George nie był zatem zaskoczony, kiedy mniej więcej przed tygodniem Janey złożyła mu wizytę.
– George – zaczęła, usiadłszy na czarnym fotelu Le Corbusier i zsunąwszy futro z ramion, jakby nie spieszyła się do wyjścia. – Sądzę, że wiesz, dlaczego tu przyszłam.
– Sądzę, że wiem – odpowiedział, figlarnie unosząc brwi. – Niech zgadnę… Nie nasyciłaś się mną jeszcze.
– Nie próbuj udawać durnia, George – syknęła. – Może z Mimi to przejdzie, ale nie ze mną.
– Więc Mimi też gra w tym jakąś rolę?
– Mimi gra różne role – odparła zagadkowo.
– Wydawało mi się, że nie rozmawiacie ze sobą?
– Przecież nie rozmawiam teraz z Mimi – powiedziała Janey, kołysząc nogą, która, jak zauważył George, była goła, chociaż na dworze było najwyżej piętnaście stopni. W odkrytych sandałach jej nogi stanowiły wyjątkowo kuszący widok.
– Przyszłaś mnie prosić, żebym zamienił z nią…
– Przyszłam po pieniądze – wypaliła prosto z mostu, wstając z fotela.
– Każdy chce pieniędzy. – George uśmiechnął się sympatycznie. – Zdradzisz mi, w jaki sposób planujesz je zarobić?
– Już je zarobiłam, dobrze o tym wiesz. – Podeszła do jego biurka, opierając dłonie na blacie. Pochyliła się tak, że w głębokim dekolcie swetra widać było cały jej biust. – To ja podsunęłam ci pomysł wykupienia firmy Comstocka. Zasady prowadzenia biznesu mówią jasno, że w takim wypadku jesteś mi winien przynajmniej znaleźne.
George wyprostował się w fotelu i spojrzał na nią uważnie. Janey po raz kolejny zaskoczyła go tym, że nie była wcale taka głupia, na jaką wyglądała. Wielka szkoda, pomyślał. Zamiast kombinować, powinna zająć się czymś wartym zachodu. Wtedy naprawdę mogłaby dojść do czegoś w życiu.
– Nie odmówiłbym ci racji – powiedział, opierając podbródek na dłoniach – gdybym robił z tobą biznes według zwykłych zasad. A konkretnie – wyjaśnił, unosząc brwi – gdybyś zamiast prosić mnie o pomoc w sprawie Comstocka, przyszła do mnie z listem od niego i zasugerowała, że warto by się zainteresować wykupieniem jego firmy…
– Przecież to żadna różnica!
– I tu się mylisz. – George pokiwał dobrotliwie głową. – Nasza umowa miała całkowicie odmienny charakter. Poprosiłaś mnie o małą przysługę. Spełniłem twoją prośbę, a ty odwdzięczyłaś mi się na swój sposób. I na tym, moja droga, nasza znajomość się kończy.
– Zatem nic nie zrobisz? – zapytała ostrym tonem.
– Otóż właśnie – powiedział George, definitywnie kończąc rozmowę. – Nic.
Janey zaczęła gniewnie sapać, mamrocząc coś o tym, że George jest jej coś winien. A George, patrząc na nią, pomyślał, że faktycznie nie ma najmniejszego zamiaru uznawać jej wydumanych roszczeń. Zrobiła swoje, spędził z nią kilka miłych chwil, a teraz należało zerwać wszelkie nici, które wiązały ich ze sobą. W przeciwnym razie nigdy się od niego nie odczepi.,.
Podniósł słuchawkę telefonu, poprosił sekretarkę, żeby go połączyła, i odwrócił się razem z fotelem tyłem do Janey. Kiedy po jakimś czasie spojrzał przez ramię, już jej nie było.
Tak wyglądało jego ostatnie spotkanie z Janey Wilcox. George miał nadzieję, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Oparł łokcie na biurku, myśląc o biednym Seldenie, który dopiero co wyszedł.
Winda zatrzymała się na piętrze, gdzie mieściło się biuro George’a. Drzwi rozsunęły się. Mimi Kilroy Paxton wydała stłumiony okrzyk, całkowicie zaskoczona widokiem Seldena Rose'a.
Odruchowo pomyślała, że Selden przestawia sobą obraz nędzy i rozpaczy. Był niedogolony, jakby brakło mu chęci do codziennej toalety lub też nie miał do niej głowy. Sprawiał wrażenie człowieka, który długo znosił ciosy, lecz w końcu przyznał się do porażki i czeka na śmiertelne pchnięcie, wiedząc, że nie znajdzie już siły, aby je odeprzeć. Mimi najbardziej wstrząsnął jednak wyraz jego oczu, tych brązowych oczu, które do tej pory zawsze lśniły wręcz chłopięcą radością życia. Teraz te oczy były matowe i poszarzałe jak kawałek kartonu pozostawiony na dworze na łaskę wiatru i słoty.
Selden patrzył na nią niewidzącym wzrokiem. Drzwi windy były otwarte, lecz on ani drgnął, jakby tknął go nagły paraliż.
– Selden! – zawołała Mimi.
Słysząc swoje imię, Rose nagle ją spostrzegł i postąpił krok naprzód, żeby się przywitać.
– Cześć, Mimi – powiedział.
Mimi wyszła z windy i ująwszy go pod ramię, pociągnęła w głąb korytarza.
– Selden – w jej głosie brzmiała szczera troska – dobrze się czujesz?
– Całkiem nieźle, zważywszy na okoliczności – odparł zrezygnowanym tonem.
– Musisz mi o tym opowiedzieć – oświadczyła Mimi. – Czuję się w jakiś sposób odpowiedzialna za to wszystko…
– Ty? – Potrząsnął głową. – Przecież nic nie zrobiłaś…
– Przypomnij sobie – upierała się Mimi. – To ja przedstawiłam cię Janey… To ja namawiałam ją do małżeństwa z tobą…
– Sam cię prosiłem, żebyś mnie przedstawiła – zaprotestował Selden. – To miała być przyjacielska przysługa, pamiętasz?
– Więc co teraz zrobisz? – zapytała Mimi łagodnie. Wiedziała to i owo o kłopotliwym położeniu, w którym znalazł się Selden; George usłyszał o tym od któregoś z dyrektorów ze Splatch Verner. Plotka o tym, że Seldenowi Rose'owi polecono rozstać się z własną żoną, zdążyła już rozejść się w wyższych sferach biznesu, nabierając charakteru przypowiastki przestrzegającej przed niebezpiecznymi kobietami.
– Nie wiem, co mam zrobić. – Selden potrząsnął głową. – Janey twierdzi, że jest niewinna, a nikt nie chce jej uwierzyć.
– Co dokładnie ci powiedziała? – zapytała Mimi.
– Że napisała scenariusz… i że George podobno ma coś wspólnego z jej nieszczęściem. Mówi, że to jego wina…
– Wyjaśniła ci, dlaczego tak uważa?
– Nie, oczywiście, że nie. Nie potrafiła też powiedzieć, gdzie podziewa się zaginiony scenariusz. Pewnie zmyśliła to wszystko… – Spojrzał Mimi w oczy błagalnym wzrokiem. – Wszyscy mi mówią, że powinienem się rozwieść.
– Nie możesz tego zrobić! – zawołała Mimi.
– Więc stracę posadę – odparł Selden. – Zaczynam myśleć, że to jedyne wyjście. Wciąż ją kocham.
Mimi przygryzła wargę.
– Rozmawiałeś z George'em?
– Przed chwilą od niego wyszedłem. Nie potrafił mi doradzić, zresztą nie dziwię mu się. To nie jego problem.
– Och, Selden. – Mimi westchnęła, podejmując decyzję, nad którą zastanawiała się od dawna. Obiecywała sobie wyrzucić Janey Wilcox z pamięci, ale mimo to nieustannie o niej myślała. Przeczytawszy z ciężkim sercem ojej straszliwym upokorzeniu w Dingo's, Mimi uznała, że Janey otrzymała już dostateczną karę. Dalsze przedłużanie jej cierpień było jak długi wyrok za drobne przestępstwo; człowiek potraktowany w ten sposób wychodzi z więzienia jako zatwardziały, żądny zemsty kryminalista. Mimi na własnej skórze poznała mściwość Janey i rozumiała już teraz, że im bardziej ludzie będą usiłowali ją stłamsić, tym większe będą jej pretensje. Można było ją zmusić do zejścia ze sceny, ale tylko na krótki czas. Janey była jak obca forma życia zamrożona w lodowcu – z całą pewnością w końcu by powróciła, jeszcze silniejsza niż przedtem. Trudno sobie nawet wyobrazić, do czego wtedy byłaby zdolna.
Mimi doszła do wniosku, że w interesie wszystkich najlepiej będzie, jeśli życie wróci na normalne tory. Rozwód Janey z Seldenem oznaczał katastrofę – kto mógł przewidzieć następny ruch zdesperowanej, rozwścieczonej kobiety? Mimi nagle zrozumiała, że Selden i Janey muszą pozostać razem i kupić dom gdzieś na przedmieściach, w Connecticut. Z dala od pokus sławy, pieniędzy i splendoru, Janey być może przestanie być groźna i stanie się jak zasuszone jabłko, które zostawia się na słońcu na całe miesiące, a potem domalowuje mu się oczy, nos i uśmiech…