– To żaden argument, Lee. Ale pewnie nie podasz mi prawdziwego powodu. Mam rację?
– Tak.
Odwróciła się do niego, ale jego wzrok utkwiony był w podłodze.
– W porządku – odezwał się po chwili. – Jeśli jesteś gotowa, możemy już zaczynać.
Powiedziawszy to, szybkim krokiem wyszedł z biura. Lee ruszyła za nim, zdumiona jego gwałtownym zachowaniem. Zupełnie jakby ich rozmowa sprzed pięciu minut w ogóle nie miała miejsca.
Rozpoczęli sesję. Lee usadowiła swego modela na wysokim stołku, po czym przypatrywała mu się to z jednej, to z drugiej strony, by znaleźć jak najbardziej korzystne ujęcie. Zwykle sama ustawiała fotografowane osoby, jednak w tym przypadku postanowiła ograniczyć dotyk do minimum, zadowalając się jedynie dawaniem wskazówek.
– Powiedz mi, jak to się stało, że wydrukowano na okładce twojej książki to okropne zdjęcie? – spytała po chwili.
– Nie miałem wówczas zielonego pojęcia o fotografii. Zresztą, miałem wtedy trzydzieści trzy lata i nie przyszło mi do głowy, że wydawca chciałby, abym wyglądał jeszcze młodziej.
– Ciekawe, może uważał, że wyglądasz na zmęczonego życiem? – podsunęła kpiącym tonem Lee.
Jej uwaga sprawiła, że model roześmiał się wesoło prosto do obiektywu, z czego pani fotograf nie omieszkała skorzystać.
– Kiedy wydawca namawiał mnie do podpisania następnej umowy, Phoebe wpadła na pomysł małego szantażu. Powiedziałem im, że albo przygotują nowe zdjęcie, albo nie podpiszę kontraktu. Początkowo się buntowali, ale byłem nieugięty. Wtedy moja córka oznajmiła, że zna odpowiedniego fotografa i dotarło do mnie, że padłem ofiarą manipulacji.
Powiedziawszy to, posłał ciepłe; spojrzenie swej jedynaczce. Lee nie miała wątpliwości, iż ci dwoje są dla siebie wszystkim. Ciekawa była, jak to się stało, że zostali sami, i co działo się z kobietą, która zniknęła z ich życia, ale nie chciała być zbyt wścibska.
– Zrobię teraz parę zdjęć wam obydwojgu, tak dla zabawy – zaproponowała, wkładając nową rolkę filmu.
Uradowana Phoebe nie dała się dwa razy prosić. Gdy Lee spojrzała przez obiektyw aparatu, z wrażenia aż wstrzymała oddech. Ta dziewczyna jest urodzona modelką, pomyślała z podziwem, po czym pstryknęła parę ciekawych ujęć ojca wraz z córką.
– Zostało mi jeszcze parę klatek. Może zrobię resztę zdjęć samej tylko Phoebe?
Uzyskawszy zgodę, włączyła magnetofon. Taneczne rytmy wypełniły studio. Phoebe zaczęła się kołysać z niewymuszonym wdziękiem. Ze swymi miedzianymi włosami i zmysłowymi ruchami przypominała tygrysicę. Oczarowana Lee pstrykała zdjęcie za zdjęciem, a gdy wreszcie skończyła, spostrzegła, iż w drzwiach stoją Mark i Sonya. Phoebe podbiegła do nich, by się podzielić wrażeniami z całego dnia.
– Co do tego ubezpieczenia… – Lee zwróciła się do Daniela.
– Daj spokój – przerwał jej. – To była przede wszystkim moja wina.
– Ale…
– Lee, proszę cię, pozwól mi wziąć na siebie odpowiedzialność. Potraktuj to jako wyraz wdzięczności za to, co zrobiłaś dziś dla mojej córki. Zapewne do końca życia będzie to mile wspominała.
Skoro postawił sprawę w ten sposób nie mogła się nie zgodzić.
– W porządku. Dziękuję ci. – Uśmiechnęła się lekko. Daniel podążył za nią do biura i wchodząc, zamknął za sobą drzwi.
– Ja również zapamiętam dzisiejszy dzień – powiedział ciepło – jako dzień, w którym naprawdę się poznaliśmy. Bardzo chciałbym się znów z tobą spotkać.
Czyli jednak nie porzucił tego tematu, jedynie chwilowo odłożył dyskusję. Jakiś nieposłuszny wewnętrzny głos mówił Lee, iż tak naprawdę jest zadowolona, że tak łatwo nie dał za wygraną, ale starała się go zagłuszyć.
– Dlaczego próbujesz mnie do siebie zniechęcić? – dopytywał się Daniel. – Może jednak jest ktoś w twoim życiu?
– Nie, nikogo nie ma i wolałabym, żeby tak było nadal – odparła.
– Jak długo? Kiedy zdecydujesz, że już nadeszła właściwa pora, – powiedz mi, wrócę wtedy.
Od konieczności odpowiedzi ocaliło ją głośne stukanie do drzwi i wejście rozpromienionej Phoebe.
– Kiedy zdjęcia będą gotowe, pani Meredith? – spytała.
– Pojutrze.
– Masz już moją wizytówkę, prawda? – spytał Daniel ze znaczącym uśmiechem na ustach. – Zadzwoń, a przyjdę po nie.
Ujął jej dłoń na pożegnanie. Ciepło jego ręki sprawiło, że po plecach Lee przebiegł delikatny dreszcz.
– Chodźmy, Phoebe. Czas do domu – oznajmił Daniel i ruszył w kierunku wyjścia…
Gdy już zniknęli w wieczornych ciemnościach, Lee westchnęła z ulgą. Naprawdę nie miała ochoty spotkać się z Danielem ponownie.
Następnego ranka Gillian przywitała ją w melancholijnym nastroju.
– To niesamowite, że właśnie ty miałaś sesję z Danielem Raife’em – westchnęła. – Na żywo prezentuje się o wiele lepiej niż w telewizji, prawda?
– Nie mam pojęcia – odparła Lee. – Bardzo rzadko oglądam telewizję. Masz już może zdjęcia jego córki?
Obie pochyliły się nad fotografiami, które przeszły najśmielsze oczekiwania Lee.
– Musisz koniecznie wysłać je do agencji modelek – zawyrokowała Gillian.
– Nie mogę. Jej ojciec udusiłby mnie gołymi rękoma.
– No dobrze, a czy Phoebe chciałaby zostać modelką?
– Twierdzi, że tak, ale być może to tylko chwilowy kaprys. Przynajmniej tak twierdzi Daniel.
– Chwilowy kaprys, akurat – oburzyła się Gillian. – Na pewno nie w przypadku kogoś o tak nieprzeciętnym talencie.
– Zgoda, ale Phoebe jest też niesłychanie inteligentna i Daniel chciałby, aby zajęła się raczej nauką.
– I co z tego? Przecież ona ma już prawo do podejmowania decyzji o własnym życiu.
– Szczerze mówiąc, nie sądzę, by jej ojciec podzielał twój pogląd. – Lee uśmiechnęła się lekko. – A już na pewno nie w przypadku czegoś, czego on nie pochwala.
Gdy została sama w biurze, przyjrzała się dokładnie fotografiom Daniela i po raz kolejny utwierdziła się w przekonaniu, że postąpiła słusznie, postanawiając, iż więcej się z nim nie zobaczy. Na jego twarzy wypisane było wszystko, co najbardziej fascynowało ją w mężczyznach: powaga i autoironia, pragnienie władzy, a jednocześnie tęsknota za odrobiną anarchii. Jego oczy lśniły niebezpiecznie, zaś zmysłowe usta wprost stworzone były do śmiechu i czegoś jeszcze.
Doskonale wiedziała, że gdyby zgodziła się na tę randkę, zapewne zakończyliby ten wieczór w łóżku i to właśnie był powód, dla którego odmówiła. Lata spędzone z Jimmym nauczyły ją nie ufać instynktom. Nie mogła pozwolić sobie na takie szaleństwo, nie była już przecież taką gąską, jak niegdyś.
Następnego dnia z samego rana zapakowała zdjęcia Daniela do dużej koperty, i napisawszy krótki, oficjalny list, wsunęła go między fotografie. Właśnie adresowała przesyłkę, gdy do biura wkroczył Mark.
– Przypadkiem tędy przechodziłem – oznajmił pozornie obojętnym głosem. – Pomyślałem, że sprawdzę, co u ciebie słychać.
– To miło z twojej strony, braciszku.
Ciekawe, co go tak naprawdę sprowadza, pomyślała.
– Jak wyszły zdjęcia pana pisarza? – zagadnął niby od niechcenia.
– Możesz je obejrzeć, jeśli chcesz. Są w tej kopercie, Podczas gdy Mark przeglądał fotografie, Lee zatelefonowała po posłańca, który miał dostarczyć przesyłkę. Odkładając słuchawkę na widełki, dostrzegła w oczach brata rozczarowanie.
– Myślałem, że sami po nie przyjdą – powiedział z westchnieniem.
W ten sposób zagadka została rozwiązana. Mark nie przybył tu bynajmniej z tęsknoty za siostrą.
– Nie było mowy o tym, że oni tu przyjdą, Mark. Jeśli już, to miał się zjawić sam pan Raife, nie wspominał nic o Phoebe.