Selden Rose był typowym pistoletem ze Splatch Verner. Nie wyróżniał się ani ubiorem, ani manierami. Swój gust chciał wyrazić w jeden tylko sposób: poprzez wybór drugiej żony.
Wielu jego kolegów na kierowniczych stanowiskach, którzy tak jak on byli po czterdziestce, niedawno ożeniło się po raz drugi. Wymienili swoje pierwsze żony (były to przeważnie atrakcyjne kobiety o rok lub dwa młodsze od nich, wykonujące poważne zawody, tak jak była żona Seldena – prawniczka) na kobiety bardziej godne pożądania i młodsze od nich o dziesięć lub piętnaście lat. Dyrektor działu reklamy ożenił się z primabaleriną American Ballet Theatre, niewysoką, ciemnowłosą i tajemniczo małomówną dziewczyną o wielkich oczach. Dyrektor kablówki poślubił rosyjską pianistkę, szczycącą się tym, że pochodziła w prostej linii od Romanowów. Inni dyrektorzy wybierali sobie a to pochodzącą z Chin absolwentkę Harvardu, która była geniuszem komputerowym, a to republikańską dziennikarkę, prowadzącą własny magazyn polityczny w CNN, a to projektantkę mody. Janey Wilcox byłaby gwiazdą tej listy, a cała firma zazdrościłaby Seldenowi, który w myślach przyczepił jej już tabliczkę: „Modelka o międzynarodowej sławie".
Selden zaparkował samochód na trawie i wysiadł, poprawiając przepisane przez lekarza okulary przeciwsłoneczne. Zwykle po zaparkowaniu stawiał dach i zamykał wóz na klucz, ale w tej chwili czuł się zupełnie beztroski. Janey Wilcox sprawiła mu miłą niespodziankę na bankiecie – nie okazała się tak głupia, jak się obawiał i jak mu opowiadano. Dostrzegł uczuciową, subtelną istotę za, jak sam to nazwał, „twardym murem cynizmu". Jak wielu mężczyzn, którym brak prawdziwego doświadczenia z kobietami i którzy z tego powodu nie potrafią ich zrozumieć, Selden nie mógł sobie wyobrazić, że piękna kobieta może się okazać zdzirą. Nie przyjąłby też do wiadomości, że może się nie podobać kobiecie. Kąśliwe uwagi Janey przypisywał jej defensywnemu charakterowi; dziewczyna z natury miła, wykorzystywana przez facetów „gorszych od niego", musi prędzej czy później nauczyć się ostrożności. Podejrzewał, że Janey Wilcox nie zaznała w życiu prawdziwej miłości oraz że nigdy nie była w „zdrowym" związku (przynajmniej co do tego się nie mylił). Widział w niej istotę potrzebującą pomocy.
Selden Rose lubił myśleć o sobie jako o typie rycerza. Idąc w kierunku sektora dla VIP-ów, zaczął się martwić, że na bankiecie u Mimi nie pokazał się z najlepszej strony. Wszystko przez te nerwy, pocieszył się, zadowolony, że jest jeszcze zdolny do denerwowania się z powodu kobiety. Rozwiódł się dwa lata temu; od tego czasu miał u boku niejedną piękność, ale były to raczej typowe laleczki z Los Angeles, których uroda przypominała garnitur prosto ze sklepu.
Janey Wilcox była inna. Jej piękne ciało stanowiło jedność z wybitną osobowością.
Podając nazwisko hostessie, Selden Rose postanowił, że dziś postara się wywrzeć właściwe wrażenie. Naczelna zasada firmy Splatch Verner brzmiała: „Dotrzeć do wyjątkowego zjawiska i sprzątnąć je innym sprzed nosa". Selden miał zamiar zastosować ją również w stosunku do Janey. Nie martwił się tym, że żaden mężczyzna nie docenił jeszcze jej uroku, ale wiedział, że kiedy tylko pojawi się jeden kandydat, na konkurencję nie trzeba będzie długo czekać. Zdecydował, że trzeba uderzyć szybko i zdobyć upragnione trofeum jeszcze przed końcem lata.
Hostessa znalazła jego nazwisko na liście gości i nie okazując mu większego zainteresowania, odpięła aksamitną linę zagradzającą wejście. Na drodze do pobliskiego namiotu stało siedmiu lub ośmiu fotografów. Selden zamierzał prześlizgnąć się obok nich, ale zauważył Comstocka Dibble'a, pozującego do zdjęć z miną wyrażającą jednocześnie zadowolenie i znudzenie. Comstock obejmował mocno w talii wysoką, ciemnowłosą kobietę, ukazującą w uśmiechu długie, mięsiste dziąsła. Selden rozpoznał narzeczoną Dibble'a, którą spotkał kiedyś na przyjęciu. Śmieszył go ten związek z Mauve Binchely, która prawdopodobnie była starsza od swojego narzeczonego; pomyślał sobie, że Comstock traci wigor.
I nic dziwnego. Comstock Dibble, w mniemaniu Rose'a, był indywidualistą, któremu zupełnie niezasłużenie się powiodło i dlatego uważał, że może działać na własną rękę. To było dobre dwadzieścia, trzydzieści lat temu; w obecnych czasach, kiedy dochody szły w miliardy dolarów, niepohamowany temperament Dibble'a zaczął budzić nieufność. Selden nigdy za nim nie przepadał i podejrzewał, że wkrótce zajdzie potrzeba ukrócenia jego swobody. Ale ponieważ działali w tej samej branży i znali się od lat, klepnął go poufale po plecach i wyciągnął do niego rękę:
– Witaj, Comstock – rzekł z sympatią w głosie.
Comstock się odwrócił. Spojrzenie jego małych, podkrążonych oczu zdradzało, że spodziewał się natręta, zawracającego mu głowę. Selden nie mógł stwierdzić, czy Dibble ucieszył się na jego widok; uznał, że raczej nie.
– Selden Rose. – Comstock zawiesił głos na krótką chwilę. – Co tutaj robisz?
– Zdaje się, że to samo co ty – odparł Selden. – Przyszedłem pooglądać koniki.
– Myślisz, że o to tutaj chodzi? – Comstock wyraźnie chciał zbić Rose'a z tropu, udając dobrze poinformowanego.
– Tak słyszałem – padła odpowiedź.
– Chcesz się wkręcić do towarzystwa – rzekł Dibble z ledwo ukrywaną dezaprobatą.
– Przepraszam – przerwał im jeden z fotografów. – Czy można zrobić panom zdjęcie?
– Dziękujemy. – Selden odprawił go z kwitkiem. Z tą samą wszechwiedzącą manierą co wcześniej Comstock odpowiedział: – Niektórzy z nas przedkładają uznanie sobie równych nad podziw szerokiej publiczności.
Uwaga ta, choć rzucona żartobliwym, swobodnym tonem, była celna; Comstock spojrzał na Seldena gniewnym wzrokiem. Prawda była taka, że pani Dibble bardzo lubiła pokazywać zdjęcia Comstocka swoim znajomym. Rozpierała ją wtedy wielka duma, a wszyscy uważali ich niemalże za rodzinę królewską, jakby ona była Królową Matką, a on księciem Karolem. Ale Selden Rose, ten dyrektorzyna, nigdy by tego nie zrozumiał.
Patrzył przez chwilę, jak Selden znika w tłumie zgrzanych ludzi, ale Mauve szybko sprowadziła go na ziemię, ciągnąc za rękaw koszuli. Spojrzał wymownie na fotografów, dając im jednoznacznie do zrozumienia, że to już koniec zdjęć. Jego niechęć do Seldena Rose'a w tym momencie okrzepła w twardą, granitową bryłę nienawiści.
Ileż tutaj sekretów, pomyślała Mimi, patrząc na ludzi siedzących przy stole. Cóż, ona sama też miała kilka rzeczy do ukrycia. Tylko Selden otwarcie demonstrował swoje uczucia: nadskakiwał Janey, czarując manierami, wciąż dolewał jej szampana i starał się wciągnąć ją w rozmowę na temat jej kariery modelki.
Siedzieli w piątkę: Mimi, Janey, Selden, Mauve i Comstock, przy najlepszym stoliku w namiocie dla VIP-ów, stojącym w rogu namiotu, gdzie dochodził lekki powiew wiatru. Mieli tam pod ręką plastikowe wiaderko z butelką szampana Veuve Clicquot, a do tego kanapki przygotowane przez skandalicznie drogą firmę cateringową „Chleby i ryby" („Chłopy i dupy", pomyślała Mimi; takie żarty były w jej guście), ale jakoś nikt się dobrze nie bawił. Atmosfera była ciężka jak upał na zewnątrz, a towarzystwo raczej przygnębione. Niemniej Mimi podobało się przedstawienie odgrywane przy tym stole.