Wtedy Selden nagle chwytał zdziwione spojrzenia swoich rozmówców.
I wpadał w panikę, bo nie wiedział, co przegapił.
Wrócił do salonu, niosąc drinki dla siebie i dla Janey. Podał jej szklankę, a ona wyciągnęła rękę, nie racząc nawet oderwać oczu od ekranu. Rzuciła mu tylko krótkie:
– Dzięki.
Selden spojrzał na nią. Od dnia powrotu z Francji Janey ubierała się praktycznie cały czas w to samo; dziś znów miała na sobie dżinsy (markowe) i bluzę z napisem VIXEN. Selden znał już na pamięć te jasnoniebieskie, rozmazane litery. Vixen. Diablica. Janey, jakby czując na sobie jego wzrok, podciągnęła spodnie. Kąpała się regularnie, Selden wiedział o tym aż za dobrze, ale ubranie było powyciągane i wyglądało na brudne. Przypomniało mu słynne zdanie z dramatu G. B. Shawa: „Uroda, na pierwszy rzut oka zachwyca; lecz któż się za nią obejrzy, kiedy przez trzy dni miał ją w domu na co dzień?". Czując narastającą furię, musiał przyznać rację irlandzkiemu dramaturgowi. Co noc kładł się obok Janey, ale odrzucała go sama myśl o seksie. Kiedy tylko przychodziło mu to do głowy, widział szpetną gębę Comstocka Dibble'a, jego rzadkie rudawe włosy i szczerbę pomiędzy przednimi zębami. I ta maska śmiała się z niego.
Usiadł obok Janey na kanapie.
– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał.
– Co? – Nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
Selden pociągnął wódki.
– Dlaczego wyszłaś z hotelu?
– Ach, o to ci chodzi – powiedziała chłodno. – Tak mi poradziła Wendy Piccolo.
– Co? – Selden nie wierzył własnym uszom.
Janey odwróciła się do niego i odezwała się ciętym tonem, jakby powtarzała mu coś, o czym kiedyś już rozmawiali:
– Wendy Piccolo powiedziała mi, że wcześniej czy później będę musiała wyjść, a ja się z nią zgodziłam.
Selden odstawił szklankę na stolik, mrużąc oczy. Był kompletnie zdezorientowany.
– Nie rozumiem. Widziałaś się z Wendy Piccolo? Kiedy?
– Nie widziałam się z nią – odparła Janey cierpliwie, jak małemu dziecku. – Rozmawiałyśmy przez telefon.
– Zadzwoniła do ciebie – szepnął Selden z niedowierzaniem.
– Tak – powiedziała Janey. – Zadzwoniła. Dzwoni do mnie codziennie.
– Przyjaźnicie się.
– Zgadłeś. – Janey podniosła szklankę do ust. – Zaskoczony? – zapytała z wyrzutem. – Uważasz, że jestem taka okropna, że już nie mogę mieć przyjaciół?
– Po prostu się dziwię – odrzekł Selden potulnie. To już stało się rutyną: rozmowa z Janey zawsze kończyła się tak, że musiał położyć uszy po sobie, żeby uniknąć…
– Więc się nie dziw – ucięła Janey. Wstała i skierowała się do kuchni. Wszystko rozeszłoby się po kościach, gdyby nie dodała: – Nie sądziłam, że będziesz miał coś przeciwko temu. Przecież tak bardzo ją lubisz…
Selden spojrzał w jej twarz, niewyrażającą absolutnie nic poza chęcią wywołania awantury, i zadał sobie boleśnie szczere pytanie: Czy ona w ogóle potrafi pojąć, co zrobiła? Na tę myśl zawrzał w nim dziki gniew. Do tej pory trzymał się w ryzach; nigdy nie pozwolił sobie przy Janey na wybuch złości, nie krzyczał na nią, nie tknął jej nawet palcem, choć raz lub dwa przyszło mu to do głowy. Nie rozpłakał się w jej obecności, choć na to też miał ochotę. Ale teraz nagle przestał panować nad sobą.
– Odczep się od Wendy! – wrzasnął.
Janey cofnęła się o krok, raczej ze zdziwienia niż ze strachu. Selden nie mógł już dłużej powstrzymać słów, które cisnęły mu się na usta. Zaczął krzyczeć:
– Nie widzisz, co teraz ludzie o tobie myślą? Jesteś jak śmiertelny wirus, który zaraża każdego, z kim się zetknie. Zniszczyłaś moją karierę. Przez ciebie jestem pośmiewiskiem całej branży. A ten biedak, Craig Edgers? Przez twoje idiotyczne pomysły nie sprzedał książki Dibble'owi, a teraz Dibble wyleciał z interesu i Craig stracił – z twojej winy! – miliony dolarów.
Zachrypł prawie od krzyku, twarz nabiegła mu krwią, ale mimo to nie milkł.
– Uważasz, że zasłużył sobie na to? Przez całe życie tyrał, żeby coś osiągnąć, a ty ot tak sobie pozbawiłaś go wszystkich szans. Nie myśl, że pozwolę ci teraz dobrać się do Wendy…
Janey dotąd nie powiedziała ani słowa. Selden nie mógł w to uwierzyć: nie próbowała się bronić ani odgryzać, stała tylko, patrząc, jak on się zapluwa. Sprawiała wrażenie, jakby bawił ją ten spektakl pod tytułem „Szalejący mąż"…
A po chwili odwróciła się na pięcie i wyszła z salonu.
Selden wiedział, co teraz nastąpi: Janey pójdzie do łazienki, odkręci krany do oporu i wejdzie do wanny, wiedząc, że może zlekceważyć męża, który siedzi potulnie za drzwiami, wystraszony i skruszony. Zacznie myć swoje cenne ciało, jak się myje figurkę z porcelany, a kiedy wyjdzie, będzie udawać, że nic się nie stało.
Zaczekam, pomyślał Selden z wściekłością. Zaczekam…
Mniej więcej po dziesięciu minutach usłyszał, że Janey zakręciła wodę. Przekradłszy się do sypialni, przyłożył ucho do drzwi łazienki. Po plusku domyślił się, że weszła do wanny.
– Janey! – powiedział stanowczo. – To nie jest brudek, który można spłukać. Rozumiesz? Tego nie da się zmyć pachnącym płynem do kąpieli…
Nie odpowiedziała.
Selden westchnął ciężko i wrócił do salonu.
Gniew, jak zwykle, szybko mu przeszedł, pozostawiając po sobie tylko wielkie wyczerpanie. Selden nie miał usposobienia choleryka. Był twardy w interesach, ale jednak Victor Matrick się nie pomylił: Selden nie potrafił sobie poradzić z taką kobietą jak Janey Wilcox. Opadł na kanapę, ściskając skronie. Zrozumiał, że mimo wszystkiego, co zaszło, nie przestał jej kochać. Nie mógł przestać, bo gdyby kiedyś stwierdził, że jego miłość wygasła, musiałby poddać takiej samej chłodnej, rzeczowej ocenie całe swoje życie i nagle mogłoby się okazać, że to wszystko to jedno wielkie oszustwo…
W sprawach sercowych mężczyźni potrafią być zaskakująco nieskomplikowani. Na całe nieszczęście Selden Rose właśnie taki był. Zakochał się w Janey Wilcox od pierwszego wejrzenia, kiedy tylko usiadła obok niego na bankiecie u Mimi Kilroy. Kochał ją po męsku, z całkowitą determinacją, kochał ją za to, że była, i za to, że nigdy nie mógł zdobyć jej bez reszty. Nie oczekiwał od niej wiele: chciał tylko, żeby i ona choć trochę go kochała, żeby od czasu do czasu robiła to, o co ją prosi, i żeby była dla niego wsparciem. W typowo męski, irracjonalny sposób Selden dał się zaślepić własnym wyobrażeniom na temat miłości. Dalej w nie wierzył i trwał w nadziei, że Janey jednak go kocha. Był święcie przekonany, że miłość pozwoli im pokonać wszelkie trudności. Mężczyzna, który kocha w ten sposób, pozwoli kobiecie na bardzo wiele, co więcej, nawet jeśli ją w końcu znienawidzi lub uzna, że zwariowała, nic nie zdoła go przekonać, że to nie jest prawdziwa miłość.