Выбрать главу

– Och, nie. Proszę, pozwól mi zostać.

– W takim razie bądź cicho – nakazał.

Lee przysłuchiwała się w zdumieniu tej wymianie zdań.

– Nie przypuszczałam, że tacy mężczyźni jeszcze istnieją – nie wytrzymała. – Dlaczego pani pozwala mu tak się do siebie zwracać?

– Nie mogę nic na to poradzić – westchnęła młoda kobieta.

– Phoebe!

Lodowaty ton głosu jej towarzysza sprawił, że natychmiast umilkła i spuściła wzrok.

Mężczyzna wciągnął powietrze głęboko w płuca, jakby chciał w ten sposób przygotować się do dłuższej przemowy.

– Jeśli chce pani wiedzieć, to ta dziewczyna…

– Dziewczyna? – Lee przerwała mu z wściekłością. – A więc należy pan do gatunku mężczyzn, którzy nazywają kobiety dziewczynami, aby okazać im swą wyższość? Powiem panu coś. Gdyby pozwolił pan tej pani prowadzić samochód, na pewno nie doprowadziłaby do tego wypadku.

– Czy naprawdę chce pani, żebym powiedział głośno, co sądzę o kobietach kierowcach? – wycedził przez zęby.

– Dziękuję, ale nie potrzeba. Prawdopodobnie jest pan równie wrogo nastawiony do nas w tej kwestii, jak i we wszystkich innych.

Lee nie bez satysfakcji spostrzegła, iż oskarżenie to na moment odebrało mu mowę.

– Ja? – wydusił w końcu. – Ja wrogo nastawiony do kobiet?

– Tak, pan – potwierdziła. – Nie ma pan racji, ale nie chce się do tego przyznać, więc zrzuca całą winę na kobietę.

Reakcja Phoebe na tę wypowiedź była przedziwna. Zaczęła się śmiać jak szalona, zdawało się, że nigdy się nie uspokoi. Jej towarzysz natomiast wciąż wyglądał na zbitego z tropu.

– Proszę pani – odezwał się wreszcie – ta młoda dama… Mogłabyś się wreszcie uciszyć! – Te ostatnie słowa skierowane były do skręcającej się ze śmiechu „młodej damy”.

– Proszę nie zwracać na niego uwagi – poradziła jej Lee. – Cieszę się, że panią to bawi, choć gdybym byłą na pani miejscu, uciekłabym, gdzie pieprz rośnie. Osoba z pani urodą nie musi znosić humorów faceta, który szczyci się swymi archaicznymi poglądami. Przypominam panu, że mamy już schyłek dwudziestego wieku – dodała, zwracając się do mężczyzny!:…

– I co z tego? – prychnął z wściekłością. – Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią, a jedną z nich jest sposób, w jaki kobiety prowadzą samochód. Pewnie rozmyślała pani o niebieskich migdałach i dlatego nie zauważyła mnie na drodze. Nie ma chyba gorszych kierowców niż ufryzowane małe kobietki, które.

– Ufryzowane małe kobietki?! – powtórzyła oburzona.

– Droga pani, to nie ja jestem nie na czasie, ale pani, mała kobietka, której myśli kręcą się jedynie wokół fatałaszków i fryzur. Założę się, że nigdy nie zastanawiała się pani, co znajduje się pod maską samochodu.

– Wydaje mi się, że powiedzieliśmy sobie już wszystko, co było do powiedzenia – Lee wycedziła przez zaciśnięte zęby.

– Zgadzam się w zupełności. Proszę, oto moja wizytówka, na odwrocie jest nazwa firmy, w której ubezpieczyłem auto. Niech pani poprosi męża, żeby się ze mną skontaktował. Proponuję, żeby pani również podała mi swoje dane, tak byśmy mogli za chwilę wsiąść do naszych samochodów i od tej pory trzymać się od siebie z daleka.

– Niczego więcej nie pragnę – odburknęła. – Proszę, oto moją wizytówka, z nazwą firmy ubezpieczeniowej, w której mam polisę. Znajdzie pan też na niej mój adres domowy oraz adres i telefon firmy, której jestem właścicielką. – Te ostatnie słowa wymówiła z nie ukrywaną satysfakcją w głosie. – A teraz byłabym wdzięczna, gdyby pan usunął mi z drogi swoje auto.

Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w kierunku swego samochodu. Gdy wsiadła, spostrzegła, jak Phoebe z zainteresowaniem czyta jej wizytówkę. Włączyła silnik i oczekując na wolną drogę, spojrzała na otrzymaną karteczkę.

– Daniel Raife – przeczytała półgłosem.

Za nazwiskiem znajdowało się kilka robiących spore wrażenie tytułów. Nic dziwnego, że facet był taki rozjuszony, gdy spytała, czy skończył podstawówkę.

Gdy auto Daniela Raife’a mijało ją powoli, miała okazję przyjrzeć się dumnemu profilowi jego właściciela. Siedząca obok Phoebe miała bardzo zaaferowaną minę i patrzyła na Lee z niebotycznym zdumieniem.

Następnego dnia Lee zadzwoniła do swej firmy ubezpieczeniowej, gdzie, ku swemu zdziwieniu, dowiedziała się, iż pan Daniel Raife już skontaktował się z nimi i wziął pełną odpowiedzialność za stłuczkę. Co więcej, jego firma ubezpieczeniowa przysłała już list z prośbą o oszacowanie kosztów naprawy.

A więc, gdy się uspokoił, przyznał, że to on zawinił, pomyślała Lee, która w głębi serca żałowała, iż tak ciekawie zapowiadający się spór zakończył się tak szybko. Odprowadziła więc swój samochód do warsztatu i wynajęła nowy na czas naprawy.

Ciągle nie umiała pozbyć się wrażenia, że nazwisko Raife jest jej skądś znane, niestety, nie mogła przypomnieć sobie skąd. Była jednak tak zawalona pracą, iż nie miała czasu na dłuższe rozmyślania. Firma Meredith Studios znana była dobrze w kręgach związanych z modą, lecz wciąż nie znajdowała się na szczycie, a wyłącznie taka pozycja była w stanie zadowolić jej właścicielkę. Lee Meredith była bowiem kobietą niesłychanie ambitną i to nie tylko w odniesieniu do pracy. Pragnęła, by jej rodzinie na niczym nie zbywało. Minęło już osiem lat, odkąd zdała sobie sprawę, iż jej mąż, Jimmy, jest, delikatnie mówiąc, nieodpowiedzialny. Od dnia, w którym zarobiła swe pierwsze pieniądze jako fotograf, aż do chwili gdy Jimmy zdecydował się ją opuścić, sama utrzymywała całą rodzinę. Po rozwodzie jej były mąż ożenił się ponownie z szalenie bogatą kobietą, która zapewniła mu wysoki standard życia.

Właśnie trwały ferie wielkanocne, które córka Lee, Sonya, spędzała z ojcem, zaś osiemnastoletni brat Lee, Mark, mieszkający z nimi od dwóch lat, czyli od śmierci rodziców, jeździł po kraju autostopem. Lee czuła się przez to nieco samotna i, prawdę mówiąc, odczuła ogromną ulgę, kiedy obydwoje wrócili do domu na trzy dni przed rozpoczęciem zajęć szkolnych. Mark, podobnie jak siostra, odziedziczył po matce niesłychanie delikatne rysy twarzy, wyglądał więc na dużo młodszego niż był w rzeczywistości. Jego nauczyciele akademiccy twierdzili, iż jest urodzonym językoznawcą i ma wszelkie szanse na zdobycie tegorocznej najwyższej nagrody za osiągnięcia naukowe. Lee, która bardzo wcześnie zakończyła edukację, z całego serca podziwiała swego utalentowanego braciszka. Niestety, językoznawstwo stanowiło jedyną dziedzinę, w jakiej Mark mógł być uznany za godnego podziwu, bo rozsądku ani odpowiedzialności nie miał za grosz. Przez lata niemożliwie rozpieszczany przez matkę, wciąż nie mógł się pogodzić z tym, że teraz ma mieszkać z wiecznie zajętą siostrą oraz o pięć tylko lat młodszą siostrzenicą, która wyraźnie nie zamierzała składać mu hołdów. Mark był w gruncie rzeczy pogodnym, uczuciowym młody m idealistą, ale chwilami stawał się nieznośny, zwłaszcza gdy szło o pieniądze. Ojciec zostawił mu w spadku trzydzieści tysięcy funtów, którą to sumą miała dysponować Lee aż do momentu ukończenia przez Marka dwudziestu jeden lat. Pieniądze te zostały wpłacone na konto, a od kilku lat siostra wypłacała młodszemu bratu niewielką comiesięczną pensję. Gd czasu do czasu nawet dawała mu nieco większe sumy, ale to, na co je wydawał, było niezmiennie powodem utarczek, ponieważ obydwoje mieli odmienne opinie na temat tego, co jest rozsądnym zakupem, a co nie.

– Co ten rupieć robi przed domem? – spytał Mark, gdy już skończyli serdeczne powitanie.

– To nie rupieć, tylko samochód, który pożyczyłam na czas naprawy mojego auta – wyjaśniła Lee: Jakiś wariat jechał prawą stroną jezdni i stuknął we mnie, a potem jeszcze bezczelnie upierał się, że to moja wina.