Выбрать главу

– Jak Selden. – George potarł dłonią o udo.

– Niezupełnie – odparła Janey. Nie miała zielonego pojęcia, o czym mówi, ale zaczynała się zapalać do tego projektu. – Robiłabym niskobudżetówki, takie, które naprawdę by mi się podobały, które trafiałyby do amerykańskiego odbiorcy…

– Myślisz, że na tym da się zarobić? – zapytał George. Rozruszał się trochę – jego oczy, Janey mogła przysiąc, błyszczały z zaciekawienia.

– Czemu nie? – zastanowiła się. – W końcu żeby zarobić pieniądze, produkt musi być dobry. Musi to być coś, czego widzowie potrzebują.

– Miałem plany, żeby wejść w przemysł filmowy… – zaczął George, ale zamilkł, słysząc stukot obcasów Mimi na marmurowej posadzce.

– Nie uwierzycie, kto dzwonił! – Mimi wpadła do pokoju. – Roditzy Deardrum! Chce, żebym zapłaciła jej za zniszczony but!

Na dźwięk tego nazwiska Janey przypomniała sobie popołudniowe wydarzenia. Zmarszczyła brwi, obiecując sobie solennie, że porozmawia z Mimi o Zizim.

– Naprawdę muszę już iść. – Wydawało jej się, że tylko w ten sposób zdoła skłonić Mimi do rozmowy w cztery oczy.

– Ale pożegnasz się z chłopcami? – zapytała Mimi, stając się nagle troskliwą macochą.

– Jasne – odpowiedziała Janey, wstając. Przed wyjściem musiała jeszcze dopełnić obowiązku pocałowania George'a w policzek.

– Pamiętaj o naszej rozmowie – szepnął, kiedy pochyliła się nad nim. – Zadzwoń, jeśli wpadną ci do głowy jakieś pomysły.

Mimi wyglądała na ogromnie czymś podekscytowaną.

– Nie idźmy jeszcze do chłopców – zaproponowała, kiedy weszły na długie schody wejściowe. – Muszę ci coś powiedzieć.

Janey udała się za nią do głównej sypialni. Szły długim korytarzem, w którym wisiały oprawione w ramy ręcznie malowane litografie Curriera i Ives'a przedstawiające konie wyścigowe. Na ich widok Janey nabrała pewności, że owo „coś" ma związek z Zizim. Jego imię, niewypowiedziane, wibrowało w powietrzu. Jak podlotek nagle wyobraziła sobie, że Zizi zakochał się w niej i zwierzył się z tego Mimi, prosząc ją, żeby zechciała być jego pośredniczką…

Sypialnia Mimi i George'a była olbrzymia. Stało w niej szerokie łoże z baldachimem, a przeszklone drzwi balkonowe prowadziły na taras ocieniony płóciennym daszkiem w zielone pasy. Na biało lakierowanym wiklinowym stoliku stał porcelanowy dzbanek do herbaty i taca z kanapkami z łososiem i ogórkiem; Mimi, szeroko słynąca ze swojej gościnności, wydała polecenie, że w jej domu o każdej porze dnia musi się znaleźć jakaś smakowita przekąska dla gości. Gospodyni usiadła, podniosła dzbanek smukłą dłonią i zalała herbatę wrzątkiem. Widać jednak było, że nie chce jej pić i robi to raczej z przyzwyczajenia. Jej oczy lśniły przewrotnym zadowoleniem, jakby zrobiła coś złego i chciała się tym pochwalić. Odezwała się wyjątkowo poufałym tonem, jakby oprócz Janey nie miała bliższej osoby na całym świecie:

– Kochana, obawiam się, że zrobiłam straszną rzecz…

Janey podeszła do balustrady i popatrzyła na morze. Zapadał już wieczór, wszędzie panował spokój, ale od plaży nadpływało jeszcze kusząco ciepłe powietrze. Stanęła naprzeciwko Mimi, postanawiając w końcu wyjawić jej swoje uczucia do Ziziego. Zaczęła bez ogródek:

– Wiem, że przyjaźnisz się z Zizim… – Przerwała, widząc spłoszony wyraz twarzy Mimi. Nie spodziewała się zobaczyć u niej wyrzutów sumienia.

– Janey, obiecaj, że się nie pogniewasz – poprosiła Mimi. – Miałam ci powiedzieć o tym wcześniej, ale skąd mogłam wiedzieć, co się wydarzy? Nie chciałam cię w to mieszać. Wiem jednak, że ty jedna potrafisz mnie zrozumieć…

Nagle Janey poczuła te same mdłości, których już raz dziś doświadczyła. Zapytała, spodziewając się, jaka będzie odpowiedź:

– Zrozumieć? Co mam zrozumieć?

Na twarzy Mimi znać było zakłopotanie.

– Myślałam, że się domyślisz… Że na pewno już wiesz… Mam romans z Zizim. Od trzech tygodni.

Potwierdzenie jej podejrzeń było jak ciężki cios; Janey przez chwilę nie mogła wykrztusić ani słowa. Potem powoli dotarł do niej szum fal bijących o brzeg, a spojrzawszy na Mimi, zauważyła, że drży ona z podniecenia, ale też niepokoi się trochę. Należało jakoś zareagować; Janey odrzuciła włosy na plecy i roześmiała się chłodno:

– Oczywiście, że o tym wiedziałam. Przecież to widać.

– Naprawdę? – Mimi była przerażona.

– Ja w każdym razie to widzę. – Janey ponownie się zaśmiała. – Ale nie zapominaj, jak dobrze cię znam. – Z przyjemnością pozwoliła sobie na ironiczny ton. Nie znała przecież Mimi ani trochę, a już na pewno nie spodziewała się po niej takiej perfidii.

– Janey! – wykrzyknęła Mimi zaskoczona. – Jesteś na mnie zła.

Janey była zła – prawdę mówiąc, była wściekła – ale nie zamierzała dać Mimi kolejnej satysfakcji.

– Nie wygłupiaj się – odparła zupełnie spokojnie. – Kiedy to się zaczęło? Na tym meczu polo? – zapytała, żeby odwrócić uwagę od swoich emocji, myśląc jednocześnie, jaka była głupia, wyciągając tam Mimi. Mimi zaś, która głęboko przeżywała swój gorący romans, spojrzała na nią z ulgą.

– Podobał mi się, jak wszystkim – przyznała – ale nie miałam pojęcia, że coś do mnie czuje. Po meczu ty pojechałaś z Seldenem na przejażdżkę jego wozem, a Zizi i ja umówiliśmy się na konie następnego dnia. Dlatego nie zaprosiłam cię nigdy do szkółki jeździeckiej… I tam wszedł za mną do boksu i pocałował…

Janey oparła się ciężko o balustradę. Przez chwilę myślała, że zwymiotuje. Dlaczego dała się namówić Seldenowi na jazdę tym jego jaguarem? Tą jedną głupią decyzją pchnęła Mimi w ramiona Ziziego – ale czy mogła żywić choćby cień podejrzenia, że ona mu się podoba? Zranione uczucia spowodowały, że Janey całą winą obarczyła Ziziego. A to żigolak! Najgorszy rodzaj: łowca bogatych mężatek! Już pewnie zdążył wyciągnąć od niej pieniądze… Całe szczęście, że Janey się z nim nie zadała. Z wysiłkiem przybrała minę pełną bolesnej troski:

– Mimi – powiedziała – to chyba nie jest najlepszy pomysł…

– Oczywiście – prychnęła Mimi. – To bardzo zły pomysł. Ale już za późno. Sama wiesz, jaki to cudowny człowiek… Szaleję za nim… – Kruszyła w palcach kanapki, nie wiedząc nawet o tym. – A najgorsze jest to, że on też mnie kocha. Tak mówi.

Kolejny cios. Janey pogodziłaby się z tym, że Zizi sypia z Mimi dla pieniędzy, ale że ją kocha – tego znieść nie mogła.

– A George? – syknęła.

To pytanie sprowadziło Mimi na ziemię. Zgarnęła okruchy kanapki na serwetkę i zapytała:

– Jak to?

– Jesteś jego żoną.

Mimi spojrzała na nią gniewnie, wyzywająco, jakby nagle dostrzegła w Janey wroga.

– I co z tego? – Lekko wzruszyła ramionami. – Dziwią mnie te twoje małomiasteczkowe skrupuły. Nie spodziewałam się, że w sprawach romansów z mężczyznami masz takie ciasne poglądy.

Powiało chłodem. Milczały; ich znajomość osiągnęła punkt zwrotny. Janey miała dwa wyjścia: zaakceptuje przygodę Mimi z Zizim i pozostanie jej przyjaciółką albo ją potępi – a wtedy straci wszystko.

Mimi wrzuciła do filiżanki dwie kostki cukru. Przez chwilę Janey czuła, że jej nienawidzi. W całej historii swoich podbojów miłosnych ani razu dotąd nie oddała faceta innej kobiecie. Ale Mimi nie była po prostu „inną kobietą". Była z tych, które zawsze biorą to, co chcą. Robiła tak przez całe życie, bo miała pieniądze. Ten przywilej miała od urodzenia. Była do niego przyzwyczajona jak modna kobieta do markowych ubrań. Mimi nie obchodziło, co sądzi Janey – zerwie z nią znajomość, ale nie wypuści z rąk Ziziego. I znów zaczną się szepty, a Janey będzie od początku dobijać się do drzwi tego zamkniętego świata…