bez niego żyć. Jeśli Rita się zgodzi, by miał ojca mordercę…
– W tym domu więcej tego słowa nie wymieniamy! – ostro zaprotestowała Marta, a Rita wsunęła Carlowi rękę pod ramię na znak, że jest z nim.