Potem przyszło jej do głowy co innego: zaproszenie na ekskluzywną kolację „Vanity Fair" w pewien sposób nobilituje nawet Lafiryndę Roku. Całkiem możliwe, że „znajomość" z Janey Wilcox wkrótce zyska znaczną wartość towarzyską. Niewykluczone było także to, że już niedługo, zamiast krzywić się z niechęcią za sam dźwięk jej nazwiska, znacznie ciekawiej będzie nadmienić: „Znam Janey Wilcox bardzo dobrze, to w porządku dziewczyna".
Mając to wszystko na uwadze, Dodo wyszła z łazienki z mocnym postanowieniem „pogłębienia znajomości".
– Janey… – wychrypiała.
Janey spojrzała na nią z irytacją. Nie mogła uwierzyć, że Dodo wróciła.
– Mogę się przysiąść? – zapytała Dodo, spoglądając znacząco na podręczną walizeczkę, którą Janey położyła na fotelu obok właśnie po to, aby zapobiec takiej ewentualności.
– Jestem trochę zmęczona, ale… – Janey zdjęła walizeczkę z siedzenia i wsunęła ją pod fotel przed sobą. Cóż było robić? Widziała wyraźnie, że Dodo nie da jej spokoju.
– Dzięki. – Dodo usadowiła się. – No więc właśnie… – zaczęła, jakby powracając do przerwanej rozmowy. – Muszę powiedzieć, że naprawdę cię podziwiam. Uważam się za silną osobę, ale ty to masz iście końskie zdrowie. Gdyby o mnie tak ludzie wygadywali… – Roześmiała się. – Pewnie wygadują, tyle że nie otwarcie. Ale przecież – nachyliła się do Janey, tak blisko, że zaleciało od niej alkoholem – gdyby zaczęli obsmarowywać każdą dziewczynę, która zrobi facetowi loda, to zabrakłoby miejsca na prawdziwe informacje, no nie?
Tak ją rozbawił własny żart, że wybuchła gromkim śmiechem, zwracając uwagę dwóch pasażerów pierwszej klasy.
– Pilnujcie własnego nosa! – fuknęła półgłosem.
Janey wzdrygnęła się, żałując, że pozwoliła jej się przysiąść. Źle by się stało, zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdyby zobaczono ją w towarzystwie kogoś takiego jak Dodo Blanchette.
Niemniej jedna wypowiedź Dodo zwróciła jej uwagę.
– Moim zdaniem Selden ośmieszył się tym, jak cię potraktował…
– Proszę? – zapytała Janey.
– No, wiesz. – Dodo zmarszczyła brwi, co miało wyrażać oburzenie. – Podłość i tyle.
Janey zaniemówiła. Czy już cały świat wie o niej wszystko?
– Jesteś bardzo odważna. – Dodo pokręciła głową z podziwem. – Zapowiedziałam Markowi, że jeśli spróbuje kiedyś wykręcić mi taki numer, to go zabiję, jak słowo daję. Albo zapłacę komuś, żeby go załatwił…
Janey poczuła, jak przeszywają nieprzyjemny dreszczyk.
– Markowi…? – zapytała.
– Mark opowiedział mi o wszystkim. – Dodo skrzywiła się z goryczą. – Ale przecież właściwie nie było powodu trzymać tego w tajemnicy. W Splatch Verner wiedzą o tym prawie wszyscy…
W głowie Janey zaczął wyć alarm.
– To obrzydliwe, że firma może bezkarnie wymuszać coś takiego na pracownikach – powiedziała Dodo. – Wiele to mówi o współczesnym amerykańskim biznesie… Moim zdaniem masz już Seldena z głowy. To samo powiedziałam Markowi. – Dodo zakończyła wypowiedź uśmiechem pełnym współczucia.
Janey opadła na oparcie fotela zupełnie oszołomiona.
– Możesz mi wierzyć – zapewniła – że wyglądało to zupełnie inaczej. Selden błagał, żebym z nim została…
– Nieważne, mam nadzieję, że nie popuścisz skurwielowi! – warknęła Dodo zajadle.
– Nigdy w życiu. – Janey pokręciła głową. Gdyby tylko Dodo już sobie poszła… Nie mogła zebrać przy niej myśli… Widząc przechodzącą stewardesę, Janey spojrzała na nią błagalnie. Kobieta momentalnie zrozumiała, o co chodzi.
– Przepraszam panią – powiedziała, pochylając się nad Dodo – ale niedługo lądujemy. Musi pani wrócić na swoje miejsce, jeśli nie siedzi pani w pierwszej klasie…
Dodo wstała i zniknęła za niebieską zasłoną oddzielającą przedziały klasy pierwszej i biznesowej, zdążywszy jeszcze wściekłym spojrzeniem dać stewardesie do zrozumienia, co o niej myśli.
Jasna cholera! I po co mi to było, pomyślała Janey. Kiedy tylko samolot wyląduje, Dodo zabierze się do rozpowszechniania całej historii, oczywiście wzbogaconej informacją, że osobiście usłyszała o wszystkim od samej Janey w samolocie. Dowie się o tym zarówno Nowy Jork, jak i Los Angeles, ale do publicznej wiadomości znów trafi nieprawdziwa wersja wydarzeń, bo jeśli chodzi o Janey, to była ona zdania, że to nie Selden rozstał się z nią, tylko ona z nim. Teraz jednak, kiedy wyjechała z Nowego Jorku, wszyscy oczywiście pomyślą, że Selden rzucił ją, żeby nie stracić pracy. I jak ona będzie wyglądać? Są ludzie, którzy mają więcej szacunku dla swoich psów…
Cóż, pomyślała gorzko, jeszcze jedna fałszywa opinia na jej temat, którą przyszłość będzie musiała skorygować, ale teraz przynajmniej istniała szansa zapewnienia sobie tej przyszłości. Już jutro wieczorem na przyjęciu „Vanity Fair" Janey zabierze się do dzieła. Wyciągnęła swoją walizeczkę spod siedzenia i położywszy ją na fotelu obok, nacisnęła zamek.
Pudełko leżało na samym wierzchu. Jakby szukając potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze, Janey wyjęła z niego swoje zaproszenie. Nawet jeden róg nie był zagięty; bilecik wyglądał jak spod igły. Janey obiecała sobie, że nigdy go nie wyrzuci. Kiedy już będzie po bankiecie, zachowa to zaproszenie na całe życie, jak talizman, którym przecież faktycznie było.
Janey widziała w tym zaproszeniu zrządzenie boskiej opatrzności, ponieważ dzień, w którym je otrzymała, był dla niej dniem najczarniejszej rozpaczy. Poranny „New York Post" krzyczał nagłówkami: MODELOWA PROSTYTUTKA BEZ PRACY! – a artykuł z pierwszej strony donosił, że firma Victoria's Secret nie przedłuży kontraktu z Janey Wilcox. Jej miejsce zajął młodszy i widać mniej kontrowersyjny prototyp: hoża dwudziestodwulatka rodem ze środkowego zachodu. Ale to i tak było nic w porównaniu z komentarzem, który wygłosił na ten temat rzecznik Janey, Jerry Grabaw.
– Janey bardzo podobała się praca w Victoria's Secret, ale chyba już czas poświęcić się innym projektom – oświadczył i dodał: – Janey Wilcox to twarda zawodniczka.
Można było się spodziewać, że firma nie przedłuży kontraktu. Janey prawie się już z tym pogodziła, ale ostatnie słowa Jerry'ego ją dobiły. Twarda zawodniczka! Nie znosiła tego wyrażenia. Twardy zawodnik to ktoś, kto pnie się w górę mozolnie, walcząc o każdy szczebel, ktoś, kto zawsze jest na granicy porażki. Nie takie było jej mniemanie o sobie. Od chwili zejścia z jachtu Raszida Janey uważała się za zwyciężczynię. A zwycięzca w istotny sposób różni się od twardziela. Dla niego sukces jest czymś naturalnym. Z jakiegoś powodu przecież każdy chciałby poznać zwycięzcę, podczas gdy twardzi zawodnicy nie interesują nikogo…
To jedno określenie doprowadziło Janey do takiej furii, że zdecydowała się pójść do George'a i w końcu wyłożyć karty na stół. Spotkanie co prawda nie przebiegło zgodnie z jej planem, jednak trudno było się temu dziwić: George lubił udawać wszechpotężnego, ale kiedy przychodziło co do czego, okazywał się kompletnie nieprzydatny, tak jak Selden. Janey pluła sobie w brodę, że nie zrozumiała tego wcześniej, zanim poświęciła się i zrobiła mu dobrze. Praktycznie rzecz biorąc, facet był impotentem: dobre dziesięć minut zajęło jej doprowadzenie jego sflaczałego członka do stanu choćby trochę przypominającego erekcję…
Janey wróciła od George'a przygnębiona jak nigdy. Usiadła, zrobiła sobie drinka i pogrążyła się w czarnych myślach. Wpadła w taką depresję, że ni stąd, ni zowąd przyszło jej do głowy samobójstwo. I w tej właśnie chwili usłyszała dzwonek z recepcji…
Zaproszenie doręczył specjalny kurier wysłany z biura samego redaktora naczelnego „Vanity Fair". Janey nie była do końca zaskoczona, choć spadło to na nią całkiem niespodziewanie. Ani przez chwilę nie przestała wierzyć, że wydarzy się coś wielkiego, że jakimś cudem zostanie uratowana z tej opresji – zawsze tak było w jej życiu i teraz także musiało się to powtórzyć. Zastanawiała się co prawda, kiedy już rozdarła kopertę i zobaczyła, co w niej było, dlaczego ten zaszczyt spotyka osobę, do której nie przyznaje się połowa Nowego Jorku. Jednak bardzo szybko wyjaśniła sobie tę zagadkę: redaktorzy „Vanity Fair" po prostu wiedzą, że Janey jest gwiazdą i być może planują duży artykuł na jej temat. Możliwe nawet, że umieszczą jej zdjęcie na okładce. Czemu nie? Przecież dla wszystkich chyba jest już jasne, że ludzie pożerają wszelkie informacje o Janey Wilcox…