Выбрать главу

Przeszłam wzdłuż skalnego ogródka do drewnianej furtki z boku domu. Rozejrzałam się na boki i nacisnęłam klamkę, która z łatwością ustąpiła. Czując się trochę nieswojo, wśliznęłam się za furtkę i ruszyłam wzdłuż bocznej ściany domu. Zauważyłam dwa okna, oba ze szczelnie zaciągniętymi zasłonami. Trzymając się blisko ściany, dotarłam do ogródka za domem. Były tu skalniaki, niewielkie patio i mały basen. Na patio leżało kilka psich zabawek. Żadna z tych rzeczy nie pachniała samobójstwem. Ani wystrzałem z broni.

Tylna ściana domu obwiedziona była niskim żywopłotem i przecięta szklaną taflą przesuwnych drzwi. Nareszcie. Żadnych zasłon. Drzwi prowadziły do kuchni i pokoju wypoczynkowego; oba pomieszczenia były nieskazitelnie czyste i wypełnione meblami typowym dla domu na przedmieściu. Wszędzie królowały kwiaty, perkal i mnóstwo jasnej dębiny. Znowu ogarnęły mnie wątpliwości, czy to aby na pewno właściwy dom. Nie mogłam uwierzyć, że mieszkały tu showgirl i drag queen samobójca. Już miałam sprawdzić czy mieszkańcy przedmieść zamykają tylne drzwi, kiedy do pokoju wszedł mężczyzna. (Nie wstydzę się przyznać, że cholernie mnie tym wystraszył).

Szybko zanurkowałam za żywopłot.

Mężczyzna był niski, z krótko przyciętą koroną brązowych włosów, okalającą łysy czubek głowy. Ubrany był w golf, sztruksy i mokasyny z frędzelkami. Albo był gejem, albo powinien powiedzieć matce, żeby przestała go ubierać. Byłam za daleko, żeby widzieć jego oczy, ale wyglądało na to, że płacze. Ocierał dłońmi policzki, a jego klatka piersiowa gwałtownie unosiła się t opadała.

Dwie sekundy później do pokoju weszła wysoka, rudowłosa kobieta. Serce zaczęło mi szybciej bić. Lola.

Przesunęłam się wzdłuż żywopłotu, kiedy mężczyzna wszedł do kuchni. Lola poszła za nim. Nadal nie mogłam zobaczyć jej twarzy (była tyłem do mnie), ale zauważyłam, że ma na sobie te same ciuchy co wczoraj wieczorem. Wymachiwała rękami na Pana Golfika, który ukrył twarz w dłoniach i znowu zaczął płakać. A potem sam zaczął wymachiwać rękami.

Wyglądało na to, że się o coś kłócą, ale trudno było stwierdzić, kto wygrywa. Pan Golfik przestał płakać i teraz porządnie wrzeszczał na Lolę. Przybliżyłam się trochę do drzwi, żeby usłyszeć, co mówią. Nic z tego. Grube szkło nie tylko doskonale izoluje od upału, ale także od wścibskich, dawno niewidzianych córek. Jedyne co słyszałam, to stłumione dźwięki podniesionych głosów.

Przysuwałam się coraz bliżej drzwi, w nadziei, że uda mi się zobaczyć twarz Loli. Byłam tak bardzo pochłonięta tym, co dzieje się w domu, że nie zauważyłam psiej zabawki leżącej pod żywopłotem. Głośny pisk gumowej wiewiórki dotarł do uszu Pana Golfika i Loli i oboje znieruchomieli.

O nie.

Pan Golfik i Lola rzucili się do drzwi. Zrobiłam szybki odwrót, ale pechowo zaczepiłam obcasem o węża ogrodowego.

– Och. – Poleciałam twarzą w żywopłot. Podniosłam się, ale nie dość szybko.

– Kim jesteś?

Zmieszana, odwróciłam się. Zostałam przyłapana na gorącym uczynku.

Twarz Pana Golfika była pokryta czerwonymi plamami, oczy miał spuchnięte i podkrążone, jakby całą noc nie spał. Lola została w drzwiach i dobrze widziałam tylko jej rude włosy.

– Ja? Hmm, eee… sczytuję liczniki? – Żeby tyle lat chodzić do katolickiej szkoły i nie nauczyć się porządnie kłamać. Zgroza.

Pan Golfik zmrużył przekrwione oczy.

– Monaldo cię przysłał?

– Eee… – Próbowałam wyczytać z jego oczu, czy to dobrze, czy źle. – Tak? Ech. Zła odpowiedź. Pan Golfik spojrzał szybko na Lolę. Mogłabym przysiąc, że był bliski paniki. Jednak zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, zobaczyłam lufę pistoletu, wycelowaną w moją twarz.

– O, cholera! – Odruchowo cofnęłam się o krok.

– Powiedz Monaldowi, że to już koniec – warknął Pan Golfik, wymachując pistoletem. – Hank nie żyje, już wystarczy. Koniec z tym wszystkim.

– Hej, nie znam żadnego Monaldo – powiedziałam, unosząc ręce do góry. Dlaczego musiałam wybrać akurat ten moment, żeby stać się przekonującą kłamczucha? – Kłamałam. Przysięgam, nie mam pojęcia, o kim mówisz. Przyszłam tu, bo szukam Larry'ego Springera. Jestem, eee… – Urwałam, patrząc na lufę wycelowaną w moją głowę. – Myślę, że może być moim ojcem.

Pan Golfik zamrugał, wyraźnie zaskoczony. Opuścił pistolet. Otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo na patio wyszła Lola.

– Maddie?

Spojrzałam na nią, po raz pierwszy widząc jej twarz – odrobinę zbyt szeroką z silną szczęką i długim prostym nosem.

Rozszerzyłam oczy ze zdumienia, kiedy zobaczyłam jej oczy. Okrągłe, łagodne, w wyjątkowym, piwnym kolorze, który zmieniał się w złocistobrązowy lub szmaragdowy w zależności od tego, jak dużo użyło się fioletowego eyelinera.

Oczy takie jak moje.

6

Wpatrywałam się w Lolę, mrugając. Nagle prawda dotarła do mnie z siłą grubej kobiety rzucającej się na ostatnią parę przecenionych czółenek na megawyprzedaży w Nordstromie. Szerokie ramiona, wąskie biodra, mięsiste policzki. Jabłko Adama.

Z trudem przełknęłam ślinę. Zaschło mi w ustach.

– Maddie? – powtórzyła Lola, tym razem wyraźnie męskim głosem. Oblizałam wargi i poruszyłam ustami. Tyle że nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Odchrząknęłam i spróbowałam jeszcze raz.

– Tak. – Znowu spojrzałam w te znajome, brązowe oczy. – Larry? Pomalowane ciemnoczerwoną szminką usta drgnęły lekko w kąciku.

– Większość ludzi mówi teraz do mnie Lola.

Skinęłam głową, czując że moje ściągnięte czoło aż prosi się o botoks, kiedy mój mózg szukał odpowiednich emocji. Szok byłby w sam raz. Albo zaskoczenie. Może nawet gniew. A jednak jedyne co czułam, patrząc na mojego ojca w minispódniczce i butach tancerki go – go, to ulga, że nie leży martwy w jakimś kanale.

– Co tu robisz? – zapytał.

– Dostałam twoją wiadomość. – Nie mogłam przestać gapić się na jego buty. Gucci. Teraz przynajmniej wiedziałam, po kim odziedziczyłam wyczucie stylu.

Lola alias Larry, przygryzła wargę, tak, że na zębach pozostały jej plamki czerwonej szminki.

– Racja. Przepraszam za to. Ja, eee, nie powinienem był dzwonić. To było głupie. Już wszystko w porządku. – Tyle że jego ukradkowe spojrzenie na Pana Golfika nie potwierdzało tych słów.

Teraz, kiedy Pan Golfik przestał we mnie celować, zauważyłam, jak bardzo trzęsą mu się ręce. Przekładał pistolet z jednej dłoni do drugiej, jakby nie mógł się zdecydować, jak powinien go trzymać. Do tego cały czas rozgląda! się wokół, jakby spodziewał się, że w każdej chwili ktoś może wyskoczyć zza krzewu azalii.

Larry nie wyglądał wiele lepiej. Z bliska widziałam, że ma o wiele więcej lat, niż wcześniej dawałam Loli. Makijaż tylko częściowo maskował worki pod oczami, na brodzie przebijał siwy zarost, a pod białym elastycznym topem dostrzegłam zarys gorsetu, trzymającego w ryzach sadełko typowe dla facetów w średnim wieku.

Najbardziej fascynowały mnie jednak jego oczy, tak bardzo podobne do tych, które co rano widziałam w lustrze. Trochę wytrącało mnie to z równowagi. Okej, bardzo wytrącało. Przypominało to patrzenie na pięćdziesięcioletnią wersję samej siebie, tyle że trzydzieści centymetrów wyższą i z meszkiem nad wargą.

Kiedy staliśmy tak z Larrym, przyglądając się sobie w milczeniu, w głowie kłębiło mi się z milion pytań. Czy minispódniczki i wysokie obcasy były powodem, dla którego zostawił mamę i mnie? Dlaczego przez dwadzieścia sześć lat ani razu nie zadzwonił? Czy to wszystko oznaczało, że nie był gwiazdą rocka? Boże. Czy mój ojciec był striptizerką?

I co to był za wystrzał? Dlaczego wczoraj uciekł przede mną? I ostatnie, ale nie mniej ważne pytanie: kim, do diabła, jest Monaldo?