– Powiedz, ile nastolatek mówiło ci już, że marzą o byciu modelką?.
– Sporo, ale… – zawahała się.
– A widzisz. To tylko taki chwilowy kaprys. Jak sobie pomyślę, że kiedyś kobiety musiały walczyć o szanse, jakie stoją przed moją córką… Moje siostry nie miały takich możliwości jak ja – dorzucił z westchnieniem.
– Opowiedz mi coś o tym – poprosiła Lee, która nie mogła się oprzeć wrażeniu, iż historia sióstr Daniela pomoże jej zrozumieć jego samego.
– Była nas trójka. Nasz ojciec, mężczyzna o dość przestarzałych poglądach, widział konieczność zapewnienia wyższego wykształcenia swemu synowi, ale nie rozumiał, iż to samo powinno tyczyć się córek. Umierając, zostawił mi cały swój niewielki majątek. Jean, moja starsza siostra, uzyskała stypendium, więc mogła pójść na uniwersytet, podczas gdy Sarah, druga siostra, pracowała jako sekretarka, by pomóc jej finansowo. Dopiero później zapisała się na zajęcia otwartego uniwersytetu, teraz zaś studiuje w Oksfordzie. Jean pisze pracę doktorską, więc teraz ja wspieram je obie finansowo. Uważam, że jestem im to winien, los nie obszedł się z nimi sprawiedliwie.
– Więc naprawdę wierzysz w to, co… – Lec zaczęła, ale przerwała zawstydzona.
– Tak, wierzę w to, co mówię – odparł sucho.
– Nawet wtedy, gdy ostrzegasz kobiety przed samym sobą?
– To akurat miało być dowcipne zakończenie wywiadu, ale istotnie, mówię i piszę to, co myślę. Nie robię tego tylko dla pieniędzy, jak sądzą niektórzy, choć przyznaję, że kwestia finansowa jest dla mnie ważna. Bądź co bądź, mam na utrzymaniu córkę, a także pomagam siostrom i mamie.
– Wiesz, zazdroszczę ci twojego wykształcenia – wyznała niespodziewanie Lee. – Przeczytałam w „Kto jest kim” twoją biografię i przeraziłam się na widok tylu tytułów naukowych. Przecież przy mnie zanudzisz się na śmierć.
– Przepraszam cię, ale za chwilę powiem coś, co zabrzmi jak opinia faceta z jaskini. – Posłał jej szelmowskie spojrzenie. – Mogę zaryzykować?
– Spróbuj zachęciła go ze śmiechem.
– Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli kobieta jest tak piękna, jak ty, mężczyzny absolutnie nie obchodzi, jakie ma wykształcenie.
– Jestem wstrząśnięta – oznajmiła, starając się nie roześmiać.
– Nie dziwnego – przyznał. – Przepraszam cię, ale, niestety, taka jest prawda. Wybaczysz mi?
– Cóż, jeśli obiecasz więcej nie obrażać mnie w ten sposób…
– Wolałbym nic nie obiecywać pochopnie – ciągnął śmiertelnie poważnym tonem… – Widzisz, może w pewnej chwili przyjdzie mi do głowy powiedzieć ci, że jesteś najcudowniejszą kobietą, jaką spotkałem, a wtedy musiałbym złamać dane słowo.
Lee nic na to nie odpowiedziała, przypatrywała mu się tylko lśniącymi oczyma.
– Wbrew pozorom nie składam się tylko i wyłącznie z mózgu – odezwał się po chwili już całkiem serio.
Ze zdumieniem dostrzegła w jego spojrzeniu płomień, który mógł oznaczać zarówno tylko pragnienie, jak też uczucie, jakie od lat nie ogrzewało jej serca… Z całej siły pragnęła w to uwierzyć, lecz przeszkadzały jej w tym lata przykrych doświadczeń, o których nie sposób było w jednej chwili zapomnieć.
– Czy twoja żona była równie mądra, jak ty? – spytała, chcąc zmienić temat.
– Nigdy nie byłem żonaty – sprostował.
– Jak to? Ale przecież Phoebe…
– Rzeczywiście, jest moją córką, ale nie ożeniłem się z jej matką. Caroline poznałem w Oksfordzie. Właśnie ukończyłem z wyróżnieniem studia, co może brzmi nieskromnie, ale jest bardzo istotne w tej historii. Caroline, podobnie jak ja, zaczęła studia doktoranckie. Uczyliśmy się dużo razem, a w przerwach lądowaliśmy w łóżku. Kiedy oznajmiła mi, że jest w ciąży, byłem przekonany, że się pobierzemy, ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć. Po prostu nie miała tego w planach, ja zaś byłem dla niej tylko elementem eksperymentu, nazwijmy to, selektywnego rozmnażania.
– Dlatego, że oboje ukończyliście studia z wyróżnieniem? – zdumiała się Lee.
– Właśnie. Chodziło jej o spłodzenie genialnego dziecka.
– O rety!
– Ja się wyraziłem dużo gorzej, gdy Się o tym dowiedziałem. Niestety, Caroline była uparta jak osioł, a dziecko uważała za swoją własność. Nie wzięła jednak pod uwagę instynktu ojcowskiego. Uwielbiałem moją małą córeczkę już od momentu jej narodzin. Początkowo układało nam się całkiem nieźle, aż do chwili, kiedy Caroline otrzymała propozycję pracy w Stanach. Wyobraź sobie, że oddała Phoebe swej bezdzietnej siostrze oraz jej mężowi, którzy próbowali zabronić mi odwiedzin u dziecka. Kiedy mała miała cztery lata, małżeństwo jej ciotki rozpadło się, a ją umieszczono w domu dziecka. Chciano ją nawet oddać do adopcji, więc musiałem dochodzić swych praw w sądzie.
– A co z Garoline? Interesuje się dzieckiem? – spytała, patrząc na niego ze współczuciem.
– Od czasu do czasu telefonuje, by dowiedzieć się, czy zapewniam naszej córce odpowiednie wykształcenie, i skrytykować wszystko, co robię. Zabrałem Phoebe kilka razy do Stanów, aby mogła zobaczyć się z matką, ale jakoś nie przypadły sobie do gustu. Dobrze nam we dwójkę. Chciałbym wynagrodzić jej te pierwsze nieszczęśliwe lata i chyba mi się to udało.
Jego twarz wyrażała ojcowską dumę, a w głosie wyraźnie było słychać tkliwość i miłość. Lee czuła, że teraz, kiedy usłyszała tę smutną historię, stali się sobie bardziej bliscy niż wtedy, gdy całowali się pod drzewami.
– Nie bądź taki skromny. Każdy rodzic byłby dumny z takiej córki.
– Wiele się nauczyłem, opiekując się nią przez te wszystkie lata – ciągnął. – Odkryłem, na przykład, jak zawzięcie wy, kobiety, bronicie swego terytorium.
– My? Ciekawe, w jaki sposób?
– Uważacie, że jedynie wy znacie się na wychowaniu dzieci i niech tylko jakiś mężczyzna ośmieli się mieć inne zdanie, od razu powiecie mu, że nie ma o tym zielonego pojęcia. W klinice, do której chodziłem z Phoebe, kiedy była mała, wszystkie pielęgniarki litowały się nad „tym biednym maleństwem, które nie ma mamusi”, a jedna nawet kiedyś ośmieliła się poradzić mi, abym ożenił się dla dobra dziecka. Do diabła, jestem dla niej lepszą matką niż te dwie kobiety, które już próbowały tej roli – zakończył z oburzeniem w głosie.
Za jego plecami nagle rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Lee zatrzęsła się ze śmiechu na widok klęczących na podłodze dwóch kelnerów, usiłujących zebrać rozbite talerze.
– Nie powinieneś mówić tak głośno – upomniała Daniela, uspokoiwszy się nieco. – Kelner usłyszał cię i zaciekawiony spojrzał w bok, a właśnie w tym samym momencie wpadł na niego dragi, który robił dokładnie to samo.
Nie dodała już, że zainteresowanie obu mężczyzn wywołał niewątpliwie kontrast między słowami Daniela, a jego zdecydowanie męskim wyglądem.
– Może i masz rację – przyznał z rozbawieniem. – Rzecz w tym, że jeszcze nikomu nie opowiadałem o tym wszystkim i czuję się nieco dziwnie. Ale faktycznie powinienem zniżyć głos, bo nie chciałbym, żeby ktoś oprócz ciebie o tym wiedział.
– Dlaczego? Nie zamierzasz opisać tych doświadczeń w następnej książce?
– Nie – zaprzeczył stanowczo. – Nie ma mowy, są zbyt bolesne, poza tym Phoebe nie byłaby z tego zadowolona.
– Wiesz, rozmowę z tobą można by porównać do obierania cebuli – zauważyła ni z tego, ni z owego Lee.
– To znaczy, że cały czas chce ci się płakać? – przestraszył się.
– Och, nie – zaprzeczyła ze śmiechem. – Po prostu poznaje się ciebie stopniowo, warstwa po warstwie i zawsze napotyka się coś nieoczekiwanego. Powiedz, jakim sposobem trafiłeś do telewizji?