– No cóż… – zawahał się. – Może jeszcze wina?
– Dobrze, ale odrobinkę. Wiesz, gdyby nie to, że jest tak wcześnie, dałabym sobie rękę uciąć, że słyszę samochód Marka.
– To na pewno on, znam ten odgłos – stwierdził Daniel, przygarniając Lee do siebie. – Chyba się jednak czegoś od ciebie nauczyłem.
– A czego mianowicie? – zdziwiła się.
– Że czasem trzeba dać dziecku wolność, aby z tobą zostało. Nie poznałabyś mnie. Chodzę w tę i we w tę po domu, niepokoję się o nią, ale tego nie okazuję. Gdy może mi poświęcić dziesięć minut swego cennego czasu, jestem jej niesłychanie wdzięczny. Pojąłem nawet różnicę między uprzejmym zainteresowaniem a wtrącaniem się w nie swoje sprawy.
– Powiedz mi, na czym to polega, to może i ja dam sobie radę z Markiem.
– Uprzejme zainteresowanie to: „Czy mógłbym wiedzieć, co chciałabyś dziś zjeść i na którą mam to przygotować?” Albo: „O której mam cię jutro obudzić i czy chciałabyś, żebym cię odwiózł do pracy?” Wtrącanie się wygląda tak: „Dokąd idziesz i o której wrócisz?”
Lee roześmiała się serdecznie z jego kpiącego tonu, dostrzegła jednak, że Daniel wziął sobie do serca stojące przed nim zadania. Jeśli rzeczywiście nauczył się postępować z córką nieco delikatniej, to istnieje szansa, że wszystko będzie stopniowo układać się coraz lepiej.
– A wszystko to zawdzięczam tobie, Lee – odezwał się po chwili. – Dzięki tobie czuję, że odzyskam moją córkę.
To powiedziawszy, przytulił ją jeszcze mocniej i pochylił się, by ją pocałować.
– Zaraz tu wejdą – szepnęła.
– W takim razie pocałuj mnie szybko – wymruczał wprost do jej ust.
Chrobotanie klucza w drzwiach sprawiło, że odskoczyli od siebie jak oparzeni. Z przedpokoju dobiegły ich gorączkowe szepty, po czym do salonu weszli objęci wpół Phoebe i Mark.
Phoebe podbiegła do ojca i przytuliła się do niego mocno.
– Och, tato, jestem taka szczęśliwa – wyznała podekscytowanym głosem, – Bardzo się cieszę, córciu. A co się stało? Podpisałaś jakiś nowy kontrakt?
– Nie, to coś dużo lepszego. Zaręczyliśmy się.
– Co takiego? – Daniel wycedził przez zęby.
– Chcemy się pobrać – wyjaśniła cierpliwie. – Mark oświadczył mi się dziś po południu i dał mi najpiękniejszy pierścionek na świecie. Spójrz.
To powiedziawszy, wyciągnęła lewą rękę, na której zalśnił brylant. Daniel przez chwilę bez słowa wpatrywał się w pierścionek. – Zdejmij go – odezwał się w końcu.
– Tato? – Phoebe cofnęła się, zaskoczona zmianą, jaka zaszła w ojcu.
– Zdejmij ten pierścionek – powtórzył. – Natychmiast. I zapomnij o tym małżeństwie. Na litość boską, przecież masz dopiero szesnaście lat. Co w ciebie wstąpiło?
– Jestem zakochana! I chcę wyjść za mąż!
– Po moim trapie.
– Nie możesz mnie powstrzymać – odparła Phoebe, dumnie unosząc głowę.
– Jeśli będę musiał, zamknę cię na klucz i nie wypuszczę, dopóki nie przejrzysz na oczy.
– Daniel, uważaj na to, co mówisz – poprosiła Lee, której serce się krajało na widok tego, jak niedawno odzyskane porozumienie między ojcem i córką wali się w gruzy.
– Chyba nie powiesz mi, że się zgadzasz na ten ślub – Warknął, odwracając się do niej. – Dlaczego nie wyjaśnisz mojej niemądrej córce, co się dzieje z szesnastolatkami, które wychodzą za mąż?
– Ponieważ nie dałeś mi jeszcze możliwości – odparowała. – Mnie również się to nie podoba, ale nie tędy droga.
– Tak? A którędy? Może poradzisz mi, jak przemówić do rozsądku nastolatce, która za wcześnie otrzymała zbyt wielką swobodę i teraz wydaje jej się, że może zrobić wszystko, co jej przyjdzie do głowy.
Zanim Lee zdążyła otworzyć usta, Daniel zwrócił się do córki.
– Powiedziałem ci, żebyś zdjęła ten pierścionek – przypomniał groźnym głosem.
– Nie. Jest mój i zrobię z nim, co chcę – odparła stanowczo.
– Zdejmuj natychmiast! – krzyknął.
– Proszę do niej tak nie mówić – wtrącił się Mark.
Daniel po raz pierwszy tego wieczoru zwrócił na niego uwagę.
– Mogłem się domyślić, że to ty sprowadzisz na nas kłopoty. Myślisz, że kim jesteś, by ożenić się z moją córką? Zwykłym studentem, który jeszcze nie skończył swej edukacji. I ż czego chcesz utrzymać rodzinę? Jeśli w ogóle pomyślałeś o czymś tak przyziemnym.
– Ja zarabiam tyle, że wystarczy na nas dwoje – wtrąciła Phoebe.
– A więc łaskawie dasz się utrzymywać żonie? – Daniel posłał Markowi pogardliwe spojrzenie.
– Nie, mam własne pieniądze – oświadczył dumnie. – Wystarczy ich przynajmniej do końca moich studiów.
– Jasne, na pewno przeżyjecie za cztery pensy tygodniowo – drwił Daniel.
– Prawdę mówiąc, jest tego trochę więcej. Niech pan zapyta Lee o wysokość całej sumy, ona jest moją opiekunką.
– Tato dwa lata temu zostawił Markowi trzydzieści tysięcy funtów – wyjaśniła Lee. – Są umieszczone na koncie, więc z odsetkami będzie tego jeszcze więcej.
– Ale chyba mu nie dasz teraz tych pieniędzy? – oburzył się Danieclass="underline" – To byłoby szaleństwo.
– Oczywiście, że nie – uspokoiła go.
– Ale kiedy się ożenię, będzie musiała mi je przekazać – powiedział Mark.
– Więc nic nas nie może powstrzymać – dorzuciła Phoebe.
– Mylisz się, młoda damo – rzekł Daniel. – Ja cię mogę powstrzymać i niewątpliwie to uczynię. Oddaj mu pierścionek.
– Nie.
– Powiedziałem, żebyś go oddała.
– Danielu, proszę – wtrąciła się Lee. – Nic się nie zmieni, nawet jeśli Phoebe odda go Markowi. O zaręczynach nie stanowi tylko pierścionek.
Oczy Daniela rzucały gromy, zupełnie jak tego dnia, gdy córka oznajmiła mu, że zostanie modelką.
– Dobrze – mruknął. – Tym zajmę się później. – Odwrócił się do Marka. – Wynoś się z mojego domu i trzymaj się z daleka od mojej córki.
– Idź do domu, Marku – poprosiła Lee.
– Nie mogę, Phoebe mnie potrzebuje – oznajmił stanowczo.
– Proszę, idź – błagała Phoebe ze łzami w oczach. – Spotkamy się jutro.
Słysząc to, Daniel zacisnął zęby, ale zanim zdążył coś powiedzieć, dziewczyna wybiegła z pokoju.
Chwilę później Lee podążyła za nią na górę. Znalazła ją w sypialni, gdzie leżała w poprzek łóżka, szlochając rozdzierająco.
– Nienawidzę go – jęknęła. – Dlaczego on nie chce mnie zrozumieć?
– Ależ chce – zapewniła Lee, głaszcząc ją po ramieniu. – Po prostu widział w życiu o wiele więcej niż ty i nie chce, by stała ci się krzywda.
„Twój tato chce dla ciebie dobrze”, mówiła matka Lee wiele lat temu.
– Aleja kocham Marka. Chcę za niego wyjść i spędzić z nim resztę życia – szlochała Phoebe.
„Kocham Jimmy‘ego. Zawsze będę go kochała”. Takbrzmiały jej własne słowa, których echo słyszała tego wieczoru.
– Phoebe, masz dopiero szesnaście lat, a Mark dziewiętnaście. Za kilka lat będziecie zupełnie innymi ludźmi i nie masz pewności, czy nadal będzie wam ze sobą dobrze. Może cię spotkać taki sam los, jaki mnie spotkał…
– Mówisz tak tylko, żeby mnie powstrzymać, ale przecież sama powiedziałaś, że mam prawo do podejmowania własnych decyzji – przypomniała.
– W kwestii kariery, a nie małżeństwa.
– A ja myślałam, że właśnie ty mnie zrozumiesz. Wyszłaś przecież za mąż, będąc w moim wieku.
– Dlatego właśnie chcę cię ustrzec przed błędem, który sama popełniłam – westchnęła Lee.
– Jednak ty byłaś na tyle odważna, by iść za głosem serca. Zawsze cię za to podziwiałam – odparła Phoebe.