– Dzieci nie mogą przesiadywać na słońcu, Mimi – powiedziała ostro. Usłyszawszy własny głos, zorientowała się, że jest zdenerwowana i że powodem tego jest zachowanie Mimi w stosunku do Ziziego. Łowiąc spojrzenie Mimi w wielkim lustrze wiszącym nad kominkiem, postanowiła porozmawiać z nią o tym. Nie mogła dłużej z tym zwlekać. Gdyby tylko George zechciał wyjść…
Mimi miała wyrzuty sumienia, ale ponieważ była, jaka była, po prostu zmieniła temat.
– George, obiecasz mi, że będziesz miły dla Comstocka, kiedy przyjdzie do nas z Mauve na obiad? – zapytała.
George przewrócił oczami i mrugnął do Janey. Widać było, że żona go bawi. Janey wiedziała też, że uwielbia się z nią przekomarzać.
– To zależy, co według ciebie znaczy „miły". Jeśli nie każesz mi z nim spać…
– Och, George! – przerwała mu Mimi, a on wybuchnął piskliwym śmiechem; najwidoczniej uważał się za mistrza dowcipu. Spojrzał na Janey, jakby chciał, żeby to potwierdziła. Janey uśmiechnęła się słabo.
– Nie przepadasz za Comstockiem – powiedziała.
– Prawdę mówiąc, nie znoszę typa – odrzekł George, obserwując Mimi – ale żona upiera się, żeby go zaprosić.
– Nie upieram się – zaprotestowała Mimi. – Tak się robi. To narzeczony Mauve, dlatego nie można go unikać.
George zmrużył oczy, wskutek czego jego zwykle pospolita twarz nabrała nagle wyrazu koncentracji.
– Stąpasz po kruchym lodzie, Mimi – powiedział tonem ostrzeżenia.
Mimi żachnęła się.
– Daj spokój, George. Raz z tobą wygrał w interesach, a ty od razu…
– Nie o to chodzi, że wygrał. – Głos George'a był zimny jak stal. – Okantował mnie jak z nut. A teraz mam go przyjąć w domu?
– To było dawno temu – ucięła Mimi.
– Tak samo jak Oświęcim – odparował George.
Mimi podeszła do niego. Kiedy rzucano jej wyzwanie, potrafiła być straszliwie arogancka; jej ton był wtedy tak zimny i lekceważący, jakby to była ostatnia jej rozmowa z delikwentem. I to skutkowało. Janey próbowała się tego nauczyć, nie wiedziała tylko, dlaczego Mimi tak zależy na kłótni z George'em akurat w tym momencie.
– Proszę pana – powiedziała groźnym głosem, obliczonym na zastraszenie rozmówcy – ludzie dobrze wychowani nie postępują w ten sposób. Dla nas interesy i przyjaźń to dwie zupełnie różne rzeczy. Gdyby było inaczej, każdy bałby się odezwać. Poza tym – dodała – jestem pewna, że dostaniesz jeszcze szansę, żeby odegrać się na Comstocku, a wtedy zostaniecie najlepszymi przyjaciółmi.
George uniósł brwi. Mówka żony nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
– Przyjaciel – powiedział – to ktoś, z kim można robić interesy.
– Zgoda. Nie chciałabym jednak wybierać sobie przyjaciół spośród twoich wspólników. Umarłabym chyba z nudów. – Te słowa miały zakończyć rozmowę.
Nastąpił impas. Mimi i George zamilkli i tylko patrzyli na siebie. Janey usłyszała, jak gdzieś w oddali dzwoni telefon, który odbiera pokojówka. Postanowiła skorzystać z okazji, żeby się stąd wyrwać.
– Chyba muszę już…
– O nie, Janey. – Mimi odwróciła się do niej, a na jej twarzy zakwitł przerażający uśmiech. – Chcę z tobą porozmawiać.
Do pokoju weszła pokojówka ubrana w strój w kolorach szarości i bieli.
– Telefon do pani Paxton.
– Dziękuję, Gerdo – rzekła Mimi z wdziękiem. – Zaraz wracam. George, nie pozwól Janey odejść.
– Obawiam się, że to był rozkaz – odezwał się George, kiedy Mimi już wyszła.
Janey westchnęła, opadając na oparcie białego fotela obitego jedwabiem. George miał rację – kiedy Mimi mówiła takim tonem, nie sposób było się jej sprzeciwić. Jakie to irytujące, pomyślała, że ludzie bogaci od urodzenia zawsze uważają, że każdy – a zwłaszcza ci, którzy nie są bogaci – będzie słuchał ich rozkazów. Jej myśli krążyły jednak głównie wokół Ziziego. Czyjego obojętność była udawana, czy może naprawdę mu na niej nie zależy?
George nagle wstał, przeszedł przez pokój i usiadł na brzegu kanapy stojącej obok jej fotela. Janey uniosła brwi w niemym zapytaniu o powód tej zmiany. Nie czuła się z nim swobodnie sam na sam – przy żonie zachowywał się bez zarzutu, ale raz lub dwa razy zdarzyło się, że Mimi zostawiła ich samych na chwilę. Janey musiała z nim wtedy rozmawiać i odniosła wrażenie, że w jego mniemaniu wystarczy jedno jego słowo, a ona wskoczy mu do łóżka, jakby tylko na to czekała. Nie musiał nic mówić: zdradzał to jego wzrok, bezwstydnie prześlizgujący się po jej biuście. Z drugiej strony Janey miała wprawę: przez całe życie musiała radzić sobie z mężczyznami pokroju George'a Paxtona. Nie starając się ukryć znudzenia, zapytała:
– Co słychać, George?
– Podobno często się spotykasz z moim kumplem Seldenem. – George zawsze starał się sprowadzić rozmowę na temat seksu, jakby miał nadzieję przejść od słów do czynów.
– Sądzę, że ty widujesz go równie często – odparowała Janey.
– Nie dałaś mu się jeszcze złapać, jak widzę. – George uśmiechnął się znacząco.
– Nie jest powiedziane, że w ogóle dam się złapać.
– Selden to stary babiarz. – George pociągnął łyk szkockiej ze swojej szklanki i założył nogę na nogę w taki sposób, żeby uwydatnić krocze. – I zwykle dostaje to, czego chce. – Rozsiadł się wygodnie na kanapie, rzucając okiem na wiszący na przeciwległej ścianie obraz pędzla Davida Salle'a, przedstawiający arlekiny. – Śmiesznie sobie przypomnieć, jaki był kiedyś. Cholera! W szkole średniej robił tylko dwie rzeczy: wrzucał kwas i grał w tenisa. Nie do wiary, że udało mu się zajść tak wysoko, skoro pół życia spędził na haju.
– Selden Rose brał kwas? – Janey roześmiała się z niedowierzaniem.
– A kiedy był trzeźwy, dymał cheerleaderki. – George uniósł szklankę do ust. – Ale najlepsze jest… Wiesz, w jaki sposób dostał się na Harvardu?
Janey nie chciała tego słuchać.
– Pójdę do Mimi – mruknęła, wstając.
– Poczekaj. – George złapał ją za rękę. Rzuciła mu gniewne spojrzenie, a on natychmiast się roześmiał, próbując zatrzeć gafę. – To i tak nic nie da; Mimi nie skończy szybciej. Poza tym tak rzadko mamy okazję porozmawiać… w cztery oczy – dodał i, jak było do przewidzenia, wbił wzrok w jej dekolt. – W każdym razie mogłabyś mi opowiedzieć trochę o swojej pracy.
– O pracy? Jestem modelką – zadrwiła. – A poza tym w tym sezonie nie pracuję. – Pod udawanym sarkazmem kryły się jednak wyrzuty sumienia. Nie chciała zmarnować połowy lata; planowała przeczytać wszystkie dobre książki, a może nawet dokończyć swój scenariusz (dzięki Bogu, Comstock więcej już o niego nie zapytał). W każdym razie jej kariera miała się rozwijać. Ale czas mijał, a ona była ciągle zajęta bzdurami…
Dokładnie w tym momencie George odezwał się, jakby czytał w jej myślach:
– Obejrzałem dokładnie tę reklamówkę, w której zagrałaś. Uważam, że masz prawdziwy talent. A pamiętaj, że zbiłem fortunę dzięki temu, że mam nosa do ludzi, jak do dobrych koni.
– Naprawdę tak uważasz? – Zaśmiała się lekceważąco. Przyjrzała mu się bacznie, starając się odgadnąć, czy mówił poważnie, czy tylko chciał ją w ten sposób zaciągnąć do łóżka. A jednak pochlebiło jej uznanie George'a – zawsze tak się działo, kiedy ktoś dostrzegał w niej coś więcej niż tylko urodę.
– No cóż – powiedziała z namysłem, przesuwając palcami po poręczy fotela – wydaje mi się, że sprawdziłabym się jako producentka. – Nigdy dotąd o tym nie myślała, ale nagle przyszło jej to do głowy. Podobał jej się ten pomysł – producent to już jest ktoś.