Sissel pozwoliła odpłynąć wszystkim oporom i tylko chłonęła jego czułość, szczęśliwa, upojona, sama szczodrze obdarowując go swą miłością. Bez zahamowań, bez strachu dała upust swej namiętności. Wiedziała, że może mu w pełni ufać, że on naprawdę wysoko ceni sobie jej otwartość. Bo i on oddał się niemal ponadzmysłowej rozkoszy.
Potem leżała cicho, nie była w stanie nawet ruszyć palcem. Słychać było jedynie ich głębokie, drżące oddechy.
Sissel przymknęła oczy i uśmiechnęła się szczęśliwa.
– Dziękuję, Stefanie – szepnęła. – Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś! I dla mojego brata, dla Marty, dla nas wszystkich! Ale głównie dla mnie. To ostatnie było prawdziwie bohaterskim czynem!
Radosny śmiech, który tak kochała, załaskotał ją w nagie ramię.
– Jeśli wszystkie bohaterskie czyny bywają takie przyjemne, to gotów jestem dokonać ich więcej!
Sissel uśmiechnęła się.
– A przede wszystkim… Dzięki ci za to, że istniejesz, że nie jesteś trollem z podziemnego świata!
Margit Sandemo