Выбрать главу

– No tak, ale ona… – bąknął, zarumieniony po same uszy.

– Miałeś nadzieję, że ona postawi na swoim i przyjdzie razem z ojcem – podsunęła Lee. – Więc dlatego mnie dziś odwiedziłeś.

– Och, daj mi święty spokój – uciął zirytowany Mark. Lee z trudem opanowała wybuch śmiechu. W końcu to nic dziwnego, że piękna Phoebe wpadła mu w oko. Poza tym, dzięki temu porzucił pozę zblazowanego światowca i jako zawstydzony młodzieniec prezentował się, zdaniem siostry, niesłychanie uroczo.

Chwilę później do biura weszła modelka, więc Lee musiała zająć się pracą. Na moment zapomniała o Marku, a gdy sobie przypomniała, brata już nie było.

Wieczorem, kiedy leżała wygodnie na sofie, czytając książkę, zadzwonił dzwonek do drzwi. Nikogo prócz niej nie było w domu, więc, chcąc nie chcąc, poszła otworzyć. Na progu stał posłaniec z listem dla niej. Koperta zaadresowana była stanowczym męskim charakterem pisma.

„Postąpiłaś wyjątkowo sprytnie, choć niezbyt odważnie, przysyłając swego brata ze zdjęciami. Zrozumiałem jednak aluzję i na razie nie będę ci się narzucał. Nie myśl tylko, że dałem za wygraną.

Zdjęcia są świetne. Phoebe szaleje z radości. Obydwoje z Markiem bardzo się polubili. Właśnie są razem w kinie.

Do zobaczenia wkrótce (ani przez chwilę w to nie wątpię).

Daniel.

– Co się stało, mamo? – zainteresowała się Sonya, która właśnie weszła do domu.

– Zdaje mi się, że zbyt nisko oceniłam możliwości Marka – westchnęła i opowiedziała córce, co się zdarzyło, przedstawiając jej mocno okrojoną wersję listu.

– Kto by pomyślał… – Sonya z niedowierzaniem pokręciła głową. – A co z posłańcem, którego zamówiłaś?

– Przypuszczam, że Mark wszystko odwołał, kiedy byłam zajęta rozmową z modelką. Zauważyłam, że koperta zniknęła, ale sądziłam, że Gillian dała ją posłańcowi. Jak Mark w ogóle wpadł na taki pomysł?

– Och, zakochanym różne rzeczy przychodzą do głowy – powiedziała Sonya ze znawstwem.

– Nie wydaje mi się, żeby on był tak naprawdę zakochany w Phoebe.

– Co, ty, mamo, przecież, miał to wręcz wypisane na, twarzy, kiedy wracaliśmy do domu po tamtej sesji. Był taki milczący i zamyślony, – Tak? – zdziwiła się Lee. – Nic nie zauważyłam.

– Nic dziwnego, sama byłaś milcząca i zamyślona. .

– Powiedziawszy to, Sonya posłała matce pytające spojrzenie, ta jednak była tak pogrążona w rozmyślaniach, iż nawet tego nie dostrzegła. Przyszło jej bowiem właśnie do głowy, iż w obecnej sytuacji ciężko jej będzie unikać kontaktu z Danielem Raife’em.

Jak się po pewnym czasie okazało, uczucia, które zawładnęły Markiem, były dużo trwalsze, niż można się było spodziewać. Najchętniej spotykałby się z Phoebe codziennie, gdyby nie wyraźne zalecenie jej ojca, że randki mogą się odbywać jedynie w soboty i niedziele. Informacje te docierały do Lee za pośrednictwem Sonyi, która ostatnimi czasy stała się powiernicą Phoebe.

– Nie zapomniałeś chyba, że Phoebe jeszcze nie skończyła szesnastu lat – Lee zagadnęła któregoś dnia Marka.

– Siostrzyczko, jeśli sugerujesz mi coś, to wybij to sobie z głowy. Nie chcemy się z niczym spieszyć. Poza tym, stary Raife chybaby mnie oskalpował, gdyby do czegoś doszło.

Lee już otwierała usta, by zaprotestować przeciw nazywaniu Daniela starym, jednak w porę ugryzła się w język.

Nadszedł wreszcie dzień odbioru samochodu z warsztatu. Radość jednak trwała krótko, gdyż szybko okazało się, iż coś jest nie w porządku ze skrzynią biegów i auto znów wymaga naprawy. Mark był niepocieszony.

– Będziesz musiał wozić boską Phoebe taksówką – zakpiła Sonya, widząc jego ponurą minę.

Chłopak burknął tylko pod nosem i wybiegł z domu.

– Chyba od dziś będę musiała sprawdzać dokładnie to, co jem – mruknęła, starannie unikając spojrzenia matki.

– Jeśli on cię nie otruje, na pewno zrobię to ja – oznajmiła Lee zirytowanym głosem. – Dzięki tobie znów zacznie się dyskusja na temat samochodu. Obawiam się, że będę musiała ustąpić. Nie dam mu wprawdzie tych siedmiu tysięcy, ale pewnie na trzy się w końcu zgodzę.

Kiedy następnego dnia wróciła z pracy, zaaferowana Sonya wybiegła jej na spotkanie.

– Spójrz tam. – Dramatycznym gestem wskazała chodnik kilkanaście metrów od ich domu.

Stał tam duży, brzydki, mniej więcej dziesięcioletni samochód jaskraworóżowego koloru.

– Ojej, cóż to za kupa złomu? – zdumiała się Lee. – Och, Sonya, nie… – Powoli docierało do niej znaczenie gestu córki. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że Mark.?

– Owszem, przyjechał tym czymś pół godziny temu.

– Ale skąd wziął pieniądze?

– Jakie pieniądze? Przecież ten gruchot nie mógł kosztować więcej niż dwa funty.

– Wypędzą nas z czymś takim z ulicy – jęknęła Lee.

Mark, który właśnie nadszedł, wyjaśnił, iż kupił swoje auto w warsztacie, gdzie naprawiano samochód siostry, i kosztowało go osiemset funtów. Aby stać się jego posiadaczem, zaciągnął kredyt studencki, który będzie spłacał ze swego stypendium.

– Nie mogłeś jeszcze trochę poczekać? Miałam zamiar dać ci te trzy tysiące – powiedziała Lee.

– Nie rozumiesz mnie, siostrzyczko. Nie chcę auta za trzy tysiące, skoro podoba mi się to za siedem, a ponieważ nie mogę kupić tego, które mi się podoba, wolę’ takie, bo przynajmniej zapłacę za nie ze swoich oszczędności – wyjaśnił.

Lee rozumiała, że w grę wchodziła tu męska duma, więc nie przedłużała dyskusji, zadzwoniła tylko do warsztatu, gdzie poinformowano ją, iż samochód jej brata jest całkiem bezpieczny.

Jako że była to właśnie sobota, Mark pojechał nowym nabytkiem do Phoebe, wieczorem zaś posłaniec przyniósł Lee ogromny bukiet herbacianych róż wraz z następującym liścikiem:

„Chciałem kupić czerwone, ale obawiałem się, że je odeślesz. Czy ta jeżdżąca góra złomu jest aby bezpieczna? Kiedy mogę wkroczyć w Twoje życie?

Daniel

Lee niezwłocznie odpisała:

„Dziękuję Ci za wspaniałe róże, a jeszcze bardziej za to, że nie są czerwone. Mechanik zapewnia mnie, że tak. Nigdy.

Nie było odpowiedzi na ten list, co Lee uznała za dobry znak.

Nadszedł czas egzaminów, w związku z czym nastrój Sonyi uległ znacznemu pogorszeniu. Oczywiście stale powtarzała, że to nie ona, lecz jej matka ciągle chodzi zła, jakby ją coś ugryzło. Uzbrojona w anielską cierpliwość Lee bez słowa znosiła te bezpodstawne oskarżenia.

– Phoebe ma jeszcze gorzej niż ja – oznajmiła któregoś ranka Sonya. – Jako jedna z najmłodszych zdaje egzaminy wstępne na uniwersytet w Oksfordzie i jest przerażona, że się dostanie.

– Przerażona, że się dostanie? – powtórzyła Lee z niedowierzaniem. – Czegoś tu nie rozumiem.

– Ona nie chce tam iść, ale jej ojciec się uparł. O, spójrz, mamo,. to on.

– Gdzie?! – wykrzyknęła Lee.

– Nie denerwuj siei, w gazecie – uspokoiła ją córka, podsuwając najświeższy numer, czasopisma, w którym zamieszczono wykonane przez Lee zdjęcie Daniela wraz z reklamą jego najnowszej książki podtytułem: „Kobiety, strzeżcie się mężczyzn”. Podano również daty i godziny emisji programów telewizyjnych z udziałem autora. – Musimy koniecznie obejrzeć – zdecydowała Sonya. – Oglądaj, jeśli chcesz – odparła Lee pozornie spokojnym głosem. – Ja mam co innego do roboty.

A jednak przypadkiem zobaczyła go, gdy z braku zajęcia przeskakiwała z programu na program.