– Podobam ci się? – zapytała, uśmiechając się łobuzersko.
– Ttak… – wydusił z siebie Mark. – Wyglądasz tak… tak…
– Phoebe, zdejmij już tę sukienkę, dobrze? – zawołała Lindsay i dziewczyna pospieszyła do garderoby.
– Mark! – Lee zamachała ręką przed oczyma brata. – Obudź się.
– Nawet nie przypuszczałem… powiedział nabożnym szeptem.
– Jest niezła, prawda?
– Niezła?! Jak tak możesz o niej mówić? To bogini. Wenus wyłaniająca się z morskich fal, Helena trojańska…
– Dobrze, dobrze, pojmuję. – Lee uśmiechnęła się pobłażliwie. – Chodźmy do biura, poczęstuję cię kawą i kanapkami.
– Nie jestem głodny.
– Pewnie wolałbyś nektar i ambrozję?
Mark nie zdążył nic odpowiedzieć na zaczepki siostry, gdyż właśnie w tej chwili wróciła przebrana już Phoebe i wziąwszy się za ręce, młodzi wyszli ze studia. Po powrocie do domu Lee stwierdziła, że między tymi dwojgiem musiała zapanować zgoda, gdyż Mark promieniał szczęściem i był dla wszystkich szalenie miły, co nie zdarzało się tak często.
– Wczoraj pomógł mi rozwiązać zadanie z matematyki – powiedziała kilka dni później Sonya. – Na wszelki wypadek sprawdziłam je kilka razy, bo jest ostatnio taki rozkojarzony, że nigdy nic nie wiadomo – dodała ze śmiechem.
– Mówił ci ostatnio, jak się układa między nim a Phoebe? – zainteresowała się Lee. – Nie chcę go wypytywać, bo powie, że się wtrącam.
– Cóż, z tego, co wiem, nasz bohater ma zamiar znowu prosić cię o pieniądze na samochód.
– O nie, tylko nie to – jęknęła zrozpaczona Lee.
– Nie martw się, postanowił zgodzić się na te trzy tysiące. Wie, że nie dasz mu siedmiu, a nie może już dłużej wozić Phoebe tą kupą złomu, więc zamierza pójść na ustępstwo, udając, że wcale nie zmienia stanowiska. Postaraj się być dla niego miła, mamo, jest ostatnio bardzo przewrażliwiony, gdy chodzi o pieniądze.
– Postaram się – obiecała. – A co się stało?
– W zeszłym tygodniu zabrał swoją ukochaną na kolację do restauracji, a ona zaproponowała, że zapłaci za siebie. Mark poczuł się bardzo dotknięty i Phoebe w końcu ustąpiła, ale on do tej pory nie może się z tym pogodzić.
Zgodnie z daną Sonyi obietnicą, Lee prowadziła negocjacje z bratem w sposób niesłychanie taktowny i w rezultacie miejsce owej kupy złomu zajął całkiem przyzwoity kilkuletni samochód w kolorze srebrzysto-błękitnym. Na jakiś czas waśnie ustały, ale Lee czuła, że niebawem pojawi się kolejny problem. Jak się wkrótce miało okazać, intuicja jej nie zawiodła.
Któregoś dnia rano Lee zeszła na dół niewyspana i z koszmarnym bólem głowy. Ledwo widząc na oczy, wzięła się do segregowania poczty. Były to głównie rachunki, parę ulotek reklamowych oraz list z banku do Marka. Z niezadowoleniem pomyślała, że pewnie jej brat starym zwyczajem przekroczył limit swej karty kredytowej i teraz znów będzie ją prosił o podwyższenie miesięcznej wypłaty.
– Daj to, proszę, Markowi – powiedziała do Sonyi, która właśnie schodziła po schodach.
Lee przeszła do salonu, by tam otworzyć listy. Ze zmarszczonym czołem przyglądała się właśnie jednemu szczególnie długiemu rachunkowi, gdy usłyszała oburzony głos swej córki.
– Mama się wścieknie, kiedy to zobaczy – mówiła Sonya.
– Co ty, przecież jej tego nie pokażę – odparł Mark ze spokojem. – Poza tym, żadna kobieta nie będzie mi mówić, co mam robić…
Lee poderwała się z fotela i pospieszyła do kuchni. Stanęła w drzwiach dokładnie w chwili, kiedy Sonya oświadczyła;
– Nie bądź głupi, Mark. Oczywiście, że mama się dowie.
– O czym to mam się dowiedzieć? – zapytała Lee.
Obydwoje spiskowcy odwrócili się gwałtownie w jej kierunku, ale żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Sonya zacisnęła mocno usta, Mark natomiast miał niewyraźną minę. Na stole leżał otwarty list z banku. Lee instynktownie rzuciła na niego okiem.
– Dwa tysiące funtów! – wykrzyknęła. – A od kiedy to masz taki wysoki limit na kartę?
– Właśnie go zwiększyłem r odrzekł Mark cicho.
– Nie miałeś prawa. Tysiąc to i tak bardzo dużo.
– Och, przestań marudzić! – żachnął się. – Nie wyczerpałem tego limitu, po prostu chciałem mieć więcej… tak na wszelki wypadek.
– To z powodu Phoebe, prawda?
– Wiesz przecież, ile ona zarabia. Jak mogę zapewnić jej odpowiednie rozrywki z mojego stypendium?
– A więc postanowiłeś wpaść w długi, żebym wreszcie przekazała ci pieniądze po ojcu? – zirytowała się Lee.
– Najwyższa pora, żebyś to zrobiła.
– Jeśli nadal będziesz się tak zachowywał, nie przekonasz mnie, że jesteś na tyle odpowiedzialny, bym mogła ci powierzyć taką sumę.
– To moje pieniądze! – warknął Mark.
– Będą twoje, gdy dorośniesz – odparowała Lee. – A ty zmykaj stąd – rzuciła do Sonyi, która z żywym zainteresowaniem przysłuchiwała się ich kłótni.
– Ciężko ci się z tym pogodzić, prawda? – odezwała się łagodniej, gdy już zostali sami.
– Żebyś wiedziała. Tego dnia, gdy zobaczyłem ją w twoim studiu, w sukni ślubnej… Wyglądała jak anioł. Kocham ją do szaleństwa. Tylko z nią chcę spędzić resztę życia.
Lee uśmiechnęła się pobłażliwie. Jak on mało jeszcze wie o życiu, pomyślała.
– Pomyśl tylko, przecież Phoebe nie jest dziewczyną, która zwraca uwagę na mężczyzn tylko ze względu na ich pieniądze. Dlaczego więc tak się przejmujesz jej zarobkami? Gzy dała ci jakiś powód ku temu?
– Niby nie – przyznał. – Twierdzi, że mnie kocha.
– W takim razie nie ufasz jej?
– Ufam, ale czasem się boję. Gdybyś tylko chciała mnie zrozumieć i dała mi wreszcie te pieniądze…
– Nie ma mowy – przerwała mu stanowczo. – Mają zabezpieczyć twoją przyszłość.
– Ale ja mam już prawie dziewiętnaście lat – obruszył się.
– Chyba mogę w końcu dostać to, co mi się należy.
– Nie według zapisu ojca.
– Do diabła z zapisem!
Lee miała wrażenie, że za chwilę pęknie jej głowa. Postanowiła dać sobie spokój z tą dyskusją, ponieważ nie miała ona najmniejszego sensu.
– Zostało jeszcze trochę herbaty w dzbanku? – zapytała, odwracając się.
– Nie zmieniaj tematu – powiedział Mark, chwytając ją za ramię. – Najwyższa pora, żebyśmy coś postanowili.
– Przestań! – krzyknęła, wyszarpując się z jego uścisku. – Ja już postanowiłam. Pieniądze pozostają tam, gdzie do tej pory i to moje ostatnie słowo.
– Jeszcze się przekonamy – syknął. – Nie myśl sobie, że uda ci się mnie uciszyć.
– Och, daj spokój – żachnęła się Lee. – Przestań zachowywać się jak bohater kiepskiego melodramatu. Śmiać mi się chce, kiedy cię słucham. ‘
– Śmiej się! Nie masz pojęcia, czym są prawdziwe uczucia!
– zawołał Mark, po czym wybiegł z domu, trzasnąwszy drzwiami.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Wieczorem Lee zdała Danielowi relację z rozmowy z Markiem.
– I pomyśleć, że oskarżałam cię o złe traktowanie Phoebe, a przecież sama zachowuję się nie lepiej – westchnęła. – Czy ona również wybiega, trzaskając drzwiami?
– Nie, bo potargałaby sobie włosy – uśmiechnął się Daniel. r. Mądra z niej osóbka.
– To pierwszy komplement pod jej adresem, jaki usłyszałam z twoich ust, odkąd to wszystko się zaczęło.