Выбрать главу

Skinęłam głową, woląc się nie odzywać z obawy, że powiem coś absolutnie niewłaściwego. Na przykład: „Nie, czekaj, jestem pewna, że zaraz rozpracuję tę cholerną sprzączkę!”

– Mmm, mmm! Skarbie, ten facet to totalne ciacho – rozpromienił się Marco, odprowadzając Ramireza wzrokiem.

– Co on tu robił? – zapytała Dana. – Co z Przysięgą?

– Chrzanić Przysięgę, skarbie. Ten facet to chodzący seks! Uf! – Marco zaczął się wachlować.

Kiedy zdołałam trochę uspokoić moje rozszalałe hormony, Dana dobrała się do minibarku, a ja streściłam wszystko, czego dowiedziałam się od Ramireza. Jeśli się nad tym zastanowić, nie złamałam danej mu obietnicy. Powiedział, że informacje które mi ujawni, nie mogą wyjść poza ten pokój. I nie wyszły, bo przecież ciągle w nim byliśmy. Widzicie? Tajemnica dochowana. (Tak jakby).

Dana, jest tak dobrą przyjaciółką, że nie powiedziała nawet: „A nie mówiłam?” kiedy doszłam do powiązań Monalda z Marsuccimi. Chociaż mogła powiedzieć to bezgłośnie do Marca, kiedy poszłam po drugą miniaturową tequile. Byłam już wtedy tak zamroczona, że nie mam pewności.

Kiedy opróżniliśmy minibarek, wciągnęłam piżamę w kaczuszki i klapnęłam na dostawkę. Zamknęłam oczy, a pod powiekami migały mi obrazki z Larrym w podróbkach Gucciego, przemieszane z pustymi oczami Monalda i czarną płachtą przykrywającą nieszczęsnego Hanka. Za to, kiedy na dobre odpłynęłam w sen, przyśnił mi się Ramirez, ze świecami, romantyczną muzyką i całą naszą idealną pierwszą randką.

Z cudownego snu, w którym język Ramireza robił magiczne sztuczki na moim brzuchu, wyrwała mnie uwertura do Wilhelma Telia dobiegająca z mojej torebki. Odruchowo sięgnęłam po komórkę. Aua! Straszny ból przeszył lewą stronę mojego ciała. Przekręciłam się. Ból poraził moje ciało z prawej strony. Ostrożnie wsparłam się na łokciach i rozmasowałam kark. Czułam się, jakbym spędziła noc na siedząco, na jednym z krzeseł w jadalni mojej irlandzkiej, katolickiej babci. Zamrugałam. Nie, to nie było krzesło z jadalni, to coś znacznie gorszego. Spałam na najbardziej nierównej i niewygodnej dostawce w całej Newadzie. Krzywiąc się z bólu, wyjęłam telefon z torebki.

– Halo?

– Maddie? Tu mama.

Rety! Poderwałam się jak oparzona, po czym jęknęłam, czując ból zarówno z lewej, jak i prawej strony.

– O. Cześć, mamo.

– Cześć, kochanie. Tak się cieszę, że odebrałaś. Jak tam Palm Springs?

– Jak Palm Springs? – Rozejrzałam się po pokoju. Marco chrapał jak traktor pod błękitną maską z koronką, a Dana leżała rozciągnięta w poprzek drugiego łóżka, znowu nie mieszcząc się z kończynami. – Jest super. Naprawdę. Naprawdę super. – Skrzywiłam się. Nie cierpię mieć wyrzutów sumienia.

– Och, to wspaniale. Tak się cieszę, że dobrze się bawisz. Byłaś już w tym małym sklepiku na Palm Canyon? Tym, gdzie sprzedają te ręcznie malowane muszle?

– Nie. Jeszcze nie, – Nie było to do końca kłamstwo, prawda?

– Och, koniecznie musisz się tam wybrać. Są przepiękne! To co już widziałaś?

– Och, niewiele. – Jeśli nie liczyć drag queens w piórach i handlujących butami mafiosów.

– No cóż, skarbie, jestem bardzo zadowolona, że postanowiłaś to zrobić. Naprawdę potrzebowałaś wakacji. Strasznie się ucieszyłam na wieść, że znowu randkujesz. Nie jest dobrze zbyt długo być samej.

Nie musiała mi o tym mówić. – Aha.

– W każdym razie, chciałam się tylko przywitać. Przed twoim wyjazdem miałyśmy małe nieporozumienie i, cóż, chciałam tylko… się przywitać.

Wzdrygnęłam się, znowu czując wyrzuty sumienia. Mama nie umie przepraszać i jak na nią, było to naprawdę dużo.

– Mamo, co do Larry'ego…

– Właśnie – weszła mi w słowo. – Cieszę się, że już to sobie wybiłaś z głowy. – Stwierdzenie. Wybiłaś z głowy.

– Aha. – Znowu Pomasowałam kark. Czy mi się zdawało, czy ból się nasilał?

– I cieszę się, że dobrze się bawisz. Chcesz, żebym wpadła i podlała kwiaty pod twoją nieobecność?

– Nie, mamo. Nie mam kwiatów. – Zamilkła na moment.

– Jak to nie masz kwiatów?

– No nie mam. Kwiaty usychają, więc mam tylko plastikowego fikusa w kącie. Żadnych żywych roślin.

Znowu milczała, zszokowana.

– Nie wygłupiaj się, wszyscy mają kwiaty. Kupię ci coś.

Tak, ból zdecydowanie się nasilał. Przechyliłam głowę na bok i jęknęłam.

– Maddie, wszystko w porządku?

– Tak, po prostu krzywo spałam. – Mama zachichotała.

– Rozumiem. Pamiętam, jak pierwszy raz wyjechaliśmy z Ralphiem na weekend. Spałam wtedy w różnych dziwnych pozycjach.

Okej, wystarczy.

– Słuchaj, mamo, muszę…

– Raz nawet „spaliśmy” w toalecie samolotu. Słyszałaś kiedyś o erotycznym „odlocie”, Maddie?

Fuj, fuj, fuj!

– Mamo, naprawdę muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie później. Pa. Szybko się rozłączyłam i odrzuciłam telefon, jakby był skażony seksualnymi wyczynami mamy. Nie chciałam ich poznawać.

Opadłam z powrotem na poduszki i zamknęłam oczy. Niestety, zaszczepione we mnie katolickie poczucie winy nie dawało mi spać. Choć wiedziałam, że robię to dla jej dobra, czułam się podle, okłamując mamę. Głównie dlatego, że wiedziałam, iż wcześniej czy później, odkryje prawdę. Przypomniało mi się Boże Narodzenie, kiedy miałam dziesięć lat. Zrobiłam rewizję w szafie mamy i podejrzałam wszystkie moje prezenty. Potem je schowałam, uważając, by znalazły się dokładnie tam, skąd je wyjęłam. W świąteczny poranek znalazłam tylko kartkę z informacją że Mikołaj nie lubi dziewczynek, które podglądają. Nadal nie mam pojęcia, jak to odkryła. Jakimś cudem, zawsze odkrywała prawdę.

Westchnęłam, wiedząc, że mogę zapomnieć o spaniu, i pokuśtykałam do łazienki. Spędziłam całą wieczność pod strumieniem gorącej wody, w nadziei, że pomoże rozluźnić mój zesztywniały kark. Potem włożyłam białe rybaczki, różowy T – shirt i różowe czółenka od Charlesa Davida. Zanim skończyłam suszyć włosy i zrobiłam makijaż (pełny, żeby zrekompensować sobie lekko powiększony nos), prawie mogłam się wyprostować. Prawie.

– Co ci się stało w szyję? – zapytała Dana. Przeciągnęła się i włączyła telewizor.

– To ta dostawka – jęknęłam. – Masz może aspirynę? – Marco ziewnął.

– Wyglądasz jak Quasimodo. Dźgnęłam go palcem.

– Jeśli jesteś taka dowcipna, księżniczko, to dzisiaj ty śpisz na dostawce. Marco wydął wargi, ale wiedział, że lepiej nie kłócić się ze mną przed kawą.

– Okej. Nie wiem jak wy – dodał, zmieniając temat – ale ja wybieram się dzisiaj do Egiptu. Chcę zobaczyć Sarkofag Tutenchamona w Luxorze. Wiecie, że w sklepiku z pamiątkami mają repliki klejnotów królowej Nefretete? Z prawdziwego złota. Zastanawiam się nad diademem.

Zanotowałam sobie w pamięci, żeby powiedzieć Ramirezowi, iż na świecie jest przynajmniej jedna osoba bardziej dziewczyńska ode mnie.

– A po Tutenchamonie mam gorącą randkę. – Marco zachichotał jak gimnazjalistka. – Z Madonną. Zabiera mnie do Venetian. Czy może być coś romantyczniejszego od Wenecji?

Nagle wyobraziłam sobie siebie i Ramireza w gondoli, jak trzymamy się za ręce. Natychmiast odgoniłam tę myśl, żeby nie zamienić się w gimnazjalistkę, jak Marco.

– Możesz coś dla mnie zrobić? – zapytałam Marca. – Wszystko, skarbeńku.

– Zapytasz Madonnę, gdzie mieszka Bobbi? – Nie podobało mi się, że nikt w klubie nie widział Bobbiego od wielu dni. Zamiast wysnuwać pochopne wnioski, postanowiłam upewnić się, czy po prostu nie leży w domu, złożona grypą.

– Załatwione.

Kiedy Marco poszedł do łazienki, by poddać się swojemu codziennemu rytuałowi mycia, złuszczania i nawilżania twarzy kremem z mikroperełkami, przekartkowałam folder z usługami oferowanymi przez hotel i znalazłam numer do Regis Salon. Nie było mowy, żebym udała się na romantyczną pierwszą randkę w gondoli z górną wargą jak u drag queen. (Tak, wiem, Ramirez mówił o „kolacji” a nie o „wieczorze w Wenecji”, ale to była moja fantazja i mogłam ją umiejscowić gdzie tylko chciałam). Telefon odebrała kobieta o nosowym głosie Frań Drescher. Po przejrzeniu terminarza powiedziała, że może mnie wcisnąć na czwartą.